[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeglarze broniący dóbr swego pana przed grabieżą, co łączyło się z sowitą na­grodą, byli gotowi na wszystko.Rezultatem takich dysput była często gwałtowna konfrontacja, a nawet wypadki śmiertelne.Jedynie obecność zbrojnych gwarantowała, że nikt z ludu nie padnie ofiarą pozostających na pokładzie żeglarzy.– O nie – sprzeciwił się Pug.– Jeżeli będą jakieś kłopoty, a Książę odkryje, że nikogo nie powiadomiłem, oberwę za to.– Słuchaj, Pug.Czy sądzisz, że Książę długo będzie żył w nieświadomości, jeżeli zaczną zbiegać się tłumy ludzi? Tomas nerwowo przeczesał palcami włosy.– Pewnie właśnie w tej chwili ktoś informuje go o tym w wielkiej sali.Mistrz Fannon wyjechał.Jest na patrolu.Kulgana też nie ma i nieprędko wróci.Kulgan miał tego dnia później wrócić ze swej chatki w pu­szczy, gdzie spędził ostatni tydzień z Meechamem.– To może być jedyna okazja w życiu, aby zobaczyć wrak statku.– Olśniła go nagła myśl.Rozpromienił się.– Pug, już wiem! Jesteś teraz członkiem dworu.Rusz się! Lecimy.Ty przejmiesz statek w imieniu Księcia! – Przez moment na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.– A jeżeli by się zdarzyło, że znajdziemy jedną czy dwie drogocenne błahostki.kto wie?– Ja wiem.– Pug zastanowił się przez moment.– Nie mogę oficjalnie zająć dóbr w imieniu Księcia, a potem zabierać czegoś dla siebie.– spojrzał na Tomasa z dezapro­batą – albo pozwolić, aby zrobił to jeden z jego żołnierzy.Tomas zawstydził się.– Ale przecież wrak możemy sobie obejrzeć! Ruszaj się! – krzyknął Pug.Pomysł wykorzystania nowego urzędu przemówił nagle do wyobraźni Puga.Jeżeli uda mu się dotrzeć na miejsce, zanim zbyt wiele rzeczy zostanie rozkradzionych albo komuś stanie się krzywda, Książę będzie z niego zadowolony.– Zgoda.Osiodłam konia i pojedziemy, zanim wszystko rozgrabią.Pug odwrócił się na pięcie i popędził do stajni.Tomas dogonił go, kiedy otwierał ogromne, drewniane wrota.– Ale.ja nigdy w życiu nie siedziałem na koniu, Pug.Nie wiem, jak.– To proste – odpowiedział Pug, biorąc siodło i uprząż z siodłami.Wypatrzył potężnego siwka, na którym jechał w dniu pamiętnej dla Księżniczki i niego przygody.– Ja będę jechał, a ty usiądziesz za mną.Jak obejmiesz mnie mocno w pasie, to nie spadniesz.– Co, ja mam polegać na tobie? – Tomas miał wąt­pliwości.– A kto przez te wszystkie lata opiekował się tobą?– Twoja mama.– Pug rzucił mu figlarny uśmieszek.– Weź na wszelki wypadek, gdyby były jakieś kłopoty, miecz ze zbrojowni.Może będziesz miał okazję pobawić się w żoł­nierzyka.Zadowolony z takiej perspektywy Tomas wybiegł ze stajni.Po paru minutach ogromny siwek z dwoma chłopcami na grzbiecie przegalopował ciężko przez główną bramę, kierując się w stronę Boleści Żeglarza.Fale przyboju uderzały z hukiem o brzeg, kiedy oczom chłopców ukazał się wrak statku.Tylko paru wieśniaków zbli­żało się do tego miejsca, ale i oni rozpierzchli się natych­miast, kiedy ukazał się w oddali jeździec na koniu.Mógł to być bowiem tylko jakiś szlachcic z dworu przybywają­cy, aby w imieniu Księcia przejąć dobra statku.Zanim Pug ściągnął wodze i zatrzymał konia, w pobliżu nie było żywej duszy.– Chodź, Tomas.Zanim ktokolwiek tu się pojawi, mamy kilka minut, aby się rozejrzeć.Chłopcy zsiedli z konia i zostawili klacz na spłachetku trawy kilkadziesiąt metrów od skał.Biegnąc przez piasek, śmiali się głośno.Tomas wymachiwał mieczem jak opętany i usiłował wznosić groźnym głosem stare zawołania bitewne, których nauczył się z zasłyszanych sag.Nie miał żadnych złu­dzeń, że potrafiłby prawidłowo posłużyć się mieczem, ale robił to, aby ktoś, kto chciałby na nich ewentualnie napaść, zasta­nowił się przez moment, co dałoby im czas konieczny na do­tarcie straży z zamku.Zbliżyli się do wraku.Tomas gwizdnął po cichu.– Pug, ten statek nie rozbił się po prostu na skałach.Wy­gląda na to, że został tutaj przygnany przez sztorm.– Niewiele z niego zostało, co? Tomas podrapał się za prawym uchem.– Nie.Tylko fragment części dziobowej.Nie rozumiem.Przecież wczoraj w nocy nie było żadnego sztormu.Silny wiatr, i tyle.Jak to możliwe, żeby statek był tak straszliwie pogruchotany?– Nie mam pojęcia.– Coś nagle przykuło uwagę Puga.– Spójrz na dziób.Widzisz, jak jest pomalowany?Dziób spoczywał na skałach i na razie był poza zasięgiem fal przypływu.W dół od linii pokładu cały kadłub był poma­lowany na jasnozielony kolor.Odbijające się na jego powie­rzchni promienie słońca sprawiały wrażenie, jakby kadłub był pokryty szkliwem.Zamiast figury dziobowej cały przód statku aż do linii wodnej, zaznaczonej czarną, matową farbą, pokry­wał skomplikowany wzór jaskrawożółtych linii.Na burcie, ja­kiś metr od dziobu, wymalowane było ogromne niebiesko-białe oko.Wszystkie widoczne na pokładzie poręcze i balustrady pomalowane były na biało.Pug chwycił Tomasa za ramię.– Patrz!Ręką wskazywał na wodę za dziobem, gdzie między spie­nionymi falami sterczał na kilka metrów w górę pogruchotany biały maszt.Tomas podszedł bliżej.– To nie jest statek Królestwa.Na pewno.– Odwrócił się do Puga.– Może z Queg?– Nie – odpowiedział Pug.– Widziałeś tyle samo statków z Queg, co i ja.Ten z pewnością nie pochodzi ani z Queg, ani z Wolnych Miast.Nie wydaje mi się, aby okręt taki jak ten kiedykolwiek wpłynął na nasze wody.Trzeba się rozejrzeć.Tomas stał się nagle bardzo ostrożny.– Uważaj, Pug.Tu jest coś dziwnego.Mam złe przeczu­cia.Ktoś tu jeszcze może być.Obaj chłopcy przez chwilę rozglądali się dookoła.W końcu Pug zdecydował.– Nie wydaje mi się.Cokolwiek złamało ten maszt i ze­pchnęło statek na skały, rozbijając go do szczętu, na pewno zabiło każdego, kto chciałby na nim żeglować.Odważyli się podejść o parę kroków bliżej.Pomiędzy gła­zami znaleźli kilka rozrzuconych przez fale przedmiotów.Parę skorup kuchennych, jakieś deski, kawałki podartego płótna ża­glowego i takielunku.Pug zatrzymał się i podniósł dziwnie wyglądający sztylet, wykonany z jakiegoś nie znanego mu ma­teriału.Ciemnoszary, lżejszy od stali, ale dość ostry.Tomas próbował wdrapać się na reling, ale na śliskich ska­łach nie mógł znaleźć odpowiedniego oparcia dla stóp.Pug posuwał się wzdłuż kadłuba, aż doszedł do miejsca, gdzie się­gała już woda.Mogliby się dostać do wnętrza wraku, gdyby weszli w morze, ale Pug nie miał ochoty moczyć ubrania.Po­wrócił do oglądającego kadłub Tomasa.Tomas wskazał palcem coś za plecami Puga.– Jeżeli uda nam się wspiąć na tę półkę skalną, mogli­byśmy opuścić się na dół, wprost na pokład.Pug zobaczył półkę, o której mówił Tomas.Był to poje­dynczy, sterczący w górę i zwisający nad pokładem skalny występ, jakieś dziesięć metrów w lewo od nich.Wyglądało na to, że wspinaczka nie powinna być trudna, więc Pug się zgodził.Wdrapali się na górę, a potem, przyklejeni plecami do skalnej ściany, posuwali się cal po calu.Było bardzo wąsko, ale oni nie ryzykowali i ostrożnie stawiali każdy następny krok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl