[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawe były zamknięte.Wallie zamknął prawe skrzydło.- Czy tak jest zawsze?- Nie! Nigdy wcześniej nie widziałam ich zamkniętych, panie.Nie bywałam tu często, ale zwykle obie części drzwi były otwarte.Mężczyzna pokiwał głową.- Zaprowadź Jję tam, gdzie stała lady Thondi, a Krówka niech odegra czarnoksiężników.Zaintrygowana dziwną prośbą, Quili ustawiła kobiety obok kominka, w którym wesoło trzaskał ogień.- Kto tu jeszcze był?Kapłanka zmarszczyła brwi, sięgając do wspomnień.Po chwili pokazała, gdzie znajdowali się goście z Ov oraz starsi dzierżawcy, w tym wieśniaczki, które opowiedziały Nnanjiemu o zbrodni.Adept Motipodi stał tam, kilku farmerów tu.Kandoru został zamordowany przy licznych świadkach.Wallie zaprowadził Quili z powrotem do drzwi.Nnanji się niecierpliwił, Katanji przestępował z nogi na nogę.- Gdzie był drugi czarnoksiężnik?Siódmy polecił Katanjiemu stanąć w miejscu wskazanym przez kapłankę, obok zamkniętego skrzydła drzwi.W tym momencie Nnanji zrozumiał.Twarz mu pociemniała z gniewu.Wallie rozejrzał się po wielkiej sali, usiłując wyobrazić sobie tamtą scenę.- Powiedz mi jeszcze raz, Quili, dlaczego nie zaproszono strażnika majątku?Dziewczyna posłała lordowi Shonsu niespokojne spojrzenie.Już dwa razy odpowiadała na to pytanie.- Adept Motipodi przysłał wieść, że jaśnie pan nadjeżdża z gośćmi.Wśród nich mogli być czarnoksiężnicy.Kandoru miał czekać w domu.- A ty?- Kazano mi zostać z mężem.Próbowałam go nakłonić, żeby wyjechał, panie.- A potem?- Przyszła następna wiadomość.Kandoru miał jednak stawić się we dworze i spotkać z gośćmi.- Polecono mu zabrać miecz?- Dlaczego.Nie nosił go, kiedy kopał w ogródku lub gracował, ale.- W porządku.Oczywiście, wziął miecz.Wiedział zatem, że grozi mu niebezpieczeństwo.- Niebezpieczeństwo? - krzyknął Nnanji.- Ze strony gości?Mentor tylko pokiwał głową.Gościnność chroniła obie strony, ale Kandoru pamiętał o niedawnej masakrze w Ov.Zdawał sobie sprawę z zagrożenia, ale uczciwego szermierza nic nie może powstrzymać przed wypełnianiem obowiązków.Wallie sześć razy polecił odegrać scenę morderstwa, aż Quili była pewna swojej wersji, a Nnanji dobrze znał swoją rolę.Na koniec Siódmy kazał powtórzyć wszystko bez słów, i obaj, z równie zaabsorbowanym Honakurą, w milczeniu obserwowali aktorów.Nnanji-Kandoru wszedł do sali.Żona podążała tuż za nim.Jedna część drzwi była zamknięta, więc szermierz miał do wyboru tylko jedną drogę.Na widok obecnych zatrzymał się po kilku krokach.Quili omal nie wpadła na niego.Szermierz sięgnął po miecz.Gdy odwrócił się ku Katanjiemu, nowicjusz zagwizdał, naśladując dźwięki czarnoksięskiej fujarki.Nnanji zamarł z uniesionym ramieniem i bardzo realistycznie padł w drgawkach na podłogę.Quili uklękła przy nim.Kandoru próbował coś powiedzieć, ale tylko przewrócił oczami i.- Wystarczy - powiedział Wallie.Nnanji wstał.- Wyciągnij miecz, nowicjuszu.Katanji wypełnił polecenie Siódmego.- Wbij czubek w podłogę.mniejsza o parkiet.Obie ręce trzymaj na rękojeści.Dobrze! Zostań tam.Głowa do góry! Jesteś wartownikiem.Wpuszczaj ludzi, ale jeśli ktoś spróbuje wyjść bez mojego pozwolenia, zdziel go mieczem najmocniej, jak potrafisz.Pierwszy zbladł.- Użyj ostrego końca.Lord Shonsu.ruszył w stronę kominka., rozwścieczony nie na żarty.Inni poszli za nim.- Po co był ten teatr, panie bracie?Wallie zerknął na Honakurę.- I co, starcze? Czegoś się dowiedzieliśmy?- Chyba tak, panie - odparł bezimienny, szeroko się uśmiechając.Szermierze postępujący niekonwencjonalnie stanowili dla sędziwego kapłana źródło doskonałej zabawy.Przed chwilą obejrzał pierwszą w historii Świata inscenizację zbrodni.- Skąd wiedziałeś, że on tu jest, Nnanji?- Kto?- Katanji.czarnoksiężnik.Sięgnąłeś po miecz i odwróciłeś się, zanim rozbrzmiała muzyka.Zgadza się, uczennico Quili? Dziewczyna przygryzła wargi.- Chyba tak, panie.Świadkowie są wiarygodni tylko w powieściach detektywistycznych albo prawniczych.Może uczennicę zawodziła pamięć.Wszystko odbyło się pewnie w ciągu paru sekund.Nie zgadzała się jednak kolejność zdarzeń.Istotne też było położenie ciała.Wallie sądził, że jego misja będzie polegała na odgrywaniu herosa z barbarzyńskiego eposu, a nie detektywa z kryminału.Jak można zabić człowieka muzyką, Holmesie?Elegancko, drogi Watsonie.Elegancko czy nie, lady Thondi zwabiła Kandoru w pułapkę.Wszyscy oprócz skamieniałego Katanjiego zebrali się przy płonącym kominku.Mokre ubrania parowały.Gospodyni jeszcze nie raczyła się zjawić.- Bracie Nnanji? Może by wyrzucić krzesło przez okno? Nnanji zamrugał i odpowiedział, że może spróbować.- Więc bądź tak dobry i zrób mi tę przyjemność.Trzask! Vixini obudził się z krzykiem.Wallie oparł się o marmurowy, naturalnej wielkości posąg tancerki i pchnął go na misternie inkrustowany stolik; heban, kość słoniowa i macica perłowa.Trzask!- Twoja kolej, bracie.Wybierz następne okno.Albo poćwicz fechtunek na sznurach podtrzymujących kandelabry.Nie! Zaczekaj.Mamy towarzystwo.Kiedyś musiała być pięknością.Teraz utyła, zgarbiła się, wspierała na lasce.Wolno, ale godnie kroczyła przez wielką salę, wystrojona w suknię z marszczonego kobaltowego jedwabiu, oblamowaną na srebrną koronką.Nadgarstki i szyję zdobiły sznury pereł.Na wysoko upiętych siwych włosach również połyskiwała fortuna.Tak samo na palcach, uszach i dekolcie.Za panią podążały dwie skromne towarzyszki: Czwarta w średnim wieku i atrakcyjna młoda Druga, ale nikt na nią nie zwrócił uwagi, nawet Nnanji.Lady Thondi od urodzenia miała białe włosy.Była albinoską.Gdy zbliżyła się do Siódmego i uniosła ku niemu pergaminową twarz z bruzdami głęboko wyżłobionymi przez wściekłość, Wallie stwierdził, że już zdążył przyzwyczaić się do gładkich brązowych twarzy Ludzi.Niezwykła bladość tej kobiety stanowiła dla niego wstrząs.Podobnie jak dla jego towarzyszy.- Wandal!- Morderczyni?Nie miało znaczenia, że jest młodszy i przybywa z wizytą.Był mężczyzną i szermierzem.Nie odwracając się, lady Thondi podała laskę Czwartej i wyrecytowała słowa pozdrowienia:- Jestem Thondi, tancerka siódmej rangi.Dziękuję Najwyższej.Wallie wyjął miecz i odpowiedział zgodnie z rytuałem.Potem zaprezentował adepta Nnanjiego, zaprzysiężonego brata i protegowanego, oraz uczennicę Quili.Thondi powitała ich oschle.Sama nie przedstawiła swoich towarzyszek ani nie raczyła dostrzec reszty gości.Oczy miała różowawe i wyblakłe, trupią twarz pozbawioną kolorów, usta o tym samym żółtawym odcieniu kości słoniowej co policzki.- Czy adept Motipodi kontaktował się z tobą, dziecko? - zwróciła się do Quili.- Nie, pani.- Nie? Cóż, był zajęty.Mój syn zmienił zdanie.Przyjął twoją propozycję dotyczącą nowych kwater dla niewolników.Pomożesz Motipodiemu przy ich planowaniu, szczególnie uwzględniając wymagania higieny.Wallie z zaciekawieniem obserwował reakcję Quili.Czy lady Thondi po raz drugi uda się ją kupić?- To dobra nowina, pani - powiedziała kapłanka.Thondi, nie oglądając się, wyciągnęła rękę.Towarzyszka podała jej laskę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]