[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze nieszczęście napyta nasiebie.Ten Sobek gotów mu jaką krzywdę zrobić, bo to. No, dobrze przerwała pani Czyńska. Dziękujemy Michalesi za informacje.Zajmę siętą sprawą.Mówiła zupełnie obojętnie, lecz gospodyni dobrze wiedziała, czym to pachnie.Przyszło jejteraz do głowy, że postąpiła zbyt pośpiesznie i nierozważnie.Wprawdzie była oburzona nie-moralnymi wizytami Leszka, lecz kochała go bardziej od rodzonych dzieci i teraz żałowałaswego postępku. Bo ja, proszę państwa zaczęła nic na naszego pana Leszka nie mówię, bo ma się ro-zumieć.Ale państwo Czyńscy rozmawiali już po francusku, co oznaczało, że Michalesia powinnawynieść się.Zrobiła to ociągając się i zastanowiła się nad tym, czyby nie wybiec zawczasu nadrogę i nie uprzedzić Leszka o piwie, którego nawarzyła.Po zastanowieniu się doszła jednakdo przekonania, że młodemu porządna bura, na którą zasłużył, wyjdzie tylko na korzyść, izaniechała zamiaru.Na potępienie zasługiwał w każdym razie.Jeżeli uwodził przyzwoitą dziewczynę, to po-stępował brzydko.Jeżeli owa Marysia nie należała do przyzwoitych, kompromitował siebie irodzinę.Tak rozumowała Michalesia, takiego również zdania byli państwo Czyńscy.Toteż gdy Leszek przyjechał, ku swemu zdziwieniu i zaniepokojeniu zauważył zimne spoj-rzenia, jakimi go przyjęto.Początkowo był przerażony domysłem: ten łajdak Bauer, dyrektorhotelu z Wilna, musiał przysłać rachunek. A to świństwo myślał jedząc kolację w milczeniu nie mógł paru tygodni poczekać.Rachunek o ile pamięć Leszka nie zawodziła zawierał pozycje, których za żadną cenę niechciałby zademonstrować rodzicom.Zwłaszcza owe rozbite lustra i zbyt wiele, naprawdę zbytwiele butelek szampana. Czy mógłbyś teraz poświęcić nam pół godziny czasu? odezwała się wstając od stołupani Czyńska. Chcielibyśmy z tobą pomówić. Aż pół godziny? podejrzliwie zapytał Leszek. Czy uważasz, że to dla rodziców zbyt dużo? Ależ nie, mamo.Jestem do waszej dyspozycji. Przejdziemy do gabinetu. Oho! mruknął do siebie Leszek. Rzecz musi być poważna.W gabinecie z reguły od-bywały się najmniej przyjemne i najbardziej oficjalne konferencje z rodzicami.Pan Czyński zasiadł na prezydialnym miejscu przy biurku i, chrząknąwszy dwukrotnie, za-czął: Mój Leszku! Doszło do naszej wiadomości, że lekkomyślność swoją posuwasz do gra-nic, które przekraczają nie tylko dobre obyczaje, ale i pojęcie o godności osobistej, jakie sta-raliśmy się oboje z matką w ciebie wpoić. Nie wiem, ojcze, o co chodzi przybierając ton chłodny i obronny odpowiedział Leszek. Chodzi o obrzydliwe burdy wśród miasteczkowych.kawalerów.o burdy wywołaneprzez ciebie.Leszek pomyślał z ulgą: Więc nie rachunek! Dzięki Bogu! i już z całą swobodą uśmiechnął się. Moi kochani rodzice! Widzę, że wprowadzono was w błąd, mówiąc po prostu, zbujanojakimiś niedorzecznymi bajkami.O żadnych burdach nic nie wiem.A tym bardziej nie mo-głem ich wywołać. A czy nie wiesz też nic o niejakiej Marysi powoli zapytała matka o ekspedientce zesklepiku Szkopkowej? Leszek zaczerwienił się lekko. Cóż to ma do rzeczy? Bardzo wiele, mój drogi.75 Owszem.Znam tę Marysię.Miła dziewczyna.Chrząknął i dodał: Wstępuję do tego sklepu dość często po papierosy. Codziennie podkreśliła matka. Być może zmarszczył brwi. I cóż z tego? Bywasz tam codziennie i przesiadujesz godzinami. Jeżeli nawet.Czy nie sądzisz, mamo, że wyrosłem już z tych lat, kiedy podlegałemkontroli?. Zapewne.Jeżeli chodzi o naszą kontrolę.Ale najbardziej dojrzały i najzupełniej samo-dzielny człowiek podlega zawsze jeszcze innej i to znacznie mniej wyrozumiałej kontroli.Myślę o kontroli opinii publicznej.Leszek żachnął się. Daruj, mamo, ale nią popełniłem żadnej zbrodni! Nikt ci zbrodni nie zarzuca. Więc o co chodzi? O takt i godność dobitnie odpowiedziała pani Czyńska. Nie uważam, bym uchybił jednemu lub drugiemu.Pan Czyński niecierpliwie poruszyłsię w fotelu. Mój Leszku zaczął. Musisz to sam rozumieć, że twoje stałe przebywanie, demonstra-cyjne przebywanie w sklepiku nie mogło nie wywołać komentarzy. Nikomu nic do tego.Sklep.sklep jest miejscem publicznym.Każdy ma prawo wejść dosklepu. Daruj przerwała matka ale podobne wykręty stoją poniżej twego poziomu.Przedewszystkim przesiadujesz tam całymi dniami, co zwraca wszystkich uwagę i wywołuje ko-mentarze.Nie posądzisz chyba nikogo o taką naiwność, by przypuszczał, że spędzasz ten czasna studiach metod handlu sklepikarskiego.Przesiadujesz tam dla owej ekspedientki. Możliwe.Więc cóż z tego? Z tego wynikałoby, że uważasz jej towarzystwo za nader interesujące. Istotnie, mamo. I za odpowiednie dla ciebie?.Czy tak?.Odpowiednie dla pana Czyńskiego pod wzglę-dem towarzyskim, intelektualnym, socjalnym? Leszek wzruszył ramionami. To kwestia poglądu, zapatrywań. Otóż pozwól sobie powiedzieć, że naszym zdaniem nie ma tu żadnej kwestii.A najlepszydowód w tym, że twoje wizyty stały się tematem plotekw miasteczku. Kpię sobie z plotek! zawołał porywczo. I nie tylko plotek.Owa dziewczyna została publicznie zelżona przez jednego z mniejszczęśliwych.twoich współzawodników, w następstwie czego inny.adorator tej.popular-nej panienki w ulicznej bijatyce uważał za stosowne stanąć w obronie jej czci.Dzięki temutwoje.zaloty i twoja osoba nabrały w okolicy rozgłosu.Leszek szeroko otworzył oczy. Ależ ja o niczym nie wiem! To w ogóle jest niemożliwe! Zerwał się wzburzony i zawo-łał: To są ohydne plotki, w których nie ma ani jednego słowa prawdy! Niestety, synu odezwał się pan Czyński mamy zupełnie pewne wiadomości. Nie wierzę! wybuchnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]