[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To - powiedziałacichutkim szeptem Janeczka i poświeciła reflektorkiem.Przez kilka chwil Pawełeki Bartek w milczeniu oglądali coś małego, okrągłego, uczepionego ścianymurowanej budy tuż pod samym daszkiem.Równocześnie zrozumieli, co to Jest i ażich podrzuciło."Ha.!!!", zamierzał wrzasnąć Pawełek.Nie wrzasnął jednak.Zaledwie otworzył usta, siostra gwałtownym ruchem zatkała mu je ręką.Drugąusiłowała zatkać usta Bartkowi, ale przeszkodził jej w tym reflektorek.Bartekwykonał błyskawiczny unik i ocalił czaszkę przed ciosem.zarazem jednak zdołałzrozumieć, że wydawanie z siebie dzwięków jest niewskazane.Odsunął się nabezpieczną odległość.Janeczka pociągnęła brata za rękaw aż za zwałowiskoopakowań sklepowych.-Zaraz wam pokażę takie drugie i trzecie - oznajmiłaszeptem - Wszystkie znalazł Chaber.Zapomniałam wam wcześniej powiedzieć.Toznaczy, wcale nie zapomniałam, tylko nie chciałam się wygłupić, ale uważam, żena wszelki wypadek lepiej nic nie mówić Więc nie otwieraj gęby, z gadaniemmożesz poczekać.Pawełek również zrozumiał wszystko i nie miał pretensji.-Dobra, aby cicho - szepnął z przejęciem.- Gdzie.?Obejrzawszy jeszcze dwa takie same krążki, w najgłębszym milczeniu i prawie bezoddechu przemieścili się znów na Racławicką - Mikrofony - powiedział z wielkąstanowczością Bartek, ciągle szeptem.- Raz w życiu widziałem coś takiegopodobnego i uważam, że to jest szpiegowska pluskwa, tylko trochę większa.- wobec tego Już wiemy, skąd pan Wolski wszystko wie - dodał triumfująco Pawełekpółgłosem.- Wcale nie musi czatować godzinami, siedzi spokojnie w domu isłucha.- nawet słuchać nie musi, bo może sobie nagrywać - uzupełniła Janeczka z ogromnąulgą.- Wreszcie to rozumiem! Tak mi się właśnie wydawało od razu, ale nie byłampewna.W każdym razie Haber powiedział, że pan Wolski najwięcej się plączedookoła tych rzeczy.Pewnie sprawdza, czy są dobrze przyczepione, albo może tosię zużywa i musi wymieniać na nowe.- Iz tego wynika, że oni się tu spotykająco jakiś czas, a możliwe, że codziennie - podjął znów Bartek głosem już prawienormalnym.- Gdzieś się muszą spotykać, a to miejsce jest ekstra klasa.Czylico.? -Czyli leż powinniśmy ich podsłuchać- zdecydował bez dalszych namysłówPawełek.- Czekajcie, zaraz, niech spojrzę.Porzucił towarzystwo i znikł wwejściu, prowadzącym na podwórze.Janeczka i Bartek popatrzyli za nim.Kręcącysię pod ich nogami Chaber nagle pisnął cichutko.Gdyby nie to piśniecie, niezwróciliby żadnej uwagi na samochód, wjeżdżający od Puławskiej.Janeczkapochyliła się szybko.- Chaber, do Pawełka! - rozkazała i w ciągu sekundy piesznikł - Co ma być : - zainteresował się Bartek.- Nie wiem.Ale Chaber wie, corobi.Niech i Pawełek wie.Chodzmy w tamtą stronę.Samochód przejechał jeszczekawałek i zatrzymał się pod sklepem.Kierowca wysiadł i wszedł do sklepu.Wchwili kiedy padło na niego światło nad drzwiami, poznali go obydwoje.-Purchel!- syknęła Janeczka.- Chaber wiedział od razu! Purchel zabawił w sklepie krótko,wyszedł i skierował się z powrotem, samochód pozostawiając pod drzewem napoboczu.Janeczka i Bartek, którzy zdążyli już skręcić w Bałuckiego, zaczekali,aż znikł im z oczu, i natychmiast wrócili do narożnika.Ujrzeli go jeszcze zdaleka, jak wchodził do budynku.- No i teraz sam widzisz - wytknęła Janeczka ztriumfem.- Co by było bez tego psa? Dobrze, że Pawełek tam poszedł.Chaber goostrzeże i może mu się uda co podsłuchać.Bo jestem pewna, że poszedł naspotkanie! Bartkowi ostrym galopem wbiegły do głowy rozmaite pomysły.- Gliny onim wiedzą? - spytał gwałtownie.- Nie wiem.Myśmy im jeszcze nie mówili.- Ja bym powiedział.I żeby nie było, że gołosłowne i tak dalej, niech gozobaczą na własne oczy Trzeba zadzwonić, ale już! - W takim razie Jedno koło niewystarczy, muszą być dwa - Zawyrokowała z zimną krwią Janeczka, która bez truduodgadła do końca myśl Bartka.- Załatw sprawę, a ja poszukam telefonu.Z bylekim rozmawiać nie będę, tylko z porucznikiem.Telefoniczne bóstwa były widocznieprzeciwne złoczyńcom i stały po stronie praworządności, bo Janeczce udało sięzrealizować zamiar ze zdumiewającą łatwością.Nie szukała automatu, weszła poprostu do jednego z pawilonów handlowych i grzecznie spytała, czy mogłabyskorzystać z telefonu.Uczyniła na właścicielce wrażenie tak doskonale, żeuzyskanie pozwolenia nie stanowiło żadnego problemu.Porucznik Wierzbiński byłjeszcze w pracy.- Właśnie miałem wychodzić - powiedział.- Zawróciłem od drzwi.Co się stało? -Spotkał się jeden taki z drugim - odparła pośpiesznie Janeczka.- My wiemy, ktoto jest, ten jeden, ale uważamy, że powinien pan sam zobaczyć.On tu jeszczetrochę zostanie, bo zdaje się, że ma kłopoty z samochodem.Drugiego zobaczy mójbrat.I pies.Racławicka, między Puławską i Bałuckiego.Informacja może nie byłaidealnie jasna, aleporucznik nie miał przesadnych wymagań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]