[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział teraz cichoi okazywał tyle samo emocji co zawsze to znaczy nie okazywał ich wcale.Simons przeciwnie, był podniecony. Przed nami Historia tworzy się na naszych oczach powiedział. Niewielu lu-dzi miało okazję oglądać z bliska przebieg rewolucji.Coburn zorientował się, że Simons zakochany był w historii, a rewolucje stanowiłyjego specjalność.Kiedy w porcie lotniczym zapytano go, czym się zajmuje i jaki jest celjego wizyty, odpowiedział, że jest emerytowanym rolnikiem i że jest to dla niego jedy-na w życiu szansa, aby przyjrzeć się rewolucji z bliska.Mówił prawdę.Coburna wcale nie podniecało to, że tkwi w jej środku.Nie cieszył go fakt, że siedziw niewielkim Renaulcie 4 otoczony przez tłum agresywnych fanatyków islamskich.Pomimo swojej świeżo zapuszczonej brody, nie wyglądał na Irańczyka.Poche również.Ale Simons tak miał obecnie dłuższe włosy, białą brodę i przy jego oliwkowej cerzei dużym nosie wystarczyłoby mu dać muzułmański różaniec i postawić gdzieś na roguulicy, a nikt nie podejrzewałby ani przez chwilę, że to Amerykanin.Ale tłum nie interesował się Amerykanami i po jakimś czasie Coburn nabrał natyle pewności siebie, że wyszedł z samochodu i udał się do piekarni.Przyniósł stamtądchleb babari długie, świeże, płaskie bochenki o delikatnej skórce, sprzedawane posiedem riali, czyli dziesięć centów.Przypominały francuskie bagietki i kiedy były świe-że smakowały wspaniale, czerstwiały jednak bardzo szybko.Jadano je zazwyczaj z ma-słem, albo z serem.Najważniejszymi artykułami spożywczymi w Iranie były właśniechleb babari i herbata.Obserwując demonstrację siedzieli i żuli chleb, aż wreszcie ruch na jezdni zaczął po-wracać do normy.Poche trzymał się trasy, którą poprzedniego wieczoru wykreślił namapie.Coburn zastanawiał się, co zobaczą, gdy wreszcie dotrą do więzienia.Na roz-kaz Simonsa, trzymał się do tej pory z daleka od centrum.Nie można było mieć zbytwielkiej nadziei, że więzienie będzie wyglądać dokładnie tak, jak opisywał je jedenaściedni temu w domku nad jeziorem Grapevine.Opracował bardzo dokładny plan atakuna podstawie nader niedokładnych danych.Jak bardzo niedokładnych, mieli się wkrót-ce przekonać.Dotarli do Ministerstwa Sprawiedliwości i skręcili w Khayyam Street, gęsto zabudo-waną ulicę.Na jej końcu znajdowała się brama więzienna.Poche jechał wolno ale nie za wolno wzdłuż budynku więzienia. Cholera jasna! zaklął Simons.Coburnowi zamarło serce.141Więzienie w niczym nie przypominało teraz obrazu utrwalonego w pamięci.Wejście zamykała dwuskrzydłowa stalowa brama o wysokości czternastu stóp.Pojednej jej stronie znajdował się piętrowy budynek z zasiekami z drutu kolczastegowzdłuż całego dachu, po drugiej zaś wyższy, czteropiętrowy gmach z szarego ka-mienia.Nie było żelaznych sztachet.Nie było podwórka. Gdzie jest ten pieprzony wybieg? zapytał Simons.Poche pojechał kawałek dalej, zawrócił i przejechał znowu wzdłuż Khayyam Street,ale w przeciwnym kierunku.Tym razem Coburn zobaczył niewielkie podwórko, na którym rosła trawa i kilkadrzew.Od ulicy oddzielał je płot z żelaznych sztachet o wysokości dwunastu stóp.Naj-wyrazniej jednak nie miało nic wspólnego z położonym dalej więzieniem.W jakiś spo-sób, w rozmowie telefonicznej z Majidem, poplątali miejsce spaceru więzniów z tymmałym ogródkiem.Poche przejechał jeszcze raz wokół bloku.Simons zastanawiał się. Możemy się tam dostać powiedział po chwili. Alemusimy wiedzieć, co nas czeka, kiedy przedostaniemy się przez mur.Ktoś musi tampójść na zwiady. Kto? zapytał Coburn. Ty odparł Simons.Coburn podszedł do bramy więziennej wraz z Richem Gallagherem i Majidem.Ma-jid nacisnął przycisk dzwonka.Czekali.Coburn stał się zewnętrznym kontaktem grupy ratowniczej.W Bukareszcie wi-dzieli go już urzędnicy irańscy, a więc jego obecności w Teheranie nie sposób byłoutrzymać w tajemnicy.Simons i Poche będą przebywali, o ile tylko się da, w ukryciui z dala od EDS.Nikt nie powinien wiedzieć, że tu są.Do Coburna należały też spotka-nia z Taylorem w hotelu Hyatta i wymiana samochodów.Do niego wreszcie należałoprzedostanie się do środka więzienia.Czekając, aż zostaną wpuszczeni, przypomniał sobie wszystkie punkty, na które Si-mons kazał mu zwrócić szczególną uwagę zabezpieczenie, liczbę strażników, uzbro-jenie, rozplanowanie terenu, osłony, wysokie punkty& Lista była długa, a Simons po-trafił sprawić, że człowiek starał się zapomnieć każdy szczegół jego instruktażu.W bramie otworzyło się okienko.Majid powiedział coś w farsi.Brama otworzyła się i wszyscy trzej weszli do środka.Bezpośrednio przed sobą, Coburn zobaczył podwórko z trawiastym klombem po-środku kolistego podjazdu i zaparkowane dalej samochody.Za nimi stał czteropiętro-wy gmach.Po lewej stronie znajdował się parterowy budynek, który widział z ulicy142 ten z drutem kolczastym na dachu.Z prawej strony były następne stalowe drzwi.Coburn miał na sobie długi, rozszerzający się ku dołowi płaszcz Taylor nazywałgo płaszczem Maskotki Michelina można było bez trudu ukryć pod nim strzelbę,ale strażnicy przy bramie nie zrewidowali go. Mógłbym mieć przy sobie osiem sztukbroni , pomyślał.To dodawało otuchy straż przy bramie była niedbała.Zauważył też, że strażnik uzbrojony jest w niewielki pistolet.Wszyscy trzej zostali zaprowadzeni do niskiego budynku po lewej stronie.W roz-mównicy był zarządzający więzieniem pułkownik wraz z drugim Irańczykiem.Galla-gher ostrzegł Coburna, że ów drugi mężczyzna zawsze jest obecny w czasie odwiedzini doskonale mówi po angielsku.Najprawdopodobniej jego zadaniem było przysłuchi-wanie się rozmowom.Coburn powiedział Majidowi, że nie chce być podsłuchiwanyw czasie rozmowy z Paulem, i Majid zgodził się odwrócić uwagę drugiego Irańczyka.Coburn został przedstawiony pułkownikowi, ten zaś łamaną angielszczyzną oznaj-mił, że przykro mu z powodu Paula i Billa i ma nadzieję, iż wkrótce zostaną zwolnie-ni.Sprawiał wrażenie, że mówi szczerze.Coburn zauważył, że ani pułkownik, ani jegopodsłuchujący towarzysz nie są uzbrojeni.Drzwi otworzyły się i weszli Paul oraz Bill.Obaj gapili się na Coburna.Byli zaskoczeni.%7ładnego z nich nie uprzedzono, że Jayjest w mieście, a jego broda była dla nich dodatkowym wstrząsem. Co tu robisz, do cholery?! zapytał Bill, uśmiechając się szeroko.Coburn uści-skał ich serdecznie. Chłopie, nie mogę uwierzyć, że cię widzę rzekł Paul. A co tam u mojej żony? spytał Bill. Emily ma się świetnie, Ruthie także odparł Coburn.Majid zaczął mówić coś głośno do pułkownika i jego towarzysza.Można się było domyślić po jego żywej gestykulacji, że opowiada im jakąś skompli-kowaną historię.Rich Gallagher zaczął rozmawiać z Billem, a Coburn usiadł obok Pau-la.Simons polecił Coburnowi wypytać Paula o rozkład zajęć w więzieniu i poinformo-wać go o planie uwolnienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]