[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zwrócił się do Caldrica.– Co jeszcze.Książę?– Posłanie od Cesarzowej Wielkiego Keshu, Wasza Wysokość.– I cóż to Kesh ma do przekazania Wyspom?– Cesarzowa poleciła swemu ambasadorowi, niejakiemu Abdurowi Rachman Memo Hazara-Khanowi, by udał się na Wyspy w celu przedyskutowania możliwości zakończenia wszelkich sporów różniących jeszcze Kesh i Wyspy.– Ta wiadomość sprawiła nam wiele radości, Książę.Problem Doliny Snów stanowczo za długo uniemożliwia uczciwe układy pomiędzy Królestwem a Wielkim Keshem w innych sprawach.Oba nasze narody odniosłyby podwójną korzyść, gdybyśmy mogli załatwić tę sprawę raz i na zawsze.– Lyam powstał.– Powiadom Jego Ekscelencję, że będzie się musiał pofatygować z nami do Krondoru, ponieważ czeka nas tam wesele.Panowie i panie, z najwyższą radością ogłaszamy, iż w najbliższym czasie odbędzie się ślub mego brata Aruthy z księżniczką Anitą.Król podszedł do obojga, wziął za ręce i podprowadził na skraj podwyższenia, przedstawiając oficjalnie dworowi.Rozległy się gromkie brawa.Carline, stojąca u boku braci, rzuciła Lauriemu ponure spojrzenie.Podbiegła do Anity i pocałowała jaw policzek.W sali huczało od wiwatów i oklasków.– Zakończyliśmy na dzisiaj urzędowanie.KRONDORMiasto zapadło w letarg.Znad wód Morza Gorzkiego nadciągnął całun mgły, spowijając je gęstą bielą.Stolica Zachodnich Ziem Królestwa nigdy nie udawała się na spoczynek, lecz dziś zwykłe odgłosy nocy wygłuszone były przez nieprzenikniony woal opatulający szczelnym płaszczem kroki spóźnionych przechodniów.Wszystko wydawało się wyciszone, łagodniejsze, jakby miastu udało się w końcu odnaleźć upragniony wewnętrzny spokój.Dla jednego z jego mieszkańców warunki dzisiejszej nocy były wprost wymarzone.Mgła zamieniła wszystkie ulice w wąziutkie, ciemne przejścia, a budynki w oderwane od reszty zabudowy wyspy.Nie kończący się lepki mrok ustępował niechętnie przed światłem ustawionych na rogach ulic latarń, tworząc maleńkie przystanie ciepła i jasności dla przechodniów, zanim ponownie zanurzali się w odmęty wilgotnej, mrocznej nocy.Jednak pomiędzy tymi miniaturowymi oazami światła ten, którego naturą i przeznaczeniem była praca w ciemności, otrzymywał w darze dodatkową osłonę, gdyż każdy, nawet najdrobniejszy, przypadkowo spowodowany hałas był skutecznie tłumiony, a szybkie ruchy zasłonięte przed przypadkowym wykryciem.Jimmy Rączka zajmował się swoimi sprawami.Piętnastoletni chłopak mimo młodego wieku zaliczany był do grona najbardziej utalentowanych członków Prześmiewców, Cechu Złodziei.Przez prawie całe krótkie życie Jimmy był złodziejem, wychowanym przez ulicę chłopakiem, który szybko awansował: od kradzieży owoców z ulicznych straganów aż do pełnego członkostwa w gronie Prześmiewców.Jimmy nie znał swego ojca, a jego matka sprzedawała się za pieniądze w Dzielnicy Ubogich, aż pewnego dnia spotkała ją śmierć z rąk pijanego marynarza.Od tej chwili chłopak został zaliczony w poczet Prześmiewców.Wtedy także rozpoczęła się jego błyskawiczna wspinaczka po szczeblach złodziejskiej hierarchii.Najbardziej zdumiewający w awansie Jimmy'ego nie był jego młody wiek.Prześmiewcy bowiem wyznawali zasadę, że gdy tylko chłopak jest duchowo gotów popróbować kradzieży, powinno mu się dać wolną rękę.Porażki też miały swoje dobre strony.Kiepski złodziej bardzo szybko stawał się martwym złodziejem.Według ich filozofii śmierć złodzieja o kiepskich talentach nie była wielką stratą, jeśli tylko nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia dla innego Prześmiewcy.Nie, najbardziej zdumiewające w błyskawicznym awansie Jimmy'ego zdawało się to, że był rzeczywiście prawie tak dobry, jak sam o sobie myślał.Z nadprzyrodzoną nieledwie zwinnością poruszał się bezszelestnie po pokoju.Ciszę nocną mąciło jedynie głośne chrapanie niczego nie podejrzewającego gospodarza i jego małżonki.Jedynym oświetleniem był mdły poblask ulicznej latami wpadający przez uchylone okno.Jimmy rozglądał się dookoła, posługując się wszystkimi zmysłami.Nagła zmiana odgłosu desek podłogi pod lekkimi jak piórko stopami i złodziej znalazł to, czego szukał.Zaśmiał się w duszy nad brakiem oryginalności kupca chowającego swoje dobra.Kilka sprawnych, oszczędnych ruchów i oto złodziejaszek jedną ręką trzymał fałszywą deskę podłogową, a drugą zanurzał w kryjówce Triga Folusznika.Trig parsknął przez nos i przewrócił się ciężko na drugi bok, powodując u grubej żony identyczną reakcję.Jimmy zamarł w bezruchu.Stał przez kilka minut, wstrzymując oddech, aż pierzyna okrywająca śpiące postacie zaczęła się znowu poruszać rytmicznie i spokojnie.Schylił się, wydobył ze skrytki ciężką sakiewkę i delikatnym ruchem wsunął ją za bluzę zabezpieczoną w talii szerokim pasem.Założył wyjętą deskę na miejsce i wrócił do okna.Jeśli będzie miał szczęście, może minąć wiele dni, zanim kradzież zostanie odkryta.Wyszedł przez okno, odwrócił się i sięgnął w górę, chwytając okap
[ Pobierz całość w formacie PDF ]