[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona jest dumna, po-różnimy siÄ™, i to zanim odziedziczy po ciotce! Wówczas dopiero bÄ™dÄ… sobie kpić ze mnie!%7Å‚ona kocha dzieci, wszystko z czasem przejdzie na nie, a ja bÄ™dÄ™ poÅ›miewiskiem caÅ‚ego Ver-rières.Jak to, powiedzÄ…, nie umiaÅ‚ siÄ™ nawet zemÅ›cić! Czy nie lepiej poprzestać na podejrze-niach i nie dochodzić bliżej? Ale wówczas wiążę sobie rÄ™ce i nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ jej w przyszÅ‚oÅ›cinic wyrzucić.W chwilÄ™ potem zraniona próżność znowuż przychodziÅ‚a do gÅ‚osu.Pan de Rênal przypo-mniaÅ‚ sobie szczegółowo anegdoty cytowane w kasynie albo w Kole Szlacheckim w Ver-rières, kiedy któryÅ› z żartownisiów przerwaÅ‚ pulÄ™, aby siÄ™ zabawić kosztem jakiegoÅ› zdradzo-nego męża.Jakże mu siÄ™ w tej chwili te koncepty wydaÅ‚y okrutne! Boże, dlaczego ona nie umarÅ‚a! ByÅ‚bym wówczas bezpieczny od wszelkiej Å›miesznoÅ›ci.Czemuż nie jestem wdowcem! SpÄ™dzaÅ‚bym pół roku w Paryżu w najlepszym towarzystwie.Po tej chwili rojeÅ„ o szczÄ™snym wdowieÅ„stwie myÅ›l jego wróciÅ‚a do sposobów zdobyciaprawdy. A gdyby tak o północy, kiedy wszyscy siÄ™ udadzÄ… na spoczynek, rozsypać otrÄ™bypod drzwiami Juliana? Nazajutrz o Å›wicie zostaÅ‚by odcisk kroków. Bzdurstwo! wykrzyknÄ…Å‚ nagle z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…; szelma Eliza zauważy otrÄ™by i w ca-Å‚ym domu bÄ™dÄ… gadać, że jestem zazdrosny.W innej anegdocie, opowiadanej w kasynie, mąż stwierdziÅ‚ zdradÄ™ umocowujÄ…c za pomocÄ…odrobiny wosku wÅ‚os, który zamykaÅ‚ niby pieczÄ™ciÄ… drzwi żony i kochanka.Ten sposób wydaÅ‚ mu siÄ™ stanowczo najlepszy.UkÅ‚adaÅ‚ już w gÅ‚owie, jak siÄ™ nim posÅ‚u-żyć, kiedy na zakrÄ™cie alei ujrzaÅ‚ tÄ™ żonÄ™, którÄ… chciaÅ‚ widzieć na marach.WracaÅ‚a ze wsi.PoszÅ‚a wysÅ‚uchać mszy w koÅ›ciele w Vergy.Tradycja bardzo niepewna woczach krytycznego filozofa, ale wiarygodna dla pani de Rênal, utrzymuje, że koÅ›ciółek ówbyÅ‚ niegdyÅ› kaplicÄ… zamkowÄ… pana de Vergy.Jedna myÅ›l przeÅ›ladowaÅ‚a paniÄ… de Rênal caÅ‚yczas, jaki zamierzaÅ‚a spÄ™dzić w tym koÅ›ciele na modlitwie.WyobrażaÅ‚a sobie bez ustanku, jakmąż, niby przypadkiem, zabija na polowaniu Juliana, a potem, wieczorem, daje jej serce ko-chanka do zjedzenia. Los mój rzekÅ‚a sobie zależy od jego pierwszego wrażenia.Po tym nieszczÄ™snymkwadransie nie znajdÄ™ już może sposobnoÅ›ci do rozmowy.To nie jest czÅ‚owiek dziaÅ‚ajÄ…cy zrozwagi, potrafiÄ™ tedy przy pomocy mego sÅ‚abego rozsÄ…dku przewidzieć, co on zrobi albopowie.On rozstrzygnie o naszym wspólnym losie, wÅ‚adza jest w jego rÄ™ku.Ale ten los spo-czywa w mej zrÄ™cznoÅ›ci, w zdolnoÅ›ci pokierowania tym gwaÅ‚townikiem, który zaÅ›lepionygniewem nie widzi nic koÅ‚o siebie.Wielki Boże, trzeba mi sprytu, zimnej krwi, skÄ…d ichwziąć?!76WchodzÄ…c do ogrodu i widzÄ…c z dala męża, odzyskaÅ‚a jakby czarami spokój.WÅ‚osy i ubiórw nieÅ‚adzie Å›wiadczyÅ‚y, że spÄ™dziÅ‚ noc bezsennie.PodaÅ‚a mu list rozpieczÄ™towany, ale zÅ‚ożony.Pan de Rênal, nie otwierajÄ…c, spoglÄ…daÅ‚ nażonÄ™ bÅ‚Ä™dnymi oczami. Patrz rzekÅ‚a oto ohyda, którÄ… mi wrÄ™czyÅ‚ jakiÅ› czÅ‚owiek niedaleko ogrodu rejenta.UtrzymywaÅ‚, że ciÄ™ zna i że ci jest winien wdziÄ™czność.%7Å‚Ä…dam od ciebie jednej rzeczy: abyÅ›odesÅ‚aÅ‚, i to bez zwÅ‚oki, tego pana Juliana do rodziców.Pani de Rênal wyrzekÅ‚a to zdanie z poÅ›piechem, za wczeÅ›nie nawet może, aby siÄ™ uwolnićod straszliwej myÅ›li, że ma je powiedzieć.Ogarnęła jÄ… radość na widok uciechy, jakÄ… sprawiÅ‚a mężowi.Z uporczywego spojrzenia,jakie w niÄ… wlepiaÅ‚, odgadÅ‚a, że domysÅ‚ Juliana byÅ‚ prawdziwy.Zamiast siÄ™ trapić prawdzi-wym nieszczęściem myÅ›laÅ‚a: Cóż za inteligencja! Co za doskonaÅ‚e odczucie, i to w mÅ‚o-dym, niedoÅ›wiadczonym chÅ‚opcu! Do czegóż on dojdzie z czasem! Ach, wówczas wÅ›ródswoich triumfów zapomni o mnie!Ten przelotny akt uwielbienia dla ubóstwianego kochanka rozproszyÅ‚ do reszty jej pomie-szanie.CzuÅ‚a siÄ™ dumna ze swego kroku. ByÅ‚am godna Juliana powtarzaÅ‚a sobie ze sÅ‚odkÄ…i cichÄ… rozkoszÄ…,Nie mówiÄ…c ni sÅ‚owa z obawy, aby siÄ™ nie wiÄ…zać, pan de Rênal obejrzaÅ‚ ów drugi anonim,uÅ‚ożony, jeżeli czytelnik sobie przypomina, z literek naklejonych na sinym papierze. Wszyscy drwiÄ… sobie ze mnie pomyÅ›laÅ‚ z uczuciem znużenia. Znów jakieÅ› zniewagi,a wciąż z powodu żony!Omal że jej nie rzuciÅ‚ w twarz najbrutalniejszych obelg; myÅ›l o besansoÅ„skim spadku led-wie zdoÅ‚aÅ‚a go wstrzymać.PotrzebujÄ…c wywrzeć gniew na czymÅ›, zgniótÅ‚ papier i zaczÄ…Å‚ siÄ™przechadzać wielkimi krokami.CzuÅ‚ potrzebÄ™ oddalenia siÄ™ od żony.Po jakimÅ› czasie wróciÅ‚do niej już spokojniejszy. Trzeba siÄ™ zdobyć na stanowczy krok i oddalić Juliana rzekÅ‚a. Ostatecznie to tylkosyn robotnika.ZaÅ‚agodzisz go paru talarami; zresztÄ… to chÅ‚opak z gÅ‚owÄ…, znajdzie bez trudumiejsce, na przykÅ‚ad u pana Valenod albo u podprefekta, którzy majÄ… dzieci.Nie stanie musiÄ™ wtedy krzywda. Ot, gadasz jak gÅ‚upia! wykrzyknÄ…Å‚ pan de Rênal straszliwym gÅ‚osem. SkÄ…dże zresztÄ…spodziewać siÄ™ rozumu po kobiecie? Nigdy nie zainteresujecie siÄ™ niczym rozsÄ…dnym; skÄ…dmiaÅ‚ybyÅ›cie coÅ› wiedzieć? Lenicie siÄ™, gnijecie, ożywiacie siÄ™ jedynie wtedy, gdy idzie o Å‚a-panie motyli!.Et, marne stworzenia, które, na nasze nieszczęście, trzeba nam cierpieć wdomu!Pani de Rênal daÅ‚a mu siÄ™ wygadać; gadaÅ‚ też jak najÄ™ty.PozwoliÅ‚a mu siÄ™ wyburzyć. Mężu rzekÅ‚a wreszcie mówiÄ™ jak kobieta obrażona w swoim honorze, to znaczy wtym, co ma najcenniejszego.Przez caÅ‚y czas przykrej rozmowy, od której zależaÅ‚a możliwość dalszego życia pod jed-nym dachem z Julianem, pani de Rênal zachowaÅ‚a niezmÄ…conÄ… zimnÄ… krew.SzukaÅ‚a najlep-szej drogi do opanowania Å›lepego gniewu męża.ByÅ‚a obojÄ™tna na wszystkie obelgi, nie sÅ‚y-szaÅ‚a ich: myÅ›laÅ‚a o Julianie. Czy bÄ™dzie ze mnie zadowolony? Ten chÅ‚opak, któregoÅ›my obsypali wzglÄ™dami, a nawet podarkami, może być niewinny rzekÅ‚a wreszcie niemniej jednak jest przyczynÄ… pierwszej zniewagi, jaka mnie spotkaÅ‚a.SÅ‚uchaj, kiedy przeczytaÅ‚am ten ohydny papier, postanowiÅ‚am sobie, że albo on, albo ja opu-Å›cimy ten dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]