[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wchodzili ludzie, otrzÄ…sali z wody pÅ‚aszcze,siadali obok lub naprzeciwko, mokrymi rÄ™kami przygÅ‚adzali mokre wÅ‚osy i z uwagÄ… wpatrywali siÄ™w kartÄ™ potraw.Z boku przy samej Å›cianie siedziaÅ‚a dziewczyna z chÅ‚opcem - nie naprzeciwko, alerazem, na Å‚awie obitej czerwonÄ… skórÄ….Siedzieli obok siebie i prawie caÅ‚y czas siÄ™ caÅ‚owali, nikt nanich jednak nie zwracaÅ‚ uwagi.Jerzyk byÅ‚ bardzo mÄ™ski i posiadaÅ‚ jakiÅ› chÅ‚opiÄ™cy, nie do opisaniawdziÄ™k.Ale nigdy by mnie publicznie nie pocaÅ‚owaÅ‚.Jerzyk w Paryżu (już po ukooczeniu architekturyna Politechnice Warszawskiej) ukooczyÅ‚ École des Beaux-Arts i przesiÄ…kÅ‚ na wskroÅ› Paryżem -Paryżem, nie Montparnassem.ByÅ‚o w nim, przy caÅ‚ym jego talencie, coÅ› z francuskiego mieszczanina,dążyÅ‚ do stabilizacji w życiu.ChciaÅ‚ mied zorganizowany dom, chciaÅ‚ mied Å›lubnÄ… żonÄ™, a niekochankÄ™, Å›lubnÄ… żonÄ™, którÄ… by mógÅ‚ zawiezd do CzÄ™stochowy i pokazad rodzicom.UbóstwiaÅ‚ swoichrodziców, ojca lekarza, a szczególnie matkÄ™, która, jak mi opowiadaÅ‚, byÅ‚a czymÅ› ponad ludzkÄ… miarÄ… -cudownÄ… kobietÄ…, żonÄ… i matkÄ….JedliÅ›my, popijaliÅ›my czerwonym winem - a ja z szeroko otwartymi oczyma sÅ‚uchaÅ‚am o tymniezwykÅ‚ym życiu w CzÄ™stochowie.Jerzyk opowiadaÅ‚ mi o swoich siostrach.Od razu zorientowaÅ‚amsiÄ™, że starszej od siebie Sewy nie bardzo lubi - za to mÅ‚odszÄ… AlÄ™ uwielbia.Wtedy po raz pierwszyw maÅ‚ej restauracyjce na St-Michel zobaczyÅ‚am CzÄ™stochowÄ™ oczyma Jerzyka - i taki obraz pozostaÅ‚mi na zawsze.Jerzyka zamordowali Niemcy w Majdanku, matka jego, obÅ‚Ä…kana, umarÅ‚a w 1942.SewÄ™ zagazowano,jedna Ala żyje.Czasami dzwoni w dniu moich urodzin.widujÄ™ siÄ™ z niÄ… bardzo rzadko.Ala Chioczyk- jak jÄ… nazywaÅ‚ Jerzy - Å›wietny lekarz bakteriolog, teraz już babka dwojga wnuczÄ…t, jest jedynymżywym wspomnieniem tamtej CzÄ™stochowy.To tak trudno po pół wieku byd sprawiedliwÄ…w ocenach.ZdradziÅ‚a mnie CzÄ™stochowa - pod wszystkimi wzglÄ™dami zdradziÅ‚a, do żywej krwi, dogÅ‚Ä™bi gÅ‚upiego serca.Odwracam gÅ‚owÄ™ w stronÄ™ pokrytego Å›niegiem ogródka - a potem wyżej w górÄ™ - w stronÄ™bladoniebieskiego zimowego nieba.Po siatce wdrapuje siÄ™ szary, prÄ™gowany kot.%7Å‚eby tak możnabyÅ‚o raz na zawsze odwrócid gÅ‚owÄ™ od tego, czym siÄ™ kilkanaÅ›cie lat żyÅ‚o - żeby to, co byÅ‚o gorzkie,upokarzajÄ…ce, co tak nieznoÅ›nie bolaÅ‚o, okryÅ‚ grubÄ…, najgrubszÄ… warstwÄ… biaÅ‚y Å›nieg - żeby raz byÅ‚koniec.%7Å‚eby już w snach nie przychodziÅ‚ blady, mizerny, pokrwawiony, z przestrzelonÄ… piersiÄ…, i niewyjawiaÅ‚ swoich racji, a ja mu znowu swoich żaÅ‚oÅ›ci.Nic nie pomaga - nic nie mija caÅ‚kowicie, póki siÄ™jeszcze żyje.Cienie sÄ… silniejsze niż żywi ludzie.Przychodzi we Å›nie i wiem, że przychodzid bÄ™dzie doostatka - aż do czasu, gdy spad bÄ™dÄ™ bez żadnych snów pod tÄ… grubÄ…, najgrubszÄ… warstwÄ… Å›niegu.Ale wródmy do malutkiego bistro na St-Michel - siedzÄ™ naprzeciwko Jerzyka - obok mojego talerzależy bukiecik fioÅ‚ków parmeoskich, wino czerwieni siÄ™ w szklance, a ja z uÅ›miechem patrzÄ™ w oczymojemu architektowi, który buduje szklany pawilon na Exposition des arts décoratifs.- Wiesz, przed pawilonem postawiÄ™ rzezbÄ™ Kuny.Profesor WarchaÅ‚owski wczoraj przyjechaÅ‚ zWarszawy.Przyjdz jutro na teren wystawy, jak powiesz moje nazwisko - natychmiast ciÄ™ wpuszczÄ….BÄ™dziesz pierwsza mogÅ‚a napisad o wrażeniach z naszego pawilonu.* * *Przed bramÄ… domu, w którym mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ redakcja Polonii , zobaczyÅ‚am starszego czÅ‚owiekaw wyrudziaÅ‚ym paletku i meloniku na gÅ‚owie.MiaÅ‚ wychudzonÄ…, bladÄ… twarz i wÄ…sy opuszczonekoocami w dół.ByÅ‚o mu widad za gorÄ…co, bo rozpiÄ…Å‚ swój dobrze sfatygowany pÅ‚aszcz i niezdarnymiruchami żółtawych, chudych palców staraÅ‚ siÄ™ nabid tytoniem fajkÄ™.SpojrzaÅ‚ na mnie spodnastroszonych brwi i zapytaÅ‚: - Comment ça va? - UcieszyÅ‚am siÄ™.- Ça ne va pas, ça gare.- Jest to wyrażenie w argot , żargonie paryskiej ulicy, tak, jakby po polsku -naturalnie w wolnym przekÅ‚adzie - na pytanie jak leci - odpowiadaÅ‚o siÄ™ - nie leci, ale ciurka.Znam go z widzenia - przemknęło mi przez gÅ‚owÄ™, ale kto to jest? JakiÅ› sÄ…siad, ktoÅ› mieszkajÄ…cy bliskoredakcji.Aha, już wiem.krawiec od przeróbek.Ma warsztat naprzeciwko, tuż za rogiem, zdaje siÄ™, żeparÄ™ dni temu jeden z zecerów chwaliÅ‚ go, pchajÄ…c mi do rÄ…k swojÄ… marynarkÄ™:- Patrz, przyjrzyj siÄ™, jak on to fajnie zrobiÅ‚, o, widzisz? PrzenicowaÅ‚, ale nikt na Å›wiecie tego niezauważy.O, popatrz na ten Å›cieg!Wanda Komorowska na patelce Zygmunta smażyÅ‚a wtedy dla nas obu nerkÄ™.Zapach mnie odurzaÅ‚,wiÄ™c zamiast przyglÄ…dad siÄ™ przenicowanej marynarce, wciÄ…gaÅ‚am tÄ™ cudownÄ… woo i oczu nie mogÅ‚amoderwad od patelni.A teraz mistrz krawiecki zaczepiaÅ‚ mnie w bramie, pewno liczy na przenicowaniemojego palta - przemknęło mi przez gÅ‚owÄ™.- Aadny dzieo mamy, mademoiselle.- UÅ›miechnęłam siÄ™ do niego serdecznie (kto by to teraz dawaÅ‚do nicowania palto, przecież idzie wiosna, a po wioÅ›nie lato), ależ mizerny, pewno nie dojada,biedactwo.JezdniÄ… przesuwaÅ‚a siÄ™ olbrzymia landara oblepiona plakatami - rozmiarami podobna do domku.CiÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… duży perszeron, biaÅ‚y, a raczej szarawy.ZapatrzyÅ‚am siÄ™ na konia.Widocznie ciężar tegopudÅ‚a byÅ‚ żaden, ot, wielki prostopadÅ‚oÅ›cian z kartonu, bo koo, nie czujÄ…c ciężaru, wesoÅ‚o kroczyÅ‚Å›rodkiem ulicy, od czasu do czasu podnoszÄ…c Å‚eb i Å‚ypiÄ…c w mojÄ… stronÄ™ czarnym okiem.- On jest ewangelikiem - powiedziaÅ‚am pochylajÄ…c siÄ™ do ucha mojego bladego sÄ…siada.- A skÄ…d panna o tym wie? - ZdjÄ…Å‚ z gÅ‚owy melonik i wachlowaÅ‚ siÄ™ nim.- SkÄ…d? Przecież to od razu widad - Å›miaÅ‚am siÄ™ na gÅ‚os, gdy koo znikaÅ‚ już za rogiem ze swoimruchomym kioskiem z plakatami.- Czy wszystkie konie sÄ… ewangelikami? - uważnie patrzÄ…c mi w oczy zapytaÅ‚ mistrz od nicowania.CzuÅ‚am siÄ™ szczęśliwa, lekka, radosna, czuÅ‚am siÄ™ jak niebieski balon, chybocÄ…cy nad dachami Paryża.- Cóż znowu!! Jedne sÄ… ewangelikami, inne mahometanami, jeszcze inne katolikami, sÄ… teżprawosÅ‚awne i wyznawcy Jehowy.- Ach, tak? I pani od razu, z miejsca, rozpoznaje, jakiego sÄ… wyznania?BaÅ‚am siÄ™ spóznid do redakcji, ale taki byÅ‚ pocieszny z tymi swoimi pytaniami, że na jednej nodze, jużwbiegajÄ…c na schody, odkrzyknęłam:- Naturalnie, jestem profesorem religioznawstwa.SiedziaÅ‚yÅ›my z WandÄ… pochylone nad stoÅ‚em, zajÄ™te odczytywaniem listów naszych czytelnikówz okolic Lille
[ Pobierz całość w formacie PDF ]