[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Prośba brata nie spodobała się Anicie i zaczął protestować, lecz Lyam przerwał mu w pół słowa.– Wiem, że chcesz jak najprędzej znaleźć się w Krondorze, ale to tylko kilka dni.Będziesz miał prawie dwa tygo­dnie między naszym przybyciem do Rillanonu a koronacją, wystarczy, abyś do nas dołączył na czas.Arutha chciał się w pierwszej chwili ponownie sprzeciwić, lecz powstrzymał się i wyraził zgodę.Na ustach pojawił się krzywy uśmieszek.– Musisz polegać na samym sobie, Lyam.Jeśli ja nie wezmę korony, ty z nią zostaniesz.– Śmiejąc się, wyszedł z namiotu.– Nie mamy przecież trzeciego brata, który mógł­by się o nią ubiegać.Lyam został sam i sączył wino z kielicha.Znowu westchnął ciężko.·– Jest trzeci brat, Arutha – powiedział sam do siebie po cichu.– I niech bogowie wstawią się za mną, bym potrafił podjąć słuszną decyzję.SPUŚCIZNAStatek rzucił kotwicę.Załoga refowała ostatnie żagle, a grupa mająca zejść na ląd zebrała się przy burcie.Meecham patrzył, jak majtkowie szykują długą łódź wiosłową.Obaj magowie, którzy mieli o wiele wię­cej pytań niż pozostali, wyczekiwali z utęsknieniem wizyty w zamku Macrosa.Arutha, który już dawno pogodził się z ko­nieczną zwłoką, też się niecierpliwił.Stwierdził też, że nie ma ochoty uczestniczyć w długim pochodzie żałobnym, który opu­ścił Ylith w dniu, w którym statek wypłynął z portu.Ból po stracie ojca pogrzebał głęboko w sercu i chciał się z nim uporać w swoim czasie.Lawie pozostał z Kasumim, chcąc ułatwić proces asymilacji żołnierzy Tsuranich z załogą garnizonu La-Mut, i miał dołączyć do nich później, już w Rillanonie.Lyam i znaczniejsza szlachta wyruszyli na kilku statkach do Krondoru, asystując w ostatniej podróży Borricowi i Rodricowi.W Krondorze miały do nich dołączyć Anita i Carline, by następnie w uroczystym kondukcie odprowadzić zmarłych do Rillanonu, gdzie mieli spocząć na zawsze w grobowcu swo­ich przodków.Po tradycyjnym, dwunastodniowym okresie ża­łoby Lyam miał otrzymać koronę.Do tego czasu wszyscy ucze­stnicy uroczystości powinni dotrzeć do Rillanonu.Pug i Kulgan mieli więc na wykonanie swego zadania wystarczająco dużo czasu.Przygotowanie łodzi dobiegło końca i Pug, Kulgan i Arutha dołączyli do Meechama.Spuszczono łódź na wodę i sześciu żołnierzy pochyliło się nad wiosłami.Kiedy marynarze dowiedzieli się, że nie będą musieli to­warzyszyć czteroosobowej grupce na ląd, odetchnęli z ulgą, ponieważ, mimo zapewnień obu magów, że nic im nie grozi, nie mieli najmniejszej ochoty stawiać stopy na Wyspie Czar­noksiężnika.Lodź dobiła do plaży i pasażerowie wyskoczyli na ląd.Arutha rozejrzał się dookoła.– Wygląda na to, że od naszego ostatniego pobytu nie zaszły tu żadne zmiany.Kulgan przeciągnął się z lubością, ponieważ kajuty na stat­ku nie grzeszyły nadmiernym metrażem, a poza tym cieszył się, że wreszcie czuje pod stopami suchy i stały ląd.– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.Założę się, że Macros dobrze dbał o swój dom.Arutha odwrócił się do wioślarzy.– Wasza szóstka zostanie tutaj.Jeśli usłyszycie, że wo­łamy, macie natychmiast przybiec.– Nie zwlekając dłużej, Książę ruszył ścieżką pod górę.Pozostali poszli bez słowa w jego ślady.Dotarli do rozwidlenia ścieżki.– Przychodzimy jako goście – powiedział Arutha.– Nie chciałem, byśmy sprawiali wrażenie intruzów czy na­jeźdźców.Kulgan, zajęty uważnym obserwowaniem zamku, do któ­rego się zbliżali, nic nie odpowiedział.W oknie na wysokiej wieży nie widać było teraz dziwnego, błękitnego blasku, tak doskonale widocznego, kiedy byli na wyspie poprzednim ra­zem.Zamek wyglądał na opuszczony.Panowała absolutna ci­sza i bezruch.Zwodzony most był opuszczony, a krata pod­niesiona.– Przynajmniej nie musimy brać zamku szturmem – zauważył Meecham.Doszli do krawędzi zwodzonego mostu i zatrzymali się.Ponad nimi wznosiły się posępne wysokie mury i górujące nad nimi strzeliste wieże.Ponura, zbudowana z ciemnego i nie­znanego im kamienia, bryła.Wokół wysokiego łuku ponad bramą rozsiadły się dziwaczne rzeźby nieznanych stworzeń, które wpatrywały się w nich szklanym wzrokiem.Skrzydlate bestie z rogami na głowach siedziały przycupnięte na kamien­nych parapetach.Zostały tak po mistrzowsku wykonane, że sprawiały wrażenie, jakby przysiadły tylko na chwilę dla od­poczynku, by zaraz znowu zerwać się do lotu.Przeszli po deskach mostu na drugą stronę głębokiej prze­paści oddzielającej zamek od reszty wyspy.Meecham wyjrzał z ciekawości poza krawędź.Skaliste urwiska opadały stromo aż do poziomu morza, a tam w wąskim gardle przewalały się z hukiem spienione fale.– To lepsze niż wszystkie fosy razem wzięte.Zastanowisz się dwa razy, zanim spróbujesz przejść na drugą stronę, szcze­gólnie jeśli z murów bez przerwy strzelają.Wkroczyli na dziedziniec i rozglądali się dookoła, jakby oczekując, że otworzą się któreś z licznych drzwi w murach i ktoś wyjdzie ich powitać.Ani śladu żywego ducha, chociaż dziedziniec i otoczenie głównego zamku utrzymane było w nienagannym porządku.Kiedy przez dłuższy czas nikt się nie pojawił, Pug odwrócił się do swoich towarzyszy.– Pewnie to, czego szukamy, znajduje się w zamku.Ruszyli za nim szerokimi schodami wiodącymi do głów­nego wejścia.Zostało im jeszcze kilka stopni, gdy drzwi zaczęły się powoli otwierać.W głębi mrocznego wnętrza do­strzegli niewyraźny zarys jakiejś postaci.Kiedy podwoje otwo­rzyły się na całą szerokość, uderzając z donośnym hukiem w grube mury, nieznajomy ruszył ku nim i po chwili pojawił się na oświetlonym słońcem progu.Meecham bezwiednym, automatycznym ruchem dobył mie­cza, ponieważ postać, która pojawiła się przed nimi, przypo­minała do złudzenia goblina.Meecham obrzucił nieznajomego badawczym spojrzeniem, ale ponieważ nie wykonywał on żad­nych podejrzanych ruchów, a tylko stał spokojnie u szczytu schodów, czekając na nich, schował miecz.Nieznajomy był wyższy niż przeciętne gobliny, wzrostem dorównywał niemal Meechamowi.Wydatne łuki brwiowe i ogromny nos przykuwały uwagę patrzących, jednak ogólnie rzecz biorąc, rysy miał szlachetniejsze niż gobliny.Dwoje czar­nych, błyszczących oczu patrzyło uważnie, kiedy ruszyli po­nownie ku górze.Po chwili stanęli przed drzwiami.Dziwny stwór powitał ich szerokim uśmiechem, szczerząc wielkie zę­by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl