[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ma głupich - powiedział i przewrócił się na drugi bok.Już zasypiał, gdy nagle do uszujego dobiegł szmer kroków na żwirowej alejce.- Co za cholera tam się włóczy po nocy - pomyślał podnosząc głowę.Nagle struchlał.Wśród fantastycznych smug cienia gałęzi zmieszanych z bladymi plamami księżyca ujrzałwyraznie jakąś postać stojącą przy oszklonych drzwiach od parku.- Złodziej! - przemknęło mu przez głowę.Postać stała chwilę nieruchomo, nagle podniosła rękę i rozległo się pukanie.Nikodemowi przebiegły mrówki po grzbiecie i nagle olśniła go myśl: Ponimirski! Zwariował całkiem i przyszedł mnie zabić.Pukanie powtórzyło się na ten raz głośniej.Dyzma nie ruszał się, po prostu bał sięporuszyć.Dopiero gdy zobaczył, że klamka się ugięła, a drzwi nie otworzyły się (więc sązamknięte!), uspokoił się.To go ośmieliło.Cichutko wstał i idąc pod ścianą zbliżył się do drzwi.Ostrożnie wychyliłgłowę tak, by nie móc być dostrzeżonym.Omal nie krzyknął ze zdziwienia.Za drzwiami stała Nina.Szybko nałożył spodnie od pidżamy i otworzył drzwi.Cicho wsunęła się do pokoju izarzuciła mu ręce na szyję.89Pociągnął ją w stronę łóżka.- Nie, nie - oparła się stanowczo - błagam cię, nie to.Siądzmy sobie tu.Tak cię kochamza to, że umiesz rozumieć to moje może nawet przewrażliwienie na tym punkcie.Kochaszmnie?- Kocham.- Mój najsłodszy.Zaczęło się opowiadanie o tęsknocie, o nadziei, o radości, opowiadanie często przerywanepocałunkami.- I wiesz, musiałam przyjść, nie zasnęłabym, gdybym dziś jeszcze nie przytuliła się dociebie, nie powiedziała ci, jak mi dobrze i spokojnie, gdy jesteś przy mnie, gdy mam tępewność, że żadna inna nie kradnie mi ciebie.Powiedz, zdradzałeś mnie?- Nie.- Na pewno?- Jak dotychczas - na pewno.- Powiedz - nalegała - czy nic masz w Warszawie dawnej kochanki? Zapewnił ją, że niema, w nagrodę za to został ponownie wycałowany.Zły był na siebie, że zabrakło mu stanowczości, obawiał się nawet, czy Nina po wyjściu odniego nie nazwie go fujarą, co to cacka się z kobietą.Tymczasem ona zaczęła mówić o jego nowym stanowisku i o tym, czy teraz nie moglibypobrać się.Trzeba było dyplomatyzować.Nikodem zastanowił się i odparł, że na razie musząpoczekać, bo jego dochody jeszcze nie są wystarczające.- A po drugie, sama mówiłaś, że nie chcesz mieszkać w Warszawie, a przecie ja muszę tammieszkać.Nina zmartwiła się.Prawda.chyba żeby zamieszkali gdzieś pod Warszawą.Nikodemmógłby dojeżdżać samochodem.Zaczęła układać plany na przyszłość.Nikodem poczuł senność, a że bał się zasnąć, zapalił papierosa.- Ach - mówiła - i dzieci będziemy mieli.Jakaż to rozkosz, jakie szczęście mieć dzieci.Powiedz, kochanie, lubisz dzieci? Dyzma nie cierpiał dzieci i odparł:- Bardzo lubię.- Ach, to cudownie! Będziemy mieli dużo dzieci.- Słuchaj - przerwał jej - a czy twój mąż nie spostrzeże, żeś ty wyszła ze swojej sypialni?Zaniepokoiła się.Istotnie zbyt długo tu siedzi.Ostatecznie jest jej to obojętne, leczpragnęłaby uniknąć awantury.Pożegnali się czule i wyszła.Dyzma położył się do łóżka, naciągnął kołdrę na głowę i mruknął:- Ee.do cholery z taką miłością.90Rozdział dziesiątyPaństwowy Bank Zbożowy prosperował świetnie.Eksperyment ekonomiczny udał sięponad wszelkie przewidywania.Zwróciło to baczną uwagę innych państw europejskich, aprasa zagraniczna, a zwłaszcza w krajach rolniczych, domagała się od swoich rządówzastosowania metody prezesa Dyzmy.Sam pan prezes stał się osobistością cieszącą się uznaniem sfer rządowych, a nawetopozycja traktowała go z szacunkiem, od czasu do czasu nie skąpiąc komplementów.I nic w tym dziwnego.Państwowy Bank Zbożowy dzięki jego żelaznej ręce był podawany jako wzór sprawnejorganizacji, oszczędnej a mądrej gospodarki i rozmachu w akcji.Nadto zasłynęła pracowitość prezesa Dyzmy.Człowiek ten odznaczał się bowiem nie tylko zdumiewającą pomysłowością, leczpracowitością niezwykłą.Jego gabinet był niedostępnym sanktuarium, do którego niezmiernierzadko wpuszczani bywali interesanci.Jedynie sekretarz Krzepicki miał tam wstępnieograniczony.On to codziennie przedkładał prezesowi sprawozdanie poszczególnychszefów działów, on referował korespondencję, prasę i wszystkie sprawy bieżące.Codziennie o godzinie jedenastej zjawiał się u pana prezesa dyrektor Wandryszewski nakrótką konferencję.Konferencja zaś polegała na tym, że dyrektor przedstawiał najbardziejskomplikowane sprawy, normalnie wymagające długiego i gruntownego namysłu, zaś prezesDyzma nieodmiennie natychmiast wydawał ostateczną decyzję:- Tę propozycję odrzucić.Albo też:- Załatwić przychylnie.Początkowo dyrektor miał daleko idące wątpliwości, jednakże z biegiem czasu ku swemunajwyższemu zdumieniu przekonał się, że decyzje prezesa zawsze są najszczęśliwsze.Oczywiście, nie przypuszczał nawet, by w tych decyzjach jakąkolwiek rolę mogłyodgrywać rozmowy prezesa z sekretarzem Krzepickim.W tymże czasie patera do biletów wizytowych w prywatnym mieszkaniu prezesa Dyzmyzaczęła napełniać się kartkami, na których widniały nazwiska nie tylko wszystkich grubychryb politycznych i finansowych, lecz i bardzo liczne nazwiska arystokratyczne.Nikodemwłasnoręcznie, za każdym razem, gdy inne bilety przykrywały kartę księcia TomaszaRoztockiego, wydobywał ją i kładł na samym wierzchu.Wizyty przyjmował rzadko, tłumacząc się nawałem pracy.Tym niemniej rewizytowałwszystkich, bacząc, by ściśle przestrzegać przepisów zawartych w książce Bon-ton.Stosunki z panią Przełęską i magiczne słowo Oksford otwarły przed Nikodememwszystkie drzwi pluto- i arystokracji.Książę Tomasz nazywał go głośno nowoczesnymWokulskim, a multimilioner Zbigniew Szwarcnagel Neckerem dwudziestego wieku.Toteż za rzecz normalną uznano, że gdy powstał ostry zatarg między rządem z jednej aprzemysłem naftowym z drugiej strony, obie z ufnością zwróciły się do prezesa Dyzmy,prosząc o arbitraż.Sprawa została przezeń rozstrzygnięta po salomonowemu.Najpierw91zwlekał z decyzją, co zapewniło mu wdzięczność przemysłowców, następnie zaś uznał, żepremie wywozowe na ropę naftową nie mogą być stosowane, co zadowoliło rząd.Z racji tego arbitrażu prasa ponownie zamieściła podobiznę Nikodema, z czego ten niecieszyłby się wcale, gdyby mógł przewidzieć, jakie to da skutki i w jak prędkim czasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]