[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zenobia rzuciła się między krzaki.Brnąc przez błoto,zapadała się po kolana.Domyśliła się, że Nurbel jest już nabrzegu, lecz nie patrzyła w tamtą stronę.Wypatrywałaprzemykającego wśród krzewów cienia drapieżnika.Główna grupa myśliwych, z Odenatusem na czele,ukazała się na wysokości skarpy.Wystraszona ichwidokiem pantera niechętnie weszła do wody aż po brzuch.Stanęła i, robiąc bokami od długiego biegu, podniosłałeb w kierunku myśliwych.Pojęła, że odcięli jej drogęodwrotu.Skierowała wzrok ku Zenobii.W spojrzeniu jejpięknych oczu, kryła się wściekłość i zarazem opanowanie.Widać było drganie jej wąsów.Wydała z siebie długi, potężny ryk.Groznie otwartypysk wyrażał żądzę walki.Nad nią, prawie pionowo, przemknął błysk złota naczyimś ramieniu.Hedaj gwałciciel zszedł z konia naziemię.Z uśmiechem na twarzy, z krótką piką w dłoniszukał wzrokiem pantery.Zenobia czuła, że Baalszamin wyciągnął nad nią swojąrękę.Pantera otrząsnęła się, wdychając nosem świeżei wilgotne powietrze.Krążące wokoło owady zmuszały jądo mrugania powiekami.Ogonem uderzaław powierzchnię wody.Zrobiła kilka kroków w kierunkuZenobii.Znieruchomiała.Dzieliło ją od Zenobii zaledwie dwadzieścia kroków,a może i mniej.Dziewczyna wytrzymała żądne morduspojrzenie zielonych ślepi.Poprzez mdły smród błotai gnijących roślin wyczuła ostrą woń oddechu drapieżnika.Pantera znowu ryknęła.Piękno tego chrypliwego ryku przepełniło pierśZenobii i o dziwo usunęło z niej strach.Był to zewi zarazem grozba.Trzymała napięty łuk, z jedną strzałą umieszczoną nacięciwie, drugą, w pogotowiu.Nie musiała celować.Szykowała się na ten moment od wielu już dni.Odchyliłasię lekko do tyłu.Kolana jej się ugięły, jakby się trochępoślizgnęła w błocie.Nad krzakami przeleciał ze świstem czarny bełt.Hedaj krzyknął.%7łelazny grot przeciął skórzaną tunikęi wbił się w pierś z głuchym dzwiękiem.Pochylił sięi stoczył po usypisku.Pantera skoczyła do przodu.Woda rozprysła się podjej łapami.Nurbel krzyknął coś do Zenobii.Wydawało się,że zwierzę ulatuje do nieba, że przedziera się przez niepazurami, pyskiem i zębami.Rozległ się głuchy, śpiewny odgłos napiętej cięciwyłuku.Bełt drugiej strzały był zielonożółty.Strzała wbiła sięw pysk samicy tak gwałtownie i silnie, że rozłupała jejczaszkę na pół.Zwierzę skonało, zanim zdołało dokończyć skoku.Piękne cielsko skręciło się, zakołysało, bijąc pazuramiw powietrzu.Wpadło do wody w miejscu, gdzie stałaZenobia.Ale jej już tam nie było.Nurbel zobaczył, jak rzuciła się do tyłu, zanurzyław wodzie.Nie widział jednak, żeby się z niej wynurzyła.Hayran krzyczał.Wszyscy spoglądali w milczeniuw błotnistą wodę.Dostojny Odenatus bez słowa, ze zmarszczonymibrwiami, wpatrywał się w nieruchomą panterę.Wywołanewalką fale na wodzie stopniowo znikały.Odenatusprzypomniał sobie, co mówiono o jego przyszłej żoniei o wodzie, która jako dar od boga naznaczyła dzień jejnarodzin.Hayran, który zszedł w dół usypiska, podnosił ciałoswego faworyta i wrzeszczał, pokazując na strzałę tkwiącąw sercu.Nurbel z większym zdenerwowaniem, niż to chciałokazać, krzyknął: Tam! Ona jest tam, Najjaśniejszy Panie!Zenobia wychodziła na przeciwległy brzeg, nadaltrzymając w ręku łuk.Oblepiona błotem przypominałaposąg Alath, Wielkiej Wojowniczki, która była władczyniąwojen na pustyni, odkąd pojawili się tam ludzie.Tak właśnie pomyśleli Odenatus i Nurbel,uśmiechając się do siebie z ulgą.Dopiero wtedy, podobnie jak i pozostali, odwrócili siędo Hayrana, który nie przestawał lamentować: Ona go zabiła! Zabiła Hedaja!* * *W drodze powrotnej do obozowiska wszyscy myśliwiskupili się przy Hayranie i koniu, który niósł ciało Hedaja.Nurbel oddalił się od grupy Odenatusa i jechał teraz obokZenobii.Martwił się o stan Yedkivina.Widoczne było ogromnezmęczenie konia.Miał rozpalone nozdrza i szedł ciężkimkrokiem prowadzony za uzdę przez Zenobię.Jednak niewidać było na nim żadnej rany.Nurbel przyniósł mu derkę i powiedział Zenobii, żetrzeba konia nakarmić, wykąpać w jeziorze i nie dosiadaćgo aż do końca polowania.Na koniec rzekł: Te dwie strzały zapewnią ci sławę w Palmyrze.Duże skośne oczy Nurbela błysnęły.Zenobia nieodezwała się.Była wyczerpana, czuła odrętwienie wewszystkich mięśniach.Nurbel jechał jakiś czas w milczeniu, po czym znowusię odezwał: Twoja stopa nie ześlizgnęła się.Było to stwierdzenie, nie pytanie.Zenobia kiwnęłapotakująco głową Piękny strzał podjął znowu Nurbel. Szybki i precyzyjny.Hedaj nie miał szans, musiał zginąć. W głosie Nurbela słychać było podziw i zadowolenie.Ponieważ Zenobia w dalszym ciągu milczała, zapytał: Czy miałaś do tego wystarczający powód? Nawet jego śmierć nie zatrze zła, które zrobił.Niespodziewaj się, że powiem coś więcej.Ta hańba niedotyczy mego ciała.Chociaż Hedaj uczynił to, żeby sięprzypodobać Hayranowi. Zamilkła na moment, a gdyNurbel spojrzał jej w oczy, dodała: Najjaśniejszy Panzadecyduje, czy powinnam zostać ukarana.Zrozumiem to.Ale lepiej, żeby mnie nie pytał o powody tego strzału.Hayran szybko przestanie jęczeć.On również będzie wolał,żeby o tym nie mówiono. Najjaśniejszy Pan nie wątpi, że głośne żale Hayrananie potrwają długo.Pragnie tylko wiedzieć, czy twoja nogasię ześlizgnęła.Będzie szczęśliwy, gdy dowie się, że niepopełniłaś niezręczności, że miałaś odwagę dopiąć swego.Jednak, żeby uciszyć plotki w pałacu, powiemy, żestraciłaś równowagę i wtedy noga ci się ześlizgnęła.Roześmiał się głośno z wielką radością i dorzucił,odjeżdżając drobnym galopem: To nic takiego, kiedykobieta, trochę zadrży na widok pantery szykującej się, doskoku!* * *Po przyjezdzie do obozowiska Najjaśniejszy Panposłał Zenobii kołczan z pięknie wyprawionej czerwonejskóry, wyszywany perłami i drogimi kamieniami.W przeciwieństwie do tych, z którymi miała dotąd doczynienia i które zawieszano na szyi konia, tenprzymocowywano w pasie na pendencie jak pochwęsztyletu.Miał też cienki rzemyk, którym można było goprzywiązać do uda.W kołczanie znajdował się, owinięty wokół strzały zezłota i kości słoniowej, niewielki zwój papirusu, na którymNajjaśniejszy Pan napisał po grecku: Dla Zenobii, która urodziła się w oazie PocałunekNieba i która dziś przywiodła mi na myśl Wielką Alath.Oby jak najszybciej mogła dać mi syna, któremu przekażedar bogów, i oby jej, tak jak i jemu nigdy nie zabrakłostrzał przeciw wrogom.* * *Przy świetle lamp, w namiocie ogrzanym wonnymikadzidłami, Aszemu i Dinah masowały Zenobię, wcierającwonne olejki, by usunąć zmęczenie z zesztywniałychmięśni.Aszemu przestała przewracać oczami, wzdychaći mruczeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]