[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.już nie odzyskasz.Zostało zniszczone.Tylko w ten sposób można go było zabić.Teraz doskwierało Tesli nie przenikliwe skamlenie, ale inny, bardziej dojmujący ból: zrozumiała, jak bardzo musi cierpieć duch Raula.Bezdomny, przerażony, trzyma się kurczowo myśli o bombie, nie umie się od niej uwolnić.Był ofiarą Kissoona, jak kiedyś Tesla.Są do siebie podobni pod wieloma względami.Obydwoje są nuncjanami, obydwoje walczyli z własnymi ograniczeniami.Dziwaczna para wspólników.To stwierdzenie natchnęło Teslę nową myślą.- Czy dwie dusze mogą współżyć w jednym ciele? - zapytała na głos.- Jeśli się boisz.wstąp we mnie.Powiedziawszy to, zamilkła.Nie popędzała go z obawy, że wpadnie w jeszcze większą panikę.Czekała obok wystygłych popiołów ogniska, świadoma, że każda sekunda jego niezdecydowania umacnia pozycje Iad; nie miała więcej argumentów ani zachęt.Ofiarowała mu więcej niż komukolwiek innemu na świecie: pełne władanie swoim ciałem.Jeśli odmawiał tego daru, ona nie będzie go więcej namawiać.Czekała z zapartym tchem; minęło kilka chwil, gdy poczuła na karku leciutkie muśnięcie, niby dotyk palców kochanka, które po chwili przeszyło ją jak igłą.- Czy to ty? - zapytała.W chwili gdy dopowiadała do końca to krótkie pytanie, zadawała je już sobie samej, gdyż jego duch zdążył wniknąć w jej umysł.Nie wywiązał się między nimi dialog - nie był potrzebny.Byli parą bliźniaczych duchów, zamieszkujących jedną powłokę cielesną; ledwie w nią wstąpił, świetnie rozumieli się bez słów.Z jego wspomnień odczytała sposób, jakim posłużył się Kissoon, by nim zawładnąć: z łazienki w North Huntley Drive sprowadził go do Pętli i wykorzystał jego oszołomienie, by użyć go do własnych celów.Raul dał się podejść.Kissoon zdławił jego opór ciężkim jak ołów dymem, narzucił mu drogą hipnozy ten jeden jedyny rozkaz: rozkaz wstrzymania wybuchu, a następnie wydarł go z ciała, by wypełnił swoje zadanie.Raul tkwił w tej pułapce ślepej trwogi, do chwili gdy Tesla otwarła drzwi chaty.Podobnie jak Raul nie musiał jej opowiadać, co do tej pory przeszedł, tak i Tesla nie musiała mu wyjaśniać.Jakie ich czeka przedsięwzięcie.Dzielił jej myśli i plany.Tesla otworzyła drzwi.Tworzona dla Iad zasłona była teraz tak obszerna, że jej cień padał na chatę.Tu i ówdzie przebijała się jeszcze garstka promieni, ale żaden nie sięgał progu, na którym stała Tesla.Nad chatą zapadła ciemność.Tesla patrzyła na kurtynę, za którą gromadzili się Iad, potężni jak niszcząca moc gromu, o ramionach dość silnych, by powalać góry.Teraz - pomyślała.- Albo nigdy.Niech się tak stanie.NIECH - SIĘ - STANIE.Czuła, że Raul wprowadza w czyn jej myśl, jego wola ustępuje jej woli i Raul zrzuca z siebie brzemię, którym obarczył go Kissoon.Wydawało się, że ziemia pod nimi zafalowała i poszła falą w stronę wieży, za którą majaczyły przerażające cienie Iad Uroboros.Więziony przez długie lata czas zerwał nareszcie kajdany.Był szesnasty lipca; godzina piąta minut trzydzieści przyszła i minęła, jak minęło wydarzenie, które napiętnowało tę godzinę jako początek Ostatniego Szaleństwa Ludzkości.Tesla pobiegła myślą do Grillo, Jo-Beth i Howie'ego, nagląc ich, by szybciej przeszli na drugą stronę, do bezpiecznego Kosmosu; wtedy w mroku rozjarzyła się jasność.Tesla nie widziała wieży, ale spostrzegła, że platforma zakołysała się nagle, gdy ukazała się kula ognia, a zaraz potem drugi błysk, najjaskrawsze światło, jakie dotąd widziała, płonące źródło, a zaraz potem oślepiająco białe."Nic więcej nie możemy zrobić - pomyślała, kiedy kłąb światła począł ohydnie nabrzmiewać.- Chciałabym być teraz w domu".Wyobraziła sobie siebie - kobietę, mężczyznę i małpę w jednym, poturbowanym ciele - stojącą na progu chaty, oświetloną przez blask eksplozji.Następnie wyobraziła sobie tę samą twarz i ciało w innym miejscu.Zabrało jej to kilka sekund.Lecz myśl jest szybka.Spojrzała w głąb pustyni: zastępy Iad rozsuwały zasłony, splecione z czarnych gruzłów, podczas gdy płonąca chmura rosła, aż zakryła ich oślepiającym blaskiem.Ich twarze, wielkie jak góry, rozwierały się, rozkwitały niczym monstrualne kwiaty, kiedy Iad, jeden po drugim, szeroko otwierali paszczęki.Widok był przerażający; zdawało się, że w ogromie ich cielsk biegły ukryte labirynty, które zaczęli wywracać na nice w chwili odsunięcia zasłony.Tunele stawały się wieżami z ciała - o ile ta substancja była ciałem - zmieniali się wciąż i od nowa, każda ich część podlegała nieustającym przemianom.Jeśli rzeczywiście lubowali się w rzeczach dziwacznych, to wszelka ziemska dziwaczność byłaby kojąca wobec tego horrendalnego kalejdoskopu.Jaffe wspominał o górach i pchłach; Tesla zrozumiała teraz, co miał na myśli.lad było to plemię lewiatanów, które zaatakowały chmary pasożytów, więc bezustannie wywracali swoje wnętrzności na opak w próżnej nadziei, że pozbędą się robactwa; albo też sami byli pasożytami, pasożytami tak licznymi, że mogli uchodzić za góry.Nie umiałaby powiedzieć, czym naprawdę byli.Zanim zdążyła rozwikłać zagadkę niezliczonych form, które przybierali, zniknęli w błysku eksplozji, spłonęli wraz ze swoją tajemnicą.W tej samej chwili zniknęła i Pętla Kissoona, wykonawszy swe zadanie w sposób, którego jej twórca nigdy by nie przewidział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]