[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Anakinie, ja.bardzo przepraszam - wykrztusił w końcu.- Kie­dy Ulaha rzuciła się na voxyna, pomyślałem.wyobraziłem sobie.- Chyba wiem, co sobie wyobraziłeś - przerwał mu Anakin.Chociaż na twarzy starszego brata malował się głęboki wstyd, żad­ne przeprosiny nie mogły zatrzeć wrażenia, jakie wywarło jego oskarże­nie, padające w wątpliwość charakter brata.Od początku zakładał, że Anakin nie myśli o pozostałych.Przypomniał sobie, że podobnie uważał ich ojciec krótko po śmierci Chewbaccy.Anakin dopiero po paru minu­tach ochłonął na tyle, aby znów zagłębić klingę miecza w podłodze i pod­jąć wycinanie otworu.- Odejdź ode mnie - mruknął.- Tylko mi przeszkadzasz.Jacen otworzył usta, jakby chciał coś odpowiedzieć, ale Tenel Ka złapała go za rękę i odciągnęła od młodszego brata.- Nie załatwisz tego problemu teraz, Jacenie - rzekła stanowczo.-Musisz odłożyć to na później.Korzystając z pomocy Alemy, Anakin wypalił w podłodze otwór na tyle głęboki, że do przebicia pozostawała warstwa grubości zaledwie kilku milimetrów.Włączył komunikator i uprzedził siostrę o swoich za­miarach.W odpowiedzi usłyszał, że Jaina i Dwa-Cztery-S pilnują, żeby ranny voxyn nie wyskoczył z otworu jakiegoś tunelu.Jaina poświęciła chwilę na ostrzeżenie Raynara i Zekka; bała się, że strzelą, kiedy zoba­czą w korytarzu sylwetki członków grupy atakującej.Kiedy stopiona podłoga ostygła, Bela i Krasov usiadły na krawędzi otworu, nogami usunęły ostatnią warstwę podłogi, a potem, jedna po drugiej, ześlizgnęły się na niższy poziom.Niemal natychmiast z otworu doleciał stłumiony huk ich blasterów.Chwilę później do otworu zanur­kowała głową w dół Alema.Anakin zgasił świetlistą klingę, złapał w jedną dłoń rękojeść broni, a w drugą udarowy granat, i podążył w jej ślady.Spowolnił tempo opadania i wylądował stopami na czymś, co sprawiało wrażenie sufitu.Słysząc skowyt blasterowych strzałów i głuche odgłosy trafiających w coś chrabąszczy, niemal odruchowo odskoczył pod samą ścianę.Odczekał chwilę, aby odzyskać orientację, a potem kciukiem przycisnął guzik uzbrajający granat udarowy.W przeciwległym końcu korytarza spoczywało nieruchomo trzech niedoszłych czatowników.Okrywające ich ciała pancerze z kraba vonduun były podziurawione jak rzeszoto w miejscach, w których trafiły je strzały z blasterów obu Barabelek.Z otworu drzwi kabiny wyleciało kilka ogłuszających chrząszczy.Gro­mada innych, głośno brzęcząc, poszybowała od strony przegrody, w której ziała wypalona dziura.Po drugiej stronie przegrody stało na straży dwóch członków załogi, którzy zdążyli w porę osłonić twarze gnullithami.Anakin nie widział nigdzie ani śladu Gannera, ale też się tego nie spodziewał.W pewnej chwili pochwycił spojrzenie stojącej w drugim końcu korytarza Alemy i kiwnął głową.TwiMekianka uzbroiła własny granat udarowy i na dany znak oboje wrzucili ładunki wybuchowe do kabiny, w której ukrywali się pozostali czatownicy.Ciemność korytarza rozja­śniły dwa oślepiające błyski.Rozległ się potworny huk i na korytarz wystrzelił jęzor ognia.Towarzyszył mu kłąb dymu przesyconego odo­rem zwęglonego mięsa.Machnąwszy na pozostałych, żeby podążali za nim, Anakin prze­biegł obok płonącej kabiny.O ścianę obok niego rozbiły się z chrzęstem ogłuszające chrabąszcze.Jeden trafił go w pierś i odrzucił do tyłu.Bela i Krasov przeskoczyły nad nim i zasypały otwór w przegrodzie krótkimi seriami blasterowych błyskawic.Sekundę później do Anakina podbie­gła Ałema.Poświęciła chwilę, żeby pomóc mu wstać.Młodzieniec z tru­dem oddychał.Odnosił wrażenie, że ma pęknięte żebro.Pancerna warstwa jego kombinezonu okazała się jednak na tyle wytrzymała, że nie czuł silnego bólu ani nie krwawił.Włączył komunikator.- Dwa-Jeden-S, zabezpiecz przegrodę - rozkazał.Android pojawił się w odległym końcu korytarza i skoczył w ich stronę.Znieruchomiał obok wypalonego otworu.Pełniący służbę na mostku Yuuzhanie zaczęli obrzucać go ogłuszającymi chrząszczami i za­sypywać płonącymi kawałkami magmy.W pancerzu wojennego androida pojawiły się wgłębienia wielkości kciuka.Dwa-Jeden-S odpowiedział kierowanymi przez sensory blasterowymi błyskawicami i promieniami.Kilka chwil później nieprzyjacielski ogień ustał.Zaraz jednak ku ZYV 2-1S zaczęły lecieć ogłuszające chrabąszcze od strony pokładu, gdzie przedtem znajdował się Ganner.Android zi­gnorował ten niespodziewany atak.Uklęknął obok wypalonego otworu i zaczął strzelać w kierunku mostka.Anakin posłał mu na pomoc Alemę i obie Barabelki, a sam powrócił do otworu w podłodze i przeskoczył na drugą stronę.Zauważył, że w dziobowej kabinie znaleźli się już Tesar i Lowbacca.Stali pod przeciwległą ścianą i chcąc wypalić w niej otwór, przyklejali do chropowatej powierzchni paski elastycznego detonitu.Kiedy Anakin ru­szył ku nim, stanęli pod samą ścianą.Lowbacca zapalił świetlny miecz i czubkiem klingi musnął najbliższy pasek materiału wybuchowego.Roz­legł się ogłuszający trzask i kabinę zasypał grad płonących koralowych okruchów.Kiedy gryzący dym zaczął rzednąć, okazało się, że ściana się nie poddała.Tesar odszedł kawałek, podskoczył i z całej siły wymierzył kopniaka w osłabione miejsce.Bryła korala wpadła do sąsiedniego pomieszczenia.Po drugiej stro­nie przygnieciony Yuuzhanin gniewnie warknął coś, co zabrzmiało jak przekleństwo.Tesar uciszył nieprzyjaciela kilkoma seriami strzałów z ciężkiego karabinu blasterowego, a potem wskoczył do otworu.Se­kundę później to samo uczynił Lowbacca.Anakin zapalił świetlny miecz i.usłyszał dobrze znany, przyprawiający o mdłości bulgot voxyna try­skającego strugą żrącej mazi.Natychmiast zaniepokoił się o Lowbaccę.Nie zniósłby tłumaczenia krewnym Chewiego, że w jego obecności zginął jeszcze jeden członek rodziny.Chwilę później zauważył jednak, że strumień brązowawej śliny voxyna przelatuje przez wypalony otwór i rozbryzguje się o przeciwle­głą ścianę.Odetchnął z ulgą.Usłyszał dobiegający z drugiej strony otworu gniewny ryk Wookiego i głośniejsze buczenie jego klingi, jakby w czymś się zagłębiała.W tej samej sekundzie rozległo się bolesne wycie, które natychmiast przeszło w przenikliwe skrzeczenie.Równocześnie rozległ się basowy ryk ciężkiego karabinu blastero­wego Tesara.Jazgot urwał się jak ucięty nożem.Anakin przeszedł przez dymią­cy otwór i znalazł się w przestronnej kwaterze starszego oficera, a może nawet samego yuuzhańskiego kapitana.Upstrzony śladami blasterowych trafień voxyn kuśtykał w kierunku ukośnej szczeliny w bocznej ścianie.Nie miał ogona i przynajmniej dwóch tylnych łap, ale poruszał się na tyle szybko, że uskoczył w bok przed następną blasterową bły­skawicą.Na podłodze tu i tam leżało nieruchomo dziewięciu albo dziesięciu porażonych przez gaz Yuuzhan Vongów.Dwóch następnych kryło się za szczątkami poznaczonego śladami pazurów pnia isalamirowego drze­wa.Twarze wojowników były okryte gnullithami, a w ich dłoniach tkwi­ły gotowe do walki amphistaffy.Tesar krótką serią uśmiercił półżywego isalamira.Na ten widok Yuuzhanie postanowili rzucić się w wir walki.Barabel opuścił lufę ciężkiego karabinu blasterowego i wypalił dy­miącą dziurę w pancerzu okrywającym tors bliższego wojownika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl