[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko dzieje się zbyt szybko i w tym cały problem.Ja tego nie rozumiem, nie pamię-tam, nie potrafię tego zapisać i wytłumaczyć innym ludziom.To tak, jakby w głowie ga-dało radio, dwadzieścia cztery godziny na dobę, bez przerwy.Pod wieloma względamito jest dolegliwość.Ale interesująca.Zabawiaj się swoimi myślami, powiedziałam sama do siebie.Harry Stack Sullivanmówi, że to właśnie robią schizofrenicy: bez końca zabawiają się swoimi myślami i za-pominają o świecie.Cóż można powiedzieć, kiedy ktoś odsłoni przed człowiekiem coś takiego, co BillLundborg odsłonił przede mną? Zakładając, że ktoś już kiedyś coś takiego odsłonił.Rzecz jasna przypominało to opowieści Tima i Kirsten po ich powrocie z Anglii, kie-dy umarł Jeff.Ale tamto było niczym w porównaniu z tym.To, pomyślałam, stanowizwieńczenie wszystkiego, sam pomnik, a tamto było tylko znakiem wskazującym dro-gę do pomnika.Szaleństwo, podobnie jak małe rybki, występuje stadnie, w dużej liczbie przypadków.Nie jest zjawiskiem izolowanym i ograniczonym miejscowo; rozprzestrzenia się na lą-dzie i w morzu.Tak, pomyślałam.Jest tak, jakbyśmy znajdowali się pod wodą.Nie we śnie, jak mówiBarefoot, ale w akwarium, gdzie jesteśmy obserwowani ze względu na nasze dziwacz-ne zachowania i nasze jeszcze bardziej dziwaczne wierzenia.Ja jestem uzależniona odmetafor, Bill Lundborg jest uzależniony od szaleństwa, którego nigdy mu nie dość: mana nie bezgraniczny apetyt i gotów jest zdobywać je wszelkimi sposobami.Właśnie kie-dy zaczynało się wydawać, że szaleństwo odeszło z tego świata.Najpierw śmierć JohnaLennona, a teraz to.I dla mnie, tego samego dnia.Nie mogłam powiedzieć, że w tym wszystkim Bill jest wiarygodny.Bo Bill nie budzizaufania, to nie jest sprawa zaufania.Chyba nawet Edgar Barefoot zdawał sobie z tegosprawę, choć nie wiem, jak sufi nazywa taką sytuację, kiedy ktoś jest chory i potrzebu-je pomocy, ale jest przy tym wzruszająco sympatyczny, szczery i niezdolny do żadnegozła.Jego szaleństwo wynikało z cierpienia po utracie matki i kogoś, kto był mu ojcem155w najprawdziwszym sensie tego słowa.Czułam to, czuję to i zawsze będę to czuła, pókibędę żyła.Ale rozwiązanie Billa było nie dla mnie.Nie bardziej niż moje prowadzenie sklepu z płytami mogło być rozwiązaniemdla niego.Każde z nas musi znalezć swoje własne rozwiązanie, a w szczególności każdez nas musi rozwiązać ten problem, jaki stawia przed nami śmierć; ale nie tylko śmierć,bo również szaleństwo, szaleństwo prowadzące w ostatecznym rachunku do śmierci,jako do swojego logicznego celu.Kiedy moja początkowa złość na chorobę Billa ustąpiła bo ustąpiła zaczęłamdostrzegać jej śmieszność.Użyteczność Billa Lundborga nie tylko dla niego samego, ale, jak ja ją widziałam,dla nas wszystkich, polegała na jego zakorzenieniu w konkrecie.I to właśnie chorobamu odebrała.Fakt, że pokazał się na seminarium Edgara Barefoota, ujawnił przemia-nę w Billu; chłopak, którego znałam, którego poprzednio znałam, nigdy nie postawił-by nogi w takim towarzystwie.Bill poszedł w ślady nas wszystkich, poszedł drogą na-szych intelektów w nonsens i głupotę, żeby tam usychać bez cienia jakiejkolwiek na-dziei.Z tym, rzecz jasna, że Bill potrafił teraz radzić sobie emocjonalnie z tym zestawemśmierci, które na nas spadły.Czy moje rozwiązanie było lepsze? Pracowałam, czytałam,słuchałam muzyki: kupowałam muzykę w postaci płyt.%7łyłam swoją pracą i myślałamo przeniesieniu się do działu reklamy Capitol Records w południowej Kalifornii.Tambyła moja przyszłość, tam były te materialne przedmioty, jakimi stały się dla mnie płyty,nie coś, co daje radość, ale coś, co się najpierw kupuje, a potem sprzedaje.To, że biskup wrócił z zaświatów i zamieszkał w mózgu czy umyśle Billa Lundborga,było niemożliwością ze względów oczywistych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]