[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałaś wtedy męża, rzadka rzecz na studiach.Wy-szłaś za niego jeszcze w szkole? Prawie.Można powiedzieć, że poleciałam do ślubu z maturą w dłoni. Po cholerę ci to było?Wszystkim zawsze wyjaśniałam, że winą należy obarczać psa, który ugryzłmnie w dzieciństwie.Którą dziewczynę w młodym wieku pies ugryzie, ta wcze-śnie za mąż wychodzi.Nagle znudziło mi się stereotypowe tłumaczenie. Uczciwie mówiąc, od urodzenia miałam obawy, że nikt się ze mną niezechce ożenić, bo ja bym się nie ożeniła.Więc jak się znalazł kandydat, skorzy-stałam czym prędzej. Wariatka.Taka opinia wtedy panowała.Widzę, że trafna. A ty? zainteresowałam się z pustej ciekawości, bo nie robiło mi różnicy,czy ma dwadzieścia żon, czy żadnej. Ja też.Czekaj, zle mówię, nie wychodziłem za mąż, ożeniłem się, z tym żenie po maturze, tylko po dyplomie.Wytrzymałem czternaście lat. I co? Nic.Rozwiodłem się. Prawdę mówiąc, ja też.Wcześniej.Ty dlaczego.? O rany boskie, wiem,że to nietaktowne pytanie, możesz nie odpowiadać. Odpowiem z przyjemnością, bo do tej pory czuję ulgę i wspominam tow upojeniu.Moja żona była z tych, co każą gościom zdejmować buty w przedpo-koju.A ja mam zawód jednak trochę bałaganiarski.A ty.?101 Mój mąż nie wytrzymał ze mną, bo nigdy w życiu żadnych butów gościomnie kazałam zdejmować.I też mam zawód trochę bałaganiarski.Gdyby nie wiatr, coraz silniejszy i zimniejszy, przesiedzielibyśmy na tej plażyprawdopodobnie resztę dnia i całą noc, bo rozmawiało nam się doskonale.Nadalten Kocio wydawał mi się bliski i znajomy.Mokra byłam jednakże, w bezruchuzamarzałam na śmierć, podniosłam się z piasku. Co tu w ogóle robisz? spytałam rzeczowo. Masz jakąś metę czyprzyjechałeś na chwilę?Podniósł się również. Na parę dni, ale mety jeszcze nie mam.Zacząłem od wizyty na plaży.Zawahałam się, przebiegając myślą puste pokoje Jadwigi.Ten za Mieszkiemzagracony, zapasowe łóżka, krzesła, pościel.Ten obok mnie prawie wolny, stosupranych ręczników tam widziałam, ale to nie problem. Wolisz zostać tu czy w Krynicy? Sam nie wiem.Myślałem, żeby posiedzieć w środku tej Mierzei, wypadała-by Krynica, ale już się zorientowałem, że zródło towaru znajdę raczej w Piaskach.To Piaski są tutaj, nie? Piaski.Gdzie zostawiłeś samochód?Samochodu byłam pewna, dorosły człowiek w tym wieku, choćby nawet trzy-mał się tak jak Terliczak za młodu, nie leciałby na piechotę przez całą Mierzeję,w dodatku z pustymi rękami.Miałby przynajmniej plecak.Musiał gdzieś podziaćrzeczy. Nie mam pojęcia.To znaczy nie, wiem, na szosie, przy tym przejściu, któ-rym tu przyszedłem.Wydawało się krótkie i łatwe, z szosy wydmę widać.Oczywiście, barka! Zatrzymałam się, bo już zdążyliśmy przelecieć kawałekw stronę portu.Popatrzyłam w obu kierunkach, na wschód i na zachód, do portubyło bliżej, zaledwie kilometr, do barki dwa z małym hakiem. Mam propozycję.Tamto przejście jest łatwiejsze, ale tu mamy krótszą tra-sę, wyjdziemy akurat na ten dom, gdzie mieszkam.Możliwe, że też dostanieszpokój, a jakby nie, wrócisz do Krynicy.W każdym wypadku podrzucę cię dotwojego samochodu i zrobisz, jak uważasz. Bardzo dobrze, aprobuję.Jadwiga, na szczęście, była w domu.Po krótkim namyśle wyraziła zgodę,owszem, proszę bardzo, ten pokój za mną może udostępnić.Co do ryb, jest trochęśledzia i stynki, bo Zalew się uspokoił i Waldemar zdążył zgarnąć jedną siatkę,trochę poszarpaną, ale z połowem.Będzie zatem nawet kolacja.Wiedziona elementarną przyzwoitością, nie przebierałam się, tylko od razuzawiozłam Kocia do jego samochodu.W drodze powrotnej zdążyłam w sklepiekupić piwo, ponieważ rybka lubi pływać, a był to najmocniejszy trunek używanyw domu Waldemara.102Jak się okazało, Kocio, z myślą o rybce, również nabył piwo.Pochwaliłamgo w głębi duszy.Sucha już i pełna nadziei, że on też co miał mokre, to zmieniłna suche, usiadłam z nim przy tym piwie na lodowato zimnej werandzie, któraw lecie służyła jako sala jadalna, a w zimie jako lodówka.Ogrzewania nie miałażadnego, ale wiatr w niej nie wiał, więc można było wytrzymać. Nie wiem, czy wiesz, co ja robię powiedział prawie na wstępie. Jużw parę lat po studiach odczepiłem się od malarstwa, grafiki i wnętrz i przerzuciłemsię na elementy dekoracyjne.Głównie biżuterię.Przy niej zostałem, tyle że terazrobię prawie wyłącznie w bursztynie.Przez chwilę patrzyłam na niego, nie dowierzając własnemu szczęściu.Zapło-nął we mnie entuzjazm i wielkie nadzieje. I po bursztyn przyjechałeś? zgadłam. Coś w tym rodzaju.Raz wreszcie postanowiłem się znalezć u zródła.Sie-dzisz tu, więc chyba się orientujesz.Widuje się rozmaite rzeczy, słyszy się o nie-zwykłych okazach, drogie to jak diabli albo w ogóle niedostępne, pośrednicyzachowują się jak primadonny, bredzą w malignie, opowiadają rozmaite idioty-zmy, zgniewało mnie w końcu.Niech ja popatrzę, jak to wygląda.Nie chcę robićz cudzych, wolę sam.Na ciebie się nadziałem przez czysty przypadek, jak wy-szedłem na plażę, zobaczyłem ludzi na prawo i na lewo, poszedłem na prawozapewne tylko dlatego, że było z wiatrem.Zrozumiałem, że dziewczyna ciągniebursztyn, bo przecież nie ryby, mniej więcej wiedziałem, jak to wygląda, totalnymidiotą nie jestem.Na twój widok ucieszyłem się cholernie!Dla mnie słowo uciecha to było za mało. Kociu powiedziałam z niebotycznym wzruszeniem. Ty to sam szli-fujesz? No a jak.? Jezus Mario.Masz może nawet bęben polerski.? Dwa.A co.? O Boże wielki.!Odetchnąwszy nieco i opanowawszy uczucia, zaczęłam mu opowiadać o swo-ich przeżyciach.Bębny polerskie od początku stanowiły dla mnie dręczącą tajem-nicę. No i rozumiesz, tyle wiem: puder polerski, oczywiście, produkt podstawo-wy.Poza tym śrut myśliwski, kulki porcelanowe różnych rozmiarów, drewienkacięte w sześćdziesięcioczterościany, czy ileś tam, nie policzyłam, jakie liczby sąmożliwe.I chyba nic więcej.Sam widzisz.Ja od ciebie nie żądam twoich se-kretów, ale może pcha się tam jeszcze coś zwyczajnego.? Co w tym jest, swoją drogą, że ty człowiekowi rozrywki dostarczasz.?Zwyczajne, nie wiem, ale wrzuca się do tego co popadnie.Ja już tam miałem ba-wełniane skarpetki, poszarpane na drobne szczątki, trociny, skórę, skorupki jajek,wlewałem parafinę.Najgorsze jest to, że osiągnąłem kiedyś bombowy rezultat,103nie wiedząc czym.Zły byłem, wrzucałem, co mi wpadło pod rękę, zdaje się, żetakie coś do marynat, zapomniałem, jak to się nazywa.Przez długą chwilę zastanawialiśmy się, co się wrzuca do marynat. Takie kulki powiedział, zakłopotany. W codziennym pożywieniu ma-ło używane.Nie ziele angielskie, mniejsze i wszystkie jednakowe. Gorczyca! wrzasnęłam nagle w natchnieniu. Wysypała mi się kiedyśw kuchni cała torebka, można było niezle się na tym przejechać! To do musztardy,zgadza się, wszystkie jednakowe! Gorczyca, możliwe.Pojęcia nie mam, co jeszcze, bo nie zapisywałem.Dru-gi raz nie udało mi się, a było świetne!Zrozumiałam, że bęben polerski to nie jest urządzenie proste, co zresztą po-dejrzewałam od dawna. Ty tu chyba masz rozeznanie mówił Kocio. Wiesz, kto ma bursztyni jaki.Chętnie bym kupił, nawiązałbym stały kontakt i tak dalej.Potrzebna miwiększa swoboda, większy wybór, a nie to, co z łaski ktoś przywiezie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]