[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapłani podkreślali to przy każdej nada­rzającej się okazji.Nom Anor się domyślał, że Tsavong Lah zachwyca się tym nie bardziej niż kolcem w pięcie, ale udaje, że nie zwraca na to uwagi.Obaj dobrze wiedzieli, że stanowi to coś w rodzaju środka ostrożności, koniecznego, aby niektórzy bardziej gorliwi wierni nie pomyśleli, że wszy­scy pozostali bogowie są duchowymi sługami albo nawet niewolnikami Uśmierciciela Yun-Yammki.Prześlizgując się spojrzeniem po twarzach mijanych osób, egzeku­tor nie widział w ich oczach podziwu ani zazdrości, ale postanowił się tym nie przejmować.Znieruchomiał kilka kroków przed percepcyjnym tronem, skrzyżował ręce i grzmotnął nimi w pierś na znak powitania.- Przyszedłem tu prosto z lądowiska, mój panie - oznajmił z dumą.Tsavong Lah pochylił głowę i popatrzył na egzekutora.Spod koko­nu wici i macek czujników widać było tylko usta i oczy.- Jak rozkazałem - powiedział.- To dobrze.Nom Anor poczuł, że zasycha mu w gardle.Nie usłyszał słów powi­tania, nic też nie wskazywało, żeby wojenny mistrz zamierzał go po­chwalić.- Przykro mi, że tak długo trwało dołączenie do reszty floty - po­wiedział.- Opóźnienie wynika z kłopotów, jakie miałem podczas odlotu z Coruscant.- Jestem pewna, że nie miałeś łatwej przeprawy - odezwała się pi­skliwie Vergere.- Ścigali cię przecież piloci chyba wszystkich jedno­stek Wojsk Obrony Planety.- Podobna do ptaka istota przecisnęła się przez tłum i znieruchomiała dopiero między dwoma stojącymi najbliżej tronu wojennego mistrza odczytywaczami.- Uciekając stamtąd, zasłu­żyłeś na gratulacje.Okazałeś naprawdę wielką pomysłowość.- Tak, to wszystko zasługa starannego planowania - odparł Nom Anor.Starał się, żeby w jego głosie nie zabrzmiał gniew.Był pewien, że to właśnie Vergere odpowiada za nieudany zamach na życie Borska Fey’lyi.W drodze powrotnej długo się nad tym zastanawiał i doszedł do przekonania, że istota skorzystałaby na śmierci przywódcy Nowej Re­publiki więcej niż ktokolwiek inny.- Jest mi ty Iko przykro, że musiałem cię rozczarować.- Dlaczego twoja pomyślna ucieczka miałaby mnie rozczarować? -Vergere rozłożyła ręce w geście zdziwienia.- Wszyscy wiedzą, jak wie­le jesteś wart dla naszej sprawy.Chociaż Nom Anor był przyzwyczajony do spisków, knowań, kłamstw i podchodów, z trudem znosił drwinę w głosie tej na wpół pogańskiej istoty.To właśnie Vergere omal nie pokrzyżowała jego planów i nie posłała go do więzienia, ale teraz szydziła z niego w żywe oczy w obecności przełożonego i podwładnych.- Nie ma sensu odgrywać roli wstydliwego niewiniątka, Vergere.-Nom Anor starał się, jak mógł, nadać głosowi obojętne brzmienie, ale na widok jego wykrzywionej wściekłością twarzy zgromadzeni zareago­wali chórem zdumionych pomruków.- To ja muszę pochwalić ciebie za pomysłowość.Nie sądziłem, żeby ulubienica mogła okazać się tak prze­biegła i bezczelna.Gdyby Vergere była istotą rasy Yuuzhan Ybng, musiałaby uznać sło­wa egzekutora za wystarczający powód do pojedynku na śmierć i życie.Mała istota zapewne o tym nie wiedziała, gdyż tylko skierowała ku nie­mu delikatne czułki.- Czyżbyś oskarżał mnie o to, co stało się w senacie? - zapytała.- Śmiały plan, aby usunąć niewygodnego rywala - przyznał Nom Anor.- Bez względu na to, jak zakończyłaby się twoja próba zamordo­wania przywódcy Nowej Republiki, niewierni obwiniliby o to mnie i wo­jennego mistrza.- Uniósł głowę i popatrzył na Tsavonga Laha.- Sam fakt, że jednak powróciłem, najlepiej dowodzi moich zasług dla krze­wienia Wielkiej Doktryny, a także wiary, że wojenny mistrz nie da się nabrać na tak prymitywne sztuczki.Podobne do dzioba usta Vergere rozchyliły się jakby do syku, jed­nak istota zachowała spokój.- Nie obwiniaj mnie za swoje niepowodzenia na Coruscant - po­wiedziała.- W ten sposób tylko wychodzisz na.- Wystarczy.Chociaż wojenny mistrz powiedział to bardzo cicho, ton jego głosu wystarczył, żeby Vergere umilkła i chyba jedynie dzięki temu ocaliła życie.Gdyby wyrwało się jej brzemienne w skutki słowo „głupiec”, Nom.Anor miałby nie tylko pełne prawo, ale nawet obowiązek, żeby zabić ją bez ostrzeżenia.- Nie interesuje mnie, kto chciał zabić przywódcę Nowej Republiki ani komu się to nie udało - ciągnął Tsavong Lah, a na jego ustach poja­wił się cień uśmiechu.Wojenny mistrz poruszył ręką ukrytą w długim worku i mocarne łapy tronu zaczęły się zginać.Niebawem głowa Tsa-vonga Laha znalazła się mniej więcej na wysokości głów rozmówców.-Zanim tu przyleciałeś, Nomie Anorze, dyskutowaliśmy o żałosnej pró­bie generała Bel Iblisa podkopania morale naszych wojowników przez szerzenie bzdur na temat bliźniąt Jeedai [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl