[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nigdzie nie idę, idę z panią. Odsunął się nieco i patrzył długo na nią.Była dzisiaj przepiękna na tle pól zabłękitnionych i zórz purpurowych.W oczach miała roztęsknienie, zadumę i jakąś tajemniczość, jak te pola, co pod lasamiokrywały się już mrokiem. Wygląda pani niby Gioconda Lionarda. To jest? Dziwnie pięknie, za pięknie dodał ciszej. I nic więcej. szepnęła ironicznie. To stary repertuar. Znudził panią! a dobrze, popiszę się nowym natychmiast. Ciekawam. Ciekawość jest pani cechą bardzo ważną. Czy to określenie jest już z nowego repertuaru? Pytam, bo wydaje mi się znajome.Nie odezwał się, zabolała go ta ironia, bo zresztą jej ruchy, nieco ciężkie, lekko rozkołysa-ne, te ramiona wspaniale uformowane, te usta purpurowe, zmysłowe, przy oczach spokojnychi głębokich, ta cała postać dumna i drażniąca działała na niego dziwnie: przyciągała i gnie-wała na siebie, że ulega czarowi.Ogarniał ją płomiennym wzrokiem; spostrzegła to i włożyłakapelusz, który dotychczas niosła w ręku. Niech pani się nie szpeci tym pudłem zaprotestował. Nie lubię, żeby mnie taksowano oczyma powiedziała twardo. Kto pani jest? Uderzyły go jej słowa niby pejcz przez twarz. Człowiek. Wielka ambicja jest zasadniczą cechą pani. Mówimy o umarłej! bo gdyby jeszcze ta ambicja żyła we mnie, to nie szłabym tą drogą zpewnością. Nie rozumiem. Byłabym gdzieś w świecie.Może byłabym wielką artystką, może niczym, ale nie sie-działabym w Krosnowie, to pewna. Z dobrych żon wprawdzie mniej jest pożytku niż z wielkich artystek, ale.można być iwielką kobietą w Krosnowie. Dla kogo? Pożałowała tego zapytania, wydało jej się dziecinne. Dla samej siebie, dla ludzi, dla męża, dla jaśnie Pietrza dziedzica. Dlaczego pan zawsze kończy drwinami? Drwiny są często tarczą przed własnym sercem odpowiedział ciszej i smutniej. A może tylko flirtem z nowego repertuaru.110 Bardzo pani jest szczęśliwa w Krosnowie? Panie. Dlaczego się pani oburza? Podchwyciłem tylko ton pani. Dobrze; więc jakże z pańskim szczęściem w Witowie! Jestem kwadratowo szczęśliwy.Tak, odżywiam się doskonale, kocham w miarę potrze-by, sypiam kiedy chcę.drwię z ludzi, kiedy pragnę, nie dbam o nic i o nikogo i mogę w każ-dej chwili rozbić sobie czerep, jeśli mi się spodoba.Uśmiecha się pani drwiąco! nie wierzypani, bierze mnie pani za jednego z tych nędznych blagierów, pozujących na nudę iweltszmerc.Mogę panią zaraz, natychmiast, przekonać, że to, co mówię, gotów jestem zrobić,jak ów Anglik! Mówił prędko, oczy mu zaświeciły taką zdeterminowaną stanowczością, takstrzeliły płomieniem gwałtownej siły, gdy wyciągał z kieszeni rewolwer, że Janka zbladła ibezwiednym ruchem zatrzymała mu rękę podnoszącą się do czoła.Strach oblał ją płomie-niem, była najgłębiej przekonana, że byłby się zastrzelił.A on stał chwilę i wpijał się w nią swoimi oczyma magnetyzera, twarz, podobna nieco dodzikiego Antinousa, drgała mu na chwilę wszystkimi muskularni, wreszcie zdjął ze swojejdłoni jej rękę i rzekł drwiąco: Jest pani za nerwowa na żonę Andrzeja, a przeto trudno będzie zapanować nad gospo-darstwem, bardzo trudno. Nie kończ pan! syknęła przychodząc do siebie i taki nagły, oślepiający gniew ją ogar-nął, że w pierwszym odruchu byłaby go uderzyła parasolką.Nienawidziła go w tej chwili tak silnie, że nie powiedziawszy słowa więcej poszła naprzódbardzo spiesznie. Pani Janino! zawołał za nią zdumiony.Nie obejrzała się nawet, tylko przyśpieszyłakroku, serce biło jej gniewem, a w oczach poczuła łzy zdenerwowania. Błagam o przebaczenie.Nie chciałem pani obrazić.Niech pani tak nie odchodzi. Rozejdzmy się lepiej; nie przywykłam, aby eksperymentowano dla zabawki na.moichnerwach i wrażliwości.Patrzał się w jej oczy tak smutnie, że stopił gniew i zadrgała w niej litość i współczucie. Ciekawe wrażenie wyniósłby ten, kto by nas widział i słyszał teraz powiedziała usiłu-jąc panować nad sobą. Zrozumiałby, że ma przed sobą dwie dusze, które się szukają i które się boją własnychprzepaści. A pan co by powiedział? Serce zabiło jej mocno. %7łeśmy szukali bezwiednie dróg do dusz własnych. Dobranoc panu, dojdę już sama. I żeśmy zajrzeli do ciemni mówił nie słysząc jej pożegnania. Mając takie cuda przed sobą! Wskazała wiszące nad lasami słońce, co się krwawiło wszybach stawów i pływało w mgłach sinych. H2O zabarwione metalicznie, chce pani, to określę formułami resztę.Spojrzała na niego i jakieś dziwne uczucie obawy ścisnęło jej duszę, jakby istotnie zajrzaław przepaść niezgłębioną.Szli w milczeniu, spoglądali na siebie chwilami zimno i badawczo, a dusze się im trzęsływ jakimś nieopowiedzianym uczuciu miłości i zgryzoty, w uczuciu pożądania i strachu przedtym pożądaniem, a pomiędzy nimi snuły się błyski zrenic rozpalonych i te niezliczone prądy,biegnące z duszy do duszy.Od kapliczki z Witowa leciał głos sygnaturki i łączył się z muzyką koników polnych i zrytmicznym turkotem młyna huczącego w Krosnowie i biegł po rosie, i rozlewał się corazszerzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]