[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to już teraz.Nie potym, jak obcy zostaną rozgromieni, stwierdził, albo my im się poddamy; cokolwiek sięstanie.Paponowicz, Nitz i całe szeregi bezimiennych urzędników niższej kategorii kle-cą bzdury nie po to, by ochronić cztery biliony ludzi przed straszliwym niebezpieczeń-stwem, które dosłownie wisi nad ich głowami, lecz po to, by wybawić z opresji swojecholerne tyłki.Ludzie są próżni.Nawet ci, którzy zajmują najwyższe stanowiska. Lektura tego dokumentu zmieniła moją koncepcję Boga i jego stworzenia rzekłLars do Kaminskiego.Kaminsky skinąwszy głową, z uprzejmością dobrego słuchacza czekał na dalsze wy-jaśnienia. Pojąłem nagle przypowieść o upadku człowieka, dlaczego wszystko poszło zle: tojedno wielkie kłamstwo. Jest pan mądrym człowiekiem, panie Lars powiedział Kaminsky ze znużeniem,lecz nutą podziwu w głosie. Stwórca spartaczył robotę i zamiast wszystko poprawić,spreparował historyjkę, w której zwalił winę na kogoś innego, na odwieczną złą siłę. Tak więc drobny subkontrahent na Kaukazie rzekł Lars straci umowę z rzą-dem i będzie poszukiwany.Dyrektor automatycznej fabryki, nie potrafię wymówić jegonazwiska ani nazwy fabryki, ma odkryć coś, o czym dotąd nie wiedział. On o tym wie odparł Kaminsky. Niech pan powie, dlaczego przyszedł pando ambasady? Chciałem dostać wyrazne zdjęcie panny Topczew.Trójwymiarowe, w kolorze,może nawet animowane, jeśli takie macie. Oczywiście.Ale nie może pan poczekać jeden dzień? Chcę być zawczasu przygotowany.77 Dlaczego? spytał Kaminsky odzyskując bystrość umysłu. Widać nigdy nie słyszał pan o miniaturowych portrecikach ukochanej malowa-nych na polecenie przyszłego oblubieńca. Ach.Miłość, ta osnowa wielu sztuk, oper, legend? Miłość się przeżyła, powinnosię o niej zapomnieć.Pan mówi poważnie, Lars? W takim razie będzie pan miał kłopo-ty, czyli to, co wy w Zachodnim Bloku nazywacie problemami. Wiem. Panna Topczew jest pomarszczoną, wysuszoną, zgrzybiałą maszkarą.Gdyby niejej zdolności mediumiczne, dawno byłaby w domu starców.Te słowa niemal zwaliły Larsa z nóg.Zamarł. Zmroziło pana rzekł Kaminsky. Przykro mi, panie Lars.To był eksperymentpsychologiczny w pawłowowskim stylu.Przepraszam.Niech pan się chwilę zastanowi.Jedzie pan do Fairfax, żeby ratować cztery biliony ludzi.Nie zaś po to, by znalezć nowąkochankę na miejsce Maren Faine, pańskiej rodaczki, aktualnej Liebesnacht.Nawiasemmówiąc ją też wziął pan na miejsce tej.jak jej było na imię? Betty? W każdym razie tejpoprzedniej, o której KACH mówił, że ma ładne nogi. Chryste powiedział Lars. Zawsze ten KACH.Zamienia żywe istoty na bityinformacji i sprzedaje. Każdemu, kto zechce kupić przypomniał mu Kaminsky. Czy to będzie pań-ski wróg, przyjaciel, żona, pracodawca albo gorzej: pracownik.Agencja, która sprzyjaszerzeniu się szantażu.Jednak, jak sam pan zauważył otrzymując zamazane zdjęcie pan-ny Topczew, KACH nie wykłada wszystkich kart na stół.Trzyma klienta w zawieszeniu,żeby nadal potrzebował ich usług.Panie Lars, ja mam żonę i trójkę dzieci w ZwiązkuSowieckim.Teraz kiedy na niebie pojawiły się dwa obce satelity, mogą ich zabić, żeby siędo mnie dobrać.Mogą również dobrać się do pana; na przykład pańska kochanka w Pa-ryżu umrze w jakiś koszmarny sposób, od zakażenia albo wszczepienia czegoś. Wystarczy. Chcę tylko pana o coś poprosić; to wszystko.Jedzie pan do Fairfax, żeby zapo-biec wielu potwornościom.Modlę się, żeby pan z Lilą Topczew wymyślił jakąś cudow-ną ochronę.Jesteśmy dziećmi, które bawią się pod opieką ojca.Czy pan to rozumie? Jeślipan zapomni.Kaminsky wyciągnął klucz i otworzył staroświecką szufladę w swoim biurku. Mam to.Przestarzały model. Wyjął pistolet automatyczny na pociski kumula-cyjne i uniósł go w górę ostrożnie trzymając wylot lufy z dala od Larsa. Jako urzęd-nik organizacji, która nigdy nie może po prostu się wycofać, lecz aby przestała istnieć,musi być wypalona ogniem i zniszczona, mogę udzielić panu pewnej informacji.Zanimwyjedzie pan do Fairfax, dowie się pan, że nie ma dokąd wracać.Powiedzmy, że popeł-nimy błąd.Zepsuje się jakiś statek pikietowy, satelita poruszający się na orbicie o wiel-78kim promieniu albo satelitarna elektrownia słoneczna. Kaminsky wzruszył ramiona-mi, schował pistolet i starannie zamknął na klucz szufladę. Trochę się uniosłem. Powinien pan udać się do psychiatry, dopóki przebywa pan w ZachodnimBloku.Odwrócił się i otworzywszy drzwi biura wszedł do głównego pomieszczenia, pełne-go gwaru i gorączkowej aktywności.Podążający za nim Kaminsky zatrzymał się w drzwiach i powiedział: Zrobiłbym to osobiście. Co pan by zrobił? spytał Lars odwracając się. Zrobiłbym użytek z tego, co panu pokazałem, co trzymam w biurku. Och. Lars kiwnął głową. W porządku.Postaram się mieć to na uwadze.Zaraz potem jak odrętwiały przebił się przez tłum drepczących drobnych urzędni-ków, dotarł do głównego wyjścia i znalazł się na chodniku.Zupełnie poszaleli, powiedział sobie w duchu.Nadal wierzą, że kiedy ma się nóż nagardle, sprawy można rozwiązać w taki sposób.Cała ewolucja, którą odbyli, zaszła jedy-nie na powierzchni.W głębi duszy pozostali tacy sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]