[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Parsonsa była to pokrętna logika.Ale co to miało za znaczenie? Tych ludzi nie obchodziły szczegóły.Byli zapat­rzeni w swój wielki plan.To się liczyło, a nie idiotyzmy w rodzaju użycia ręcznej broni pochodzącej z dwudziestego piątego wieku w szesnastym stuleciu.A Anglicy z pewnością byliby pod wrażeniem.- Dlaczego nie możecie realizować swojego planu bez Coritha? - zapytał.- Znasz tylko pierwszą część naszego programu - od­rzekła Loris.- A jaka jest ta druga?- Naprawdę chcesz wiedzieć? Po co?- Powiedz mi, proszę.Loris westchnęła i zadrżała.- Wejdźmy do środka - poprosiła.- Ta ciemność mnie przygnębia.Opuścili balkon i znaleźli się w apartamencie Loris.Parsons był tu po raz pierwszy.Zatrzymał się w progu.Przez nie domknięte drzwi garderoby dostrzegł niewyraźne rzędy dams­kich strojów.Togi, suknie, pantofle.W drugim końcu pokoju stało szerokie łoże przykryte atłasową narzutą.Zasłony miały soczysty kolor czerwonego wina, a podłogę pokrywał gruby, wielobarwny dywan.Parsons od razu poznał, że został on wyszabrowany z przeszłości Bliskiego Wschodu.Ktoś z dobrym skutkiem wykorzystał zalety statku czasu, meblując ten apartament w doskonałym guście.Loris usadowiła się w klubowym fotelu.Parsons stanął za jej plecami.- Opowiedz mi o tej części planu, której nie znam - powiedział, kładąc dłonie na jej gorących, gładkich ramio­nach.- O twoim ojcu.Loris pozostała odwrócona tyłem.- Wiesz, że wszyscy mężczyźni poddawani są steryliza­cji - przypomniała mu, ruchem głowy odrzucając na bok grzywę czarnych włosów.- Domyślasz się również, że Corith nie został wy sterylizowany, bo inaczej nie byłoby mnie na świecie, prawda?- Zgadza się - odrzekł Parsons.- Dziesiątki lat temu moja babka Nixina była Matką Przełożoną.Udało jej się uchronić Coritha przed sterylizacją, co było prawie niewykonalne, bo ten obowiązek jest bardzo surowo egzekwowany.Ale ona tego dokonała i Corith został umieszczony w rejestrach jako wysterylizowany.Parsons czuł, jak Loris drży pod jego dłońmi.- Kobiety, jak ci wiadomo, nie są sterylizowane, więc zapłodnienie przez Coritha mojej matki Jepthe nie przed­stawiało żadnego problemu.Do ich zbliżenia doszło w tajem­nicy tutaj w Kwaterze.Potem zygota, w zamrożonym opako-waniu, trafiła do wielkiego głównego Źródła i została umiesz-czona w Sześcianie Życia.W tym czasie Matką Przełożoną była już Jepthe, więc sam rozumiesz, że udało jej się oddzielić zygotę od innych i czuwać nad nią, aż rozwinęła się i przeis-toczyła w embrion.Słowem, przeprowadziła ją przez całą drogę rozwoju, aż do narodzin dziecka.- I tak samo zrobiono z resztą twojej rodziny?- Tak.Z moim bratem Helmarem i z innymi.Ale.- Loris wstała z fotela i oddaliła się.- Widzisz.Udało im się wysterylizować wszystkich mężczyzn oprócz Coritha.Tylko on jeden tego uniknął.Przez chwilę w pokoju panowała cisza.- Zatem dalszy przyrost naturalny w waszej rodzinie zależy od Coritha - odgadł Parsons.Loris przytaknęła.- Ciebie też to dotyczy, gdybyś zamierzała podtrzymać ród?- Owszem - potwierdziła.- Ale to teraz nieważne.- A dlaczego zawsze było ważne? Czego zamierzaliście dokonać całą waszą rodziną?Uniosła dumnie głowę i spojrzała na niego wyniośle, podchodząc bliżej.- Nie jesteśmy tacy jak inni, doktorze - powiedziała.- Nixina uważa się za czystej krwi Indiankę z plemienia Irokezów.Praktycznie jesteśmy czyści rasowo.Nie dostrzegasz tego? - dotknęła dłonią swego policzka.- Spójrz na moją twarz, na moją skórę.Nie uważasz, że to może być prawdą?- Niewykluczone - odrzekł Parsons - choć udowod­nienie tego byłoby prawie niemożliwe.Takie niekonkretne stwierdzenie.Brzmi to raczej mistycznie.- A ja wolę w to wierzyć - wyznała Loris.- Przynajmniej jeśli chodzi o charakter.Jesteśmy ich duchowymi spadkobiercami, łączą nas wieży krwi w pełnym tego słowa znaczeniu.Nawet jeśli to jest tylko mitem.Parsons wyciągnął rękę i dotknął jej twarzy.Powiódł palcami po mocno zarysowanej linii podbródka.Nie cofnęła się i nie zaprotestowała.- Zdradzę ci nasz plan - powiedziała tak blisko niego, że poczuł na ustach jej oddech.- Zamierzaliśmy zajad tereny należące do twoich przodków, doktorze.Niestety, nie udało się.Ale gdyby nam się powiodło, gdybyśmy zdołali zgładzić białych awanturników i piratów, którzy przybyli do Nowego Świata i zdobyli tu przyczółki, założylibyśmy naszą własną rasp.Sami! Co ty na to?Na jej ustach pojawił się sarkastyczny uśmiech.- Mówisz poważnie? - zapytał Parsons.- Oczywiście.- Bylibyście zatem awangardą cywilizacji.Zamiast elż-bietariskiej szlachty, hiszpańskiego ziemiaństwa i holenderskich kupców.- I nie byłoby panów i niewolników - stwierdziła ze śmiertelną powagą Loris.- Supremacji jednej rasy nad inną.Istniałaby naturalna zależność: przyszłość wytyczająca drogę przeszłości.Tak, pomyślał Parsons.To byłoby bardziej ludzkie.Nie istniałyby plemiona skazane na zagładę ani obozy koncent­racyjne nazywane eufemistycznie „rezerwatami".Szkoda.Nagle poczuł prawdziwy żal.- Przykro ci - odgadła, wpatrując się w niego.- A przecież jesteś biały.Jakież to niezwykłe.- wydawała się zbita z tropu, - Nie utożsamiasz się z tamtymi zdobyw­cami, prawda? A jednak to oni zbudowali twoją cywilizacje.Wydobyliśmy cię z ostatniego okresu takiego właśnie świata.- Nie brałem również udziału w paleniu czarownic - odrzekł Parsons.- Nie utożsamiam się z wieloma podo­bnymi niegodziwościami.Uważasz, że wszyscy biali są tacy sami?- Nie - odparła, ale ton jej głosu stał się chłodniejszy.Przychylność gdzieś się ulotniła.Nagle wyśliznęła się z jego rąk i odeszła, odwracając się do niego plecami.Podszedł bliżej, przyciągnął ją, odwrócił twarzą do siebie i pocałował.Wpatrywała się w niego swymi wielkimi, ciemnymi oczami, ale nie próbowała się wyrwać.- Miałeś nam za złe - zaczęła, kiedy ją puścił - że porwaliśmy cię od twojej żony.W jej głosie było słychać wrogość.Parsons nie miał nic na swoją obronę, więc milczał.- Cóż - powiedziała Loris - tak czy inaczej to nie ma sensu.Wrócisz tam.Obojętne, masz żonę czy nie.- Bo jesteś pełnej krwi Indianką, a ja białym - dodał ironicznie.- Słuchaj no, doktorze - powiedziała cicho - nie obra­żaj mnie.Nie jestem jakąś fanatyczką.My tobą nie pogar­dzamy.- Dostrzegacie we mnie człowieka?- Och.Na pewno krwawisz, kiedy się skaleczysz.- roześmiała się, ale bez ironii.Parsons też się uśmiechnął.Nagle oplotła go ramionami i przyciągnęła do siebie ze zdumiewającą siłą.- Więc, doktorze.? - zapytała.- Chcesz zostać moim kochankiem? Zdecyduj się.- Pamiętaj, że nie jestem wysterylizowany - odrzekł, uwięziony w jej uścisku.- To dla mnie żaden problem.Jestem Matką Przełożoną.Mam dostęp do każdej części Źródła.Mamy określony sposób postępowania.Jeśli zajdę w ciążę, mogę wprowadzić moją zygotę do Sześcianu Życia i.- machnęła z rezygnacją ręką - chlup! Przepadnie na zawsze w masie ludzkiej rasy.- A zatem.dobrze.Oderwała się od niego gwałtownie.- A kto powiedział, że możesz zostać moim kochan­kiem?! Pozwoliłam ci na to? Po prostu byłam ciekawa, czy chcesz tego.Odsunęła się.Jej piękna twarz poweselała.- Zresztą nieważne - powiedziała.- Przecież i lak nie chciałbyś mieć1 tłustej squaw za kochankę.Wziął ją w ramiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl