[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jeśli ma pani chwilę czasu, to proszę mi opowiedzieć, co się właściwie wydarzyło w tym domu i dlaczego postanowiła pani podjąć własne śledztwo.Tylko możliwie szybko, bo jeszcze ktoś nam przeszkodzi.— Dobrze, postaram się streszczać.I Tuppence zaczęła mówić.— Tak, rozumiem — powiedziała Emma Boscowan, kiedy opowieść dobiegła końca.— I nie wie pani, gdzie ta staruszka jest teraz?— Nie wiem.— Myśli pani, że nie żyje?— To możliwe.— Dlatego że coś wie?— Tak, ona coś wie.O jakimś morderstwie.Może o zamordowanym dziecku.— Chyba się pani myli.Uważam, że dziecko rzeczywiście ma z tym coś wspólnego, ale ta pani Lancaster wszystko pomieszała.Pomyliła dziecko z kim innym, z innym rodzajem morderstwa.— To zupełnie możliwe.Starym ludziom często zdarza się coś poplątać.Ale w tej okolicy jest morderca dzieci, którego nigdy nie złapano, prawda? Przynajmniej tak twierdzi moja gospodyni.— Rzeczywiście zamordowano tu kilkoro dzieci.Ale zdarzyło się to tak dawno i nie jestem pewna… Pastor także nie będzie wiedział, on przyjechał później.Ale była panna Bligh.Tak, ona była na pewno.Musiała być bardzo młoda.— Tak sądzę.Czy już wtedy kochała sir Filipa?— Zauważyła to pani? Tak, chyba już wtedy.Absolutne oddanie, niemal bałwochwalstwo.Nam też się to rzuciło w oczy, kiedy przyjechaliśmy tutaj z Williamem.— Dlaczego wybrali państwo tę miejscowość? Czy mieszkaliście w Domu Nad Kanałem?— Nie, tam nie mieszkaliśmy.William lubił go malować, powstało kilka obrazów.Co się stało z tym, który pokazał mi pani mąż?— Przywiózł go z powrotem do domu.Powtórzył mi, co mówiła pani o łódce.Tej o nazwie „Lilia Wodna”.— Tak, William jej nie namalował.Kiedy ostatni raz widziałam ów obraz, nie było na nim żadnej łódki.Musiał ją ktoś domalować.— I nazwać „Lilia Wodna”.A major WATERS, który zresztą nie istnieje, pytał w liście o grób dziecka imieniem LILIAN.Ale w tym grobie nie leży żadne dziecko.Jest tylko trumna wypełniona łupami po wielkim rabunku.Ta domalowana łódka mogła stanowić informację o miejscu ukrycia skarbu.To wszystko wiąże się jakoś ze zbrodnią…— Tak się wydaje.Ale nigdy nie wiadomo… — Emma Boscowan urwała.— Idzie do nas — szepnęła.— Szybko do łazienki.— Kto taki?— Nellie Bligh.Do łazienki! I zamknąć drzwi na zasuwkę.— To zwykła plotkarka — rzekła lekceważąco Tuppence, znikając w łazience.— Nie tylko.Panna Bligh otworzyła drzwi i dziarsko wkroczyła do pokoju.— Mam nadzieję, że znalazła pani wszystko? Czyste ręczniki, mydło i tak dalej? Pani Copleigh opiekuje się wprawdzie domem pastora, ale po prostu muszę czasem sprawdzić, czy robi to jak należy.Pani Boscowan zeszła z nią na dół, Tuppence przyłączyła się do nich przed drzwiami salonu.Kiedy weszła, sir Filip Starke wstał, przysunął jej krzesło i sam usiadł obok.— Czy tak pani wygodnie?— Owszem, dziękuję.— Z przykrością dowiedziałem się o pani wypadku.— Miał przyjemny, zaskakująco niski głos, ale jakby odległy i pozbawiony rezonansu, co sprawiało dość upiorne wrażenie.— Jakie to smutne, że dzisiaj tyle tego się zdarza.Mówiąc, błądził wzrokiem po jej twarzy i Tuppence pomyślała, że poddaje ją takiemu samemu badaniu, jakiemu niedawno ona poddała jego.Zerknęła z ukosa na męża, ale Tommy rozmawiał właśnie z Emmą Boscowan.— Co panią sprowadziło do Sutton Chancellor, pani Beresford?— Ach, szukamy z mężem domu na wsi, ale to nic pilnego.Mąż akurat wyjechał na jakiś kongres, więc postanowiłam odbyć rundkę po okolicy, żeby zorientować się w sytuacji, jakie są ceny i tak dalej.— Podobno oglądała pani dom przy mostku nad kanałem?— Tak.Chyba widziałam go kiedyś z okna pociągu.Z zewnątrz wygląda bardzo atrakcyjnie.— Owszem, chociaż nawet z zewnątrz widać, że wymaga znacznych nakładów.Remont dachu i tak dalej.Od tyłu nie jest już taki ładny, prawda?— Nie.Wydaje mi się, że dość dziwacznie go podzielono.— Ach, ludzie miewają różne pomysły.— Pan nigdy tam nie mieszkał, prawda?— O, nie.Mój dom spalił się wiele lat temu, ale część nadal stoi.Pewnie pani pokazywano? Znajduje się na stoku wzgórza, tuż nad plebanią.Przynajmniej w tej części kraju nazywamy to wzgórzem, ale nie ma się czym chełpić.Mój ojciec zbudował go około roku 1890.Dumny dwór, ani słowa, gotycki wystrój w typie Balmoral.Nasi architekci znów uwielbiają ten styl, chociaż czterdzieści lat temu mieli go w pogardzie.Nie brakowało tam niczego, co powinno być w domu tak zwanego dżentelmena.— Mówił to z lekką ironią.—Pokój bilardowy, poranny salonik, buduar, olbrzymia jadalnia, sala balowa, około czternastu sypialń.Zajmowało się tym wszystkim kilkanaście osób służby.— Coś mi się zdaje, że nie przepadał pan za tym domem.— Nie, nie lubiłem go.Zresztą i tak ojciec się na mnie zawiódł.Był bardzo rzutkim przemysłowcem i odnosił spore sukcesy.Miał nadzieję, że pójdę w jego ślady, ale tak się nie stało.Traktował mnie bardzo dobrze, wyznaczył mi duży dochód czy pensję, jak to się teraz mówi, i pozwolił mi iść własną drogą.— Słyszałam, że jest pan botanikiem.— Ach, to jedna z moich ulubionych rozrywek.Lubię wyszukiwać dziko rosnące kwiaty, szczególnie na Bałkanach.Była pani kiedy na takiej wyprawie? Bałkany są cudowne, wprost wymarzone dla kwiatów.— To brzmi zachęcająco.Ale z wypraw wracał pan tutaj?— Od wielu lat tu nie mieszkam.Właściwie odkąd żona umarła, nie wróciłem na stałe.— Ach… — zmieszała się Tuppence.— Bardzo… bardzo przepraszam.— Nie szkodzi, minęło dużo czasu.To się stało jeszcze przed wojną, w 1938.Była bardzo piękna…— Ma pan w domu jakieś jej portrety?— O nie, dom jest pusty.Wszystkie meble, obrazy i inne rzeczy wywieziono do magazynu.Została tylko jedna sypialnia, biuro i salon, w którym przesiaduje mój agent albo ja sam, jeśli zdarzy mi się przyjechać tu w sprawach posiadłości.— Nie chciał pan go sprzedać?— Nie.Mówiło się wprawdzie o zagospodarowaniu tych gruntów, ale sam nie wiem… Nic do nich nie czuję.Ojciec myślał, że zakłada rodzaj feudalnego majątku.Miałem go po nim odziedziczyć, a po mnie moje dzieci, wnuki i tak dalej.— Umilkł na chwilę.— Ale my z Julią nie mieliśmy dzieci.— Rozumiem — rzekła ze współczuciem Tuppence.— Dlatego nie mam po co przyjeżdżać.Wszystko, co trzeba, załatwia mi Nellie Bligh.— Uśmiechnął się do niej z daleka.— Była cudowną sekretarką i nadal dogląda moich spraw.— Nie korzysta pan z domu, a jednak nie chce go sprzedać? —zdziwiła się Tuppence.— Mam ważny powód — odrzekł Filip Starkę.Lekki uśmiech złagodził na chwilę surowe rysy.— Może mimo wszystko odziedziczyłem po ojcu pewną żyłkę do interesów.Ziemia, wie pani, niesamowicie idzie ostatnio w górę.To lepsza inwestycja niż jakakolwiek lokata gotówkowa.Liczy się każdy dzień.Kto wie, może kiedyś będziemy tu mieli nowe miasto–sypialnię?— I wtedy stanie się pan bogaty?— Na pewno bogatszy niż dzisiaj.Ale i teraz nie jestem biedny.— Jak pan przeważnie spędza czas?— Podróżuję, doglądam interesów w Londynie.Mam tam galerię.Nawiasem mówiąc, jestem pośrednikiem w handlu dziełami sztuki.Te wszystkie zajęcia są ciekawe, zabijają czas… aż do chwili, gdy poczuje się na ramieniu dotyk ręki, oznaczający: „W drogę!”.— Nie, nie… proszę przestać.Od takich słów ciarki mi chodzą po plecach.— Niepotrzebnie.Myślę, pani Beresford, że czeka panią długie i szczęśliwe życie.— Cóż, właściwie i teraz czuję się szczęśliwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]