[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Actonspacerował między nimi w jaskrawoczerwonej kamizelce,poklepywał ich po ramionach, podawał rękę, śmiał się, jakdoskonały wizerunek miłego gospodarza chociażwidziałem, jak paru ludzi odwróciło się, żeby uniknąć jegopowitań.John Grace, naczelny urzędnik Actona, chodziłsztywno za swoim panem i ściskając czarną księgę zwartowni, wywarkiwał polecenia służącym.Było w nim cośbezkrwistego, aż wywracał się we mnie żołądek; a może totylko wspomnienie z poprzedniego dnia, kiedy wysłał mniedo zarażonego ospą pokoju zimna obojętność na losinnego człowieka.Kilka minut pózniej dżentelmen około trzydziestki wjechałprzez bramę na pięknym czarnym ogierze, uśmiechając się iradośnie machając ręką.Całe więzienie stanęło na baczność,kiedy zsiadł z konia.Ubranie miał dobrze skrojone wedługnajnowszej mody, ładne koronkowe mankiety i piękne haftyna kieszeniach.Nosił zwieńczoną złotem laskę, której użył,żeby zwrócić uwagę najbliżej stojącego adwokata.Szturchnąłgo nią żartobliwie.Przez chwilę rozmawiali, prawnik szeptałmu coś do ucha.Roześmiali się i podali sobie ręce.Fleet stanął obok mnie przy oknie. Edward Gilbourne.Zastępca protonotariusza. Cóż to, u diabła, znaczy? Urzędnik z aureolą.Zmarszczyłem brwi. Myślałem, że John Grace zajmuje to stanowisko. Grace jest głównym urzędnikiem w więzieniu.Gilbournepracuje dla sądu.Proces musi się toczyć, panie Hawkins.Niemożna po prostu wrzucić człowieka do więzienia i kazać mutam gnić.To byłoby okrutne.Muszą dostać swoje pięćminut w sądzie.Ich sprawa musi zostać wysłuchana, ichwierzyciele muszą zostać wezwani dla złożenia zeznań& Uśmiechnął się ponuro. Potem mogą dalej gnić.Ludzie tłoczyli się teraz wokół Gilbourne a, żeby zwrócićna siebie jego uwagę.Uprzejmie kiwał wszystkim głową, alechyba chciał już opuścić dziedziniec. Popularny wśród prawników. Potężny poprawił mnie Fleet. Włada wokandą.Może ją zmienić, jeśli zechce.Za opłatą. Młody jak na takie stanowisko. Cudowne dziecko. Fleet z sarkazmem wzruszyłramionami i usiadł przy piecyku.Wyglądało na to, że dosyćsię napatrzył.Chwilę potem pani Roberts przeszła przezdziedziniec, wymijając grupki urzędników i adwokatów,kierowała się prosto w stronę Edwarda Gilbourne a.Krótko,gorączkowo porozmawiali, Gilbourne zrobił zatroskaną minę.Przez chwilę dotykał ramienia pani Roberts, a onapołożyła dłoń w czarnej rękawiczce na jego dłoni.Podszedłdo nich Acton i mocno klepnął Gilbourne a w plecy.Gilbourne natychmiast opuścił rękę, ale zauważyłem, żewymienili z panią Roberts znaczące spojrzenia, zanim ukłoniłasię i odeszła.Zastanawiałem się, czy byli kochankami?Dotknąłem twarzy, bo przypomniałem sobie mocny policzek,który mi dała poprzedniego dnia.Adwokaci i urzędnicy przemieszczali się w stronę pałacusądu, kiedy wielki złocony powóz wpadł na dziedziniec, azaraz za nim dżentelmen w czarnym fraku i kapeluszu nakasztanowym zrebaku.Powóz zatrzymał się, zeskoczylisłudzy w liberiach, otworzyli drzwi, wyciągnęli schodki izrobili drogę do sądu.Acton stanął z boku, kłaniając sięgłęboko dżentelmenowi w wielkiej peruce, mocnoupudrowanemu, który wyłonił się ze środka.Powózzachybotał pod jego ciężarem, kiedy schodził na dziedziniec.Wokół niego kręciły się lizusy, gotowe się podłożyć, gdybyupadł. Sir Philip Meadows obwieścił Fleet ze swojegomiejsca przy piecyku. Marszałek, rycerz dworu. Nie wiem,skąd wiedział, nie widząc.Może rozpoznał stukot karety.Byłem tak zaabsorbowany najjaśniejszym przybyciem sirPhilipa, że ledwie zwróciłem uwagę na dżentelmena wczarnym fraku, który zeskoczył z konia.Dopiero kiedy zdjąłkapelusz i spojrzał w górę, na więzienne okna, zdałem sobiesprawę, kto to jest. Charles! krzyknąłem, wychylając się z okna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]