[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Panie bracie?- Tak?- Chyba nie miałbym teraz nic przeciwko małemu ognistemu demonowi.Mentor zaśmiał się cicho.- Ja też.Wtem po drugiej stronie rzeki, między drzewami, zabłysło światełko.Nnanji syknął.Magia!W świecie hubki i krzesiwa nie można było inaczej skrzesać ognia.Walliemu przez moment wydawało się, że dostrzega postacie w kapturach.Raptem znowu zrobiło się ciemno.- Demon?- Nie sądzę.Domyślam się, że sprawdzają nasze ślady.Widzieli most.Już wiedzą, że nas zgubili.Chyba że potrafią latać.Ogień umieli wyczarowywać.Tylko, dlaczego na krótko? W mrocznym lesie światło bardzo by się przydało.Dlaczego tak szybko zgasło? Czyżby ich prześladowcy mieli ograniczoną moc?Płomyk więcej się nie pojawił.Nikt nie wyjechał spomiędzy drzew.Czas wlókł się niemiłosiernie.Wallie, przemarznięty do szpiku kości, już miał zrezygnować z czekania, gdy nagle Nnanji wyciągnął rękę i coś szepnął.Na tle horyzontu widać było cztery niewyraźne sylwetki.Czarnoksiężnicy zawrócili, rezygnując z pościgu.Dwaj zmęczeni szermierze mogli nareszcie poszukać- Ruszajmy - powiedział Wallie.- To był pouczający dzień, ale zapamiętaj ostatnią lekcję, młody przyjacielu!- Jaką, panie bracie?Mentor się roześmiał.- Nigdy nie ufaj tancerkom.Księga druga:Jak szermierz popełnił błąd1- Więc tak wygląda góra! - powiedział Nnanji.Ranek wstał pogodny i świeży, bez jednej chmurki.Daleko na wschodzie lśniła wstęga Rzeki.Od północy widok zasłaniała majestatyczna góra pokryta śniegiem.Reszta długiego wulkanicznego pasma ciągnęła się na południe poza granice wzroku.Na zachodzie uciekinierzy wypatrzyli siodło.Tam musiała znajdować się przełęcz.Istnienia wulkanów Wallie domyślił się już poprzedniego dnia, gdy ujrzał czarne skały.Kryjówka Garadooiego okazała się tunelem z lawy.Część sklepienia zapadła się, tworząc kamieniste podejście.Z jaskini najwyraźniej korzystały pokolenia myśliwych, bo w skałach wykuto ścieżkę, dostatecznie gładką, by przeprowadzić konie.Wnętrze urządzono tak, że po jednej stronie znajdowało się coś w rodzaju stajni, a po drugiej kwatery dla ludzi.Kiedy dwaj szermierze zjawili się w nocy - Katanji omal nie zamarzł na szlaku, czekając na nich - w środku płonął ogień, jedzenie było gorące, legowiska z gałęzi przygotowane.- Tak, to jest góra - zgodził się Wallie.- Całkiem spora! Bogini z tobą, budowniczy!- Jestem Garadooi, budowniczy trzeciej rangi.Chłopak pozdrowił Siódmego jak należy.Potem rozejrzał się, przeczesując palcami zmierzwione loki.- Poprosisz uczennicę Quili, żeby odmówiła modlitwę, panie?Wieczorem Garadooi również domagał się modłów.Choć Wallie uwierzył w bogów, nie był zbyt religijnym człowiekiem, Po raz pierwszy spotkał na Świecie bigota.Honakura, Jja i Nnanji służyli Bogini, ale nie afiszowali się ze swoją wiarą tak jak młody budowniczy.Odkąd Trzeci usłyszał o misji lorda Shonsu, modlił się gorliwie i publicznie.Mimo wszystko Wallie doceniał jego pomoc.- Nie mam nic przeciwko modlitwom, pod warunkiem, że są krótkie.Musimy się spieszyć.Ile czasu upłynie, nim woda opadnie?- Przypuszczam, że około jednego dnia.Może nawet mniej.Porowate wulkaniczne skały szybko wchłaniały wodę.Wallie przyjrzał się ledwo widocznemu szlakowi, który wiódł do przełęczy.Czekała ich długa droga pod górę, bez żadnej osłony.Z łatwością wypatrzy ich każdy obserwator mający dobry wzrok, nie uciekając się do magii.- Zachodnia strona jest porośnięta lasem, panie - pocieszył go Garadooi, najwyraźniej myśląc o tym samym.- Będę szczęśliwy, gdy tam dotrzemy.Na przełęcz dotarli koło południa, spoceni i zmęczeni wspinaczką.Słońce prażyło jałowe zbocze, na którym było więcej skał i stożków popiołu niż trawy.Znajdujące się w dużych odstępach kopce usypane z kamieni wytyczały szlak.Wallie odwrócił się w siodle i rzucił ostatnie spojrzenie na daleką Rzekę.Potem czekał niecierpliwie, aż ukażą się zachodnie stoki.Bolały go wszystkie kości.Na starych pęcherzach tworzyły się nowe.Zabijając czas, wypytywał Garadooiego o czarnoksiężników.Chłopak niechętnie przyznał, że mieszkańcy Ov nie czują się uciskani i nie mają zamiaru podnosić buntu przeciwko nowej władzy.Na bezpośrednie pytanie odpowiedział z jeszcze większą niechęcią: że nieżyjący dowódca, Zandorphino, nie był lubiany.Nie potrafił utrzymać swoich ludzi w ryzach.Szermierze, o czym Wallie dobrze wiedział, potrafili być aroganckimi typami.Starego króla Ov pozostawiono przy władzy.Jedyna zmiana polegała na tym, że teraz zamiast szermierzy czarnoksiężnicy utrzymywali porządek.Król nałożył nowy podatek, żeby sfinan­sować budowę wieży dla czarnoksiężników i wyburzył kilka budynków, żeby zrobić dla niej miejsce.Były to niepopularne posu­nięcia.Powszechnie uważano, że są wynikiem czaru rzuconego na starca przez głównego maga, Siódmego.Budowniczy Garathondi wzbogacił się na tym kontrakcie bardziej niż kiedykolwiek.Przy okazji lord Shonsu dowiedział się, co skłoniło Trzeciego do udzielenia pomocy zbiegom.Młodego Garadooiego dręczyło sumienie, że rodzinną fortunę zasilały pot i krew niewolników.- Niewolnik też jest dzieckiem Najwyższej.Nie ma powodu, żeby traktować go jak zwierzę, prawda?Wallie skwapliwie przyznał mu rację.Do tej pory nie zetknął się na Świecie z taką postawą.Nnanji słuchał rozmowy z wyraźnym oburzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl