[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestała pobierać pensję, miała zaś otrzymywać prowizję od przeprowadzo-nych ubezpieczeń, co w razie powodzenia powinno było dać wcale przyzwoity dochód.Co pewien czas Junoszyc układał jej listę osób, które nadawałyby się na klientelę.Uzgad-niała ją następnie z szefem i codziennie odwiedzała kilka upatrzonych ofiar.Jednych ubezpieczało się na życie lub od nieszczęśliwych wypadków, innych od kradzieżylub od odpowiedzialności cywilnej.Nie każda polisa opłacała się Nirze.W wielu wypadkachchodziło głównie o co innego, o nawiązanie znajomości, o zbliżenie takiego jegomościa zJunoszycem, o wyjednanie protekcji dla jego przedsięwzięć.Przewidywania Junoszyca nie we wszystkim się sprawdziły.Zdarzało się, niestety, że ten czyinny upatrzony wcale jej nie przyjmował lub z miejsca odprawiał z niczym.Starzy spryciarzemieli przecież nosa , dzięki któremu doszli do majątku.Znali się na ludziach i na interesach.Tak na przykład nie powiodło się z grubą rybą, o którą Koki najbardziej zabiegał.PrezesZakładów Przemysłowych Rono , Holbein, wprawdzie za trzecim razem raczył dopuścićNirę przed swoje oblicze, lecz okazał zupełny brak zainteresowania zarówno dla asekuracjijak i dla agentki.Na zakończenie trzyminutowej audiencji powiedział oschle: Radzę pani wydrukować na biletach wizytowych to, że jest pani agentką Towarzystwa Sumienność.Zabieranie ludziom czasu przez wprowadzanie ich w błąd jest też klęską iprzed taką klęską chętnie się ubezpieczę, jeżeli wprowadzicie ten dział.Do widzenia!Tegoż wieczoru Junoszyc kazał Nirze uśmiechnąć się do Holbeina w kawiarni, dokądumyślnie w tym celu przyszli.Ten gruby wół jednak nawet się nie ukłonił, choć musiał za-uważyć i poznać.Ta przykrość i irytacja Junoszyca sprawiły, że po wyjściu z kawiarni rozpłakała się na uli-cy, co znowu przyniosło jej w zysku całą litanię obelg i dwa wielkie sińce nad łokciem.Chciała przecież jak najlepiej, zrobiła wszystko co mogła, posunęła się aż do kompromita-cji, zaczepiając obcego człowieka w publicznym miejscu.Junoszyc jakby nie umiał tego zro-zumieć.Jak kleszczami ściskał jej rękę: Mam w nosie twoją kompromitację! Słyszysz?! Gdybym ci kazał, musiałabyś z nim czyz każdym innym położyć się do łóżka! Koki! chlipała z bólu i obrazy. Co ty mówisz? A co wielkiego? Ważna mi rzecz syczał szeptem, by nie słyszeli go przechodnie. Ni-by to taka świętość?.Cnota, psiakrew, dziewica!Wyrwała mu rękę: Nie masz prawa tak mówić! Ciszej! syknął. Nie masz prawa! To nikczemnie z twojej strony.Ty przecież wiesz, że przedtem nie na-leżałam do nikogo! I cóż z tego?.Zdaje ci się, że to taki rarytas?.a zresztą potem już nie miałem już kontroli.Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy, on tylko zrobił niecierpliwy ruch ramieniem i dorzucił: Przy twoim temperamenciku!. Koki!. Z tym fajtłapowatym Murkiem pewnie też nie bawiłaś się w ciuClubabkę, lecz w.Z naciskiem wyrzucił z siebie ordynarne słowo i dodał:66 Mnie nie oszukasz. Nie wierzysz? Ty mnie nie wierzysz? zapytała rozpaczliwie. Graj komedię komu innemu odpowiedział zimno. I nie udawaj takiej prawdomównej.Kłamać to i ja mógłbym się od ciebie nauczyć.Umiesz łgać jak z nut. Ale nie tobie! Kto łże, ten wszystkim łże.Umilkła.Nagle wezbrała w niej dzika, szalona nienawiść do tego człowieka.Szli obok.Nie podnosząc powiek, widziała jego nogi w jasnych spodniach i brązowe,błyszczące buciki.Najszaleńcze myśli przychodziły jej do głowy.Pchnąć go nagle pod rozpędzone auto.Niech ginie rozmiażdżony.Niech zginie za to, że mogły mu przez usta przejść te słowa.Albo pójść do policji i donieść.Niech zgnije w więzieniu za wszystkie swoje sprawki.Tak,donieść albo nie, to za mało.%7łeby go ktoś bił, aż do krwi, żeby zabił.Cóż prostszego! Wy-starczy odszukać Murka i wyznać mu całą prawdę!.Tak! Powiedzieć mu: Pomścij mojąhańbę! Ten człowiek uwiódł mnie, podeptał, zepchnął w bagno.O, takiego Murka nie trzebabędzie zachęcać do zemsty.On się z nim po chłopsku rozprawi.Czuła, że krew ucieka jej do serca, jakieś dziwne drżenie rozpłynęło się po całym ciele. Zemsty.Zemsty. wirowało w głowie. Uważaj! Tramwaj! szarpnął ją za ramię.Tuż przed nią szybko przesunął się długi, czerwony wagon.Stanowczym targnięciemuwolniła się od ręki Junoszyca.Przeszli przez jezdnię i skręcili w boczną ulicę.Było tu cał-kiem pusto.Nira zatrzymała się. Posłuchaj, Koki powiedziała, jak się jej zdawało, spokojnie, chociaż głos jej drżał fe-brycznie znosiłam od ciebie wiele upokorzeń, chamskich obelg i lekceważenia, ale terazprzebrałeś miarę.Zabrakło jej oddechu.Junoszyc stał nieruchomo.W jego oczach było zdumienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]