[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słyszałaś odpowiedź, pani kapitan.Teraz bądź tak dobra.To delikatny etap akcji.- Akcji? To porwanie! Miej przynajmniej odwagę nazywać rzeczy po imieniu!Cierpliwość Artemisa zaczynała się wyczerpywać.- Butler, mamy jeszcze strzykawkę ze środkiem usypiającym?Wielki służący przytaknął, lecz nie odezwał się.Nie był pewien, jak by postąpił, gdyby w tym właśnie mo­mencie otrzymał rozkaz uśpienia Holly - czy chciałby, czy umiałby to zrobić.Na szczęście uwagę Artemisa zwrócił ruch na podjeździe.- Aha, zdaje się, że SKRZAT skapitulował.Butler, nadzoruj transport.Ale bądź czujny.Nasi mali przyja­ciele mają parę sztuczek w zanadrzu.- I kto to mówi - mruknęła Holly.Butler pośpieszył do zniszczonych drzwi, po drodze sprawdzając, czy jego dziewięciomilimetrowy sig sauer jest załadowany.Czuł niemal ulgę, że konkretne działa­nie chwilowo zepchnęło na dalszy plan rozterkę, jaką przeżywał.W takich sytuacjach górę brało wyszkolenie i nie było miejsca na sentymenty.Przed drzwiami wciąż unosiła się mgiełka kurzu.Butler zmrużył oczy i wpatrzył się w aleję.Filtry przeciwwróżkowe, zamontowane na okularach, nie wyka­zywały obecności obiektów, wydzielających ciepło.Do domu zbliżał się natomiast duży wózek, najwyraź­niej samobieżny, unoszący się na poduszce rozmigo­tanego powietrza.Panicz Artemis zapewne wiedziałby, jaka zasada fizyki kieruje tym pojazdem, lecz Butlera zajmowało jedynie pytanie, czy będzie umiał go roz­broić.Wózek stuknął o pierwszy stopień.- Automatyczna kompensacja, boki zrywać - parsk­nął Bulwa.- Dobra już, dobra - odparł Ogierek.- Przecież się staram.- To okup! - krzyknął Butler.Artemis z trudem tłumił podniecenie, wzbierające w jego piersi.Nie mógł sobie teraz pozwolić na emocje.- Sprawdź, czy nie ma pułapki.Butler ostrożnie wyszedł na ganek.Pod jego stopami zachrzęściły szczątki rozbitego gargulca.- Wroga nie widać.Wygląda na samojezdny.Wózek, kołysząc się, wjeżdżał na schody.- Nie wiem, kto prowadzi ten pojazd, ale przydało­by mu się parę lekcji.Butler schylił się nisko i obejrzał podwozie plat­formy.- Nie widać urządzeń wybuchowych.Wyjął z kieszeni szperacz i wyciągnął antenę teles­kopową.- Podsłuchu też nie ma.W każdym razie nic nie wykryłem.Ale, ale, co my tu mamy?- Oho - mruknął Ogierek.- To kamera.Butler pociągnął za kabel i wydobył obiektyw „rybie oko".- Dobranoc, panowie.Mimo obciążenia wózek z łatwością zareagował na dotknięcie służącego.Lekko wtoczył się do holu i za­trzymał się, mrucząc cicho, jakby zapraszał do rozła­dunku.Teraz, kiedy nadeszła oczekiwana chwila, Artemis niemal lękał się ją wykorzystać.Nie mógł uwierzyć, że po tylu miesiącach jego niecny plan lada moment miał się spełnić.Oczywiście, ostatnie minuty zawsze są najistotniejsze i najbardziej niebezpieczne.- Otwórzcie - rzekł wreszcie, zdumiony drżeniem, które usłyszał w swoim głosie.Owa chwila miała nieodparty urok.Julia podeszła niepewnie do wózka, unosząc błyszczące powieki.Na­wet Holly zmniejszyła trochę obroty i obniżyła lot, a jej stopy niemal dotknęły marmurowych płyt posadzki.Butler rozpiął czarną plandekę i odsłonił ładunek.Wszystkim odjęło mowę, Artemisowi zaś wydało się, że gdzieś w oddali słyszy uwerturę Rok 1812 Piotra Czajkowskiego.Złote sztabki leżały w błyszczących rzędach.Wydawały się emanować aurą, ciepłem, lecz także nieuchronnym zagrożeniem.Wielu ludzi chęt­nie umarłoby - lub zabiło - dla niewyobrażalnego bogactwa, jakie mógł dać im ten kruszec.Holly stała jak urzeczona.Wróżki, które wywodzą się z wnętrza ziemi, mają wielką skłonność do minera­łów, a ich ulubionym metalem jest złoto ze względu na jego połysk i powab.- Zapłacili - tchnęła.- Nie do wiary.- Ja też nie wierzę - wyszeptał Artemis.- Butler, czy to prawdziwe?Służący podniósł ze stosu sztabkę i zdrapał czub­kiem noża maleńką drzazgę.- Prawdziwe, a jakże - powiedział, unosząc próbkę do światła.- Przynajmniej to, które trzymam w ręku.- Świetnie.Doskonale.Zacznijcie rozładunek, dob­rze? Odeślemy im wózek razem z kapitan Niedużą.Dźwięk własnego nazwiska uśmierzył gorączkę złota Holly.- Artemis, oddaj to.Żadnemu człowiekowi nie uda­ło się zatrzymać złota wróżek.Od wieków różni ludzie starają się je zdobyć.SKRZAT zrobi wszystko, by ocalić swoją własność.Artemis z rozbawieniem pokręcił głową.- Mówiłem ci.Holly potrząsnęła jego ramieniem.- Nie uda się wam uciec! Nie rozumiesz? Chłopiec odwzajemnił się jej chłodnym spojrze­niem.- Ja to potrafię, Holly.Spójrz mi w oczy i powiedz, że to niemożliwe.Kapitan Nieduża spojrzała w czarnoniebieskie oczy swego ciemięzcy i dostrzegła w nich prawdę.I przez sekundę w nią uwierzyła.- Jest jeszcze czas - powiedziała z rozpaczą.- Musi­my coś wymyślić.Mam czarodziejską moc.Czoło chłopca przecięła zmarszczka rozdrażnienia.- Z przykrością panią rozczaruję, pani kapitan, ale nie można już nic zrobić.Zawahał się, mimowolnie kierując wzrok w górę, ku poddaszu.A może? - pomyślał.Czy naprawdę potrze­buje całego tego złota? Czyż nie dokucza mu sumienie, odbierając słodycz zwycięstwu? Otrząsnął się.Trzymać się planu.Trzymać się planu.Żadnych uczuć.Poczuł na ramieniu znajome dotknięcie.- W porządku?- Tak, Butler.Pracuj dalej, niech Julia ci pomoże.Muszę porozmawiać z kapitan Niedużą.- Jesteś pewien, że dobrze się czujesz?- Nie, stary przyjacielu - westchnął Artemis.- Nie jestem pewien.Ale już jest za późno.Butler skinął głową i wrócił do pracy.Julia podrepta­ła za nim niczym terier.- A teraz, pani kapitan, w sprawie czarów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl