[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raczej mogły wskazywać, że pod nim z pra-wej znajdowała się otwarta przestrzeń, dalej zaś z prawej i po lewej były terenyporośnięte drzewami, które tłumiły echo.Gdy to wymyślił, zaprzestał dalszych eksperymentów i ponownie zajął się lo-tem.Głównym problemem stało się teraz znalezienie sposobu oceny odległościdzielącej go od powierzchni odbijających głos.Poczuł się wesoły i szczęśliwy.Nie dlatego, że wierzył już w swoje ocalenie; raczej z powodu zwycięstwa nadpiaszczomrokami.Niewiele bowiem na razie zrobił dla polepszenia swojej sytu-acji.Przez pewien czas usiłował bez pośpiechu wznosić się na tyle, by sprawdzić,jaka jest różnica w stosunku do echa słyszanego na niższym pułapie.Ponownieułożył skrzydła do lotu żaglowego i posłał swój dzwiękowy impuls w deszczowąciemność.Usłyszał echo i po raz pierwszy zaświtała mu nadzieja.Dobiegł go bowiemdokładnie taki sam zestaw ostrych i stłumionych odbić.Poza tym zauważył wy-razny spadek natężenia echa, a więc mógł w ten sposób oceniać wysokość.Pochłonęło go to, co robił.Zalała go fala optymizmu.Nadal wprawdzie miałmałe szansę, aby bezpiecznie wylądować, ale poprzednio nie miał żadnych.Na przemian wzbijał się, szybował i eksperymentował ze zmianą wysokości.Zmiertelne zagrożenie zmobilizowało go do szybkiej nauki i jego umiejętnościinterpretowania odbić zwiększały się w zawrotnym tempie.Nie tylko dlatego, żewyostrzył mu się słuch; przede wszystkim odbierał dzwięki bardziej selektywnie.Był już w stanie wyróżnić nie dwa, ale z pół tuzina rodzajów powierzchni, w tym128wąski pasek ostrego, niemal metalicznego echa, które mogło oznaczać rzekę lubstrumień.Krok za krokiem uczył się również wykorzystywać informacje uzyskane zapomocą echa.Stopniowo tworzył sobie w głowie niczym negatyw fotografii obraz leżącego pod nim terenu.Umiał już teraz ignorować dwa dzwięki, któreuprzednio utrudniały mu doświadczenia: szum ulewy i odgłos deszczu uderzają-cego o ziemię.Jego smoczy słuch dawał się selektywnie sterować.Na moment przyszło mu do głowy, że smoki mogą mieć więcej wspólne-go z nietoperzami, niż się na ogół sądzi.Jego skrzydła przypominały olbrzymieskrzydła nietoperza.Skoro zaś mógł posługiwać się echolokacją, zapewne innesmoki też to potrafią.Zaskakujące więc, że większość smoków uważała noc zaporę nie nadającą się do latania, chyba że przy blasku księżyca.Przypomniał sobie, że smoki z całą pewnością radzą sobie lepiej w ciemno-ściach niż ludzie.W jaskiniach nie odczuwał nawet cienia klaustrofobii.Podobniew piwnicy Dicka zupełnie nie przeszkadzał mu w jedzeniu brak pochodni.Ciem-ności i brak widoczności zupełnie go nie przerażały.Przyszło mu teraz do głowy,że inne smoki obawiały się nocnych lotów nie dlatego, że nie mogły widzieć.Uważały po prostu powierzchnię ziemi za dziwne i niebezpieczne miejsce, a brakwidoczności stanowił dobry pretekst, aby nie wychodzić nocą z jaskiń.Gorba-sha uważano za nienormalnego smoka, gdyż spędzał dużo czasu na powierzchni.Teraz te dziwaczne skłonności Gorbasha, uzupełnione normalnym ludzkim za-chowaniem Jima, stworzyły w tej nocnej wędrówce nową jakość.Tymczasem, choć coraz bardziej panował nad sytuacją, nadal nie umiał ocenićswej wysokości.Co z tego, iż wiedział, że wciąż zbliża się do ziemi, skoro niemógł przewidzieć, kiedy owo zbliżanie gwałtownie zmieni się w pobyt na ziemi!Wydawało mu się, że ma tylko jedno wyjście lecieć w stronę ostrego echa,zbliżyć się na tyle, na ile się odważy i mieć nadzieje, że nawet w tę ciemną nocdostrzeże coś i zdoła wylądować.Przypominało to nieco rosyjską ruletkę, ale czymiał jakiś wybór?Zaczął się obniżać łagodnym, szybującym lotem.Przyszedł mu wtedy do gło-wy następny pomysł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]