[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W przeciągu pięćdziesięciu minut pojawił się nad polami, sprowadzony przez radio w samochodzie, helikopter Scotland Yardu.Zawisnąwszy nad szosą wysadził podobnego do ptaka człowieczka, znanego jako doktor Barnard, pełniącego w Yardzie funkcję głównego specjalisty od materiałów wybuchowych.Dzięki zamachom bombowym IRA dokonywanym na terenie Wielkiej Brytanii przebadał więcej eksplozji, niżby pewnie chciał.Oprócz “czarodziejskiej skrzynki”, jak ją lubił nazywać, towarzyszyła mu sława cudotwórcy.O doktorze Barnardzie mówiono, że na podstawie słabo widocznych przez szkło powiększające kawałeczków potrafi określić nie tylko bombę, ale i fabrykę, w której wyprodukowano jej części, oraz człowieka, który je złożył.Przez kilka minut słuchał relacji Nigela Cramera, po czym pokiwał głową i zaczął wydawać rozkazy swym ludziom, którzy właśnie nadlecieli dwoma kolejnymi helikopterami.Byli to pracownicy laboratoriów medycyny sądowej w Fulham.Z kamiennym spokojem przystąpili do swych zadań uruchamiając machinę kryminalistyki.Jakiś czas wcześniej do Quinna podszedł Kevin Brown, dokonawszy oględzin zwłok Simona Cormacka.Na jego szarej twarzy malował się szok i wściekłość.- Ty draniu - warknął.Obaj jednakowo wysocy, stali oko w oko.- To twoja wina.W ten czy inny sposób przyczyniłeś się do tego.Zapłacisz za to, już ja tego dopilnuję.Cios, który po tym nastąpił, był zaskoczeniem dla dwóch młodych agentów z FBI, którzy chwycili Browna za ręce, by go uspokoić.Quinn zapewne widział spadającą nań pięść, lecz nie zrobił uniku.Mając ciągle skute kajdankami ręce, dostał prosto w szczękę.Uderzenie było tak silne, że rzuciło go do tyłu: głową trafił w krawędź dachu stojącego za nim samochodu i stracił przytomność.- Wsadźcie go do auta - mruknął Brown, odzyskawszy panowanie nad sobą.Amerykanów Cramer nie mógł zatrzymać.Seymoura i Collinsa chronił immunitet dyplomatyczny, więc kwadrans później pozwolił im wszystkim wsiąść do aut i odjechać do Londynu; zastrzegł jednak, że Quinn, który nie był nietykalny, będzie musiał złożyć wyczerpujące zeznanie.Seymour dał mu słowo, ze Quinn pozostanie do jego dyspozycji.Gdy odjechali, Cramer połączył się z sir Harrym Marriottem w jego domu, by przekazać mu wiadomość - zrobił to przez telefon w warsztacie, uważając, że jest mimo wszystko bezpieczniejszy niż policyjna krótkofalówka.Polityk był wstrząśnięty do głębi.Ale nie przestał być politykiem.- Panie Cramer, czy my, jako rząd brytyjski, jesteśmy w to jakoś zamieszani?- Nie, panie ministrze.Od momentu ucieczki Quinna z mieszkania stało się to jego sprawą.Przeprowadził ją wedle własnego widzimisię, nie angażując w to ani nas, ani swych ludzi.Postanowił zagrać na własną rękę i przegrał.- Rozumiem - odparł minister spraw wewnętrznych.- Natychmiast zawiadomię panią premier o wszystkich aspektach.- powiedział mając zapewne na myśli to, że przedstawiciele rządu brytyjskiego nie maczali w tym palców.- Za wszelką cenę niech pan trzyma z daleka dziennikarzy.W najgorszym wypadku będziemy zmuszeni powiedzieć, że Simon Cormack został odnaleziony martwy.Ale jeszcze nie teraz, i proszę informować mnie o najmniejszych nawet postępach śledztwa.Tym razem wieści pochodziły z własnych źródeł Waszyngtonu w Londynie.Patrick Seymour połączył się bezpieczną linią bezpośrednio z wiceprezydentem Odellem, który chętnie przyjął telefon mimo wczesnej pory - w Waszyngtonie była piąta rano - sadząc, że dzwoni agent FBI z wiadomością o uwolnieniu Simona Cormacka.Kiedy wysłuchał Seymoura, zrobił się szary na twarzy.- Ale jak to? Dlaczego? Na miłość boską, dlaczego?- Nie wiemy, sir - powiedział głos z Londynu.- Dzieciak był bezpieczny i zdrowy, gdy go puścili.Był już blisko nas, brakowało tylko dziewięćdziesięciu jardów, kiedy się to zdarzyło.Nawet nie wiemy, co ,,to” było.On nie żyje, panie wiceprezydencie.Komitet został zwołany w przeciągu godziny.Jego członkom zrobiło się niedobrze, gdy usłyszeli, co się stało.Kto powie prezydentowi? Obowiązek ten spadł na przewodniczącego komitetu, Michaela Odella; dwadzieścia cztery dni wcześniej do niego skierowano: ,,Odzyskaj mojego syna”.Z ciężkim sercem wyruszył z zachodniego skrzydła do Rezydencji.Prezydenta Cormacka nie musiano budzić.Przez ostatnie trzy i pół tygodnia mało sypiał, często budził się przed nastaniem dnia; szedł wówczas do prywatnego gabinetu, gdzie próbował skoncentrować uwagę na sprawach państwowych.Na wiadomość, że wiceprezydent chciałby się z nim widzieć, prezydent Cormack oświadczył, że przyjmie go w Żółtym Pokoju Owalnym.Żółty Pokój Owalny jest przestronną salą recepcyjną na drugim piętrze między gabinetem a Salą Podpisywania Układów.Za jej oknami wychodzącymi na zieleńce Pennsylvania Avenue znajduje się Balkon Trumana.Tu - pod kopułą i nad Portykiem Południowym wypada geometryczny środek Rezydencji.Stojąc na środku z twarzą zwróconą ku drzwiom prezydent Cormack czekał na Odella.Odell milczał, nie potrafił się zmusić do wyjawienia celu swej wizyty.Wyraz oczekiwania na twarzy prezydenta zniknął.- Co powiesz, Michael? - zapytał bezbarwnie.- On.Simon.został odnaleziony.Obawiam się, że nie żyje.Prezydent Cormack ani drgnął.Gdy wreszcie przemówił, jego głos był cichy, wyraźny, pozbawiony emocji.- Zostaw mnie, proszę.Odell odwrócił się i wyszedł do Głównego Holu.Zamknąwszy drzwi, zamierzał skierować się ku schodom, kiedy z tyłu dobiegł go przeciągły jęk, taki, jakie wydają śmiertelnie ranione zwierzęta.Wzdrygnąwszy się, ruszył przed siebie.Człowiek z ochrony, Lepinsky, siedzący przy biurku pod ścianą na końcu holu trzymał podniesioną słuchawkę.- To premier Wielkiej Brytanii, panie wiceprezydencie - powiedział.- Odbiorę.Halo, tu Michael Odell.Tak, pani premier, właśnie mu powiedziałem.Nie, madame, on nie przyjmuje teraz żadnych telefonów.Absolutnie żadnych.W słuchawce nastąpiła cisza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]