[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiło się całkiem ciemno, mąż Barbary wycofał czerwoną ohydę i ustawił ją gdzie indziej, bliżej mnie, ale wyjątkowo byłam z tego nawet zadowolona.Złościł się i rozpaczał, że nie ma wody, w ciemnościach nic nie widzi, musi czekać do rana, wszystko mu zaschnie! Dawno nie słyszałam równie pięknych słów!W napięciu doczekałam świtu, a potem już nie mogłam od niej oczu oderwać.Cóż za widok…! Zapaskudziły ją gruntownie, jakby się specjalnie starały, nigdy bym nie przypuszczała, że mają takie możliwości, to prawie jakby krowy siedziały na tym drzewie! Fantazja! Dach, tył, przednia szyba, maska, coś wspaniałego! Uwielbiam pawie!Ta czerwona milczała, nie odezwała się ani słowem, ale o mało nie pękła z furii.Doskonale wiedziała, że jej się przyglądam i nie tylko ja, wszyscy na nią patrzyli, przeważnie z obrzydzeniem.Przeżyła hańbę stulecia! Wstyd śmiertelny! Jest sprawiedliwość na świecie…W dodatku mąż Barbary miał rację, do rana to wszystko zaschło.Wody tam na miejscu nie było, musiał przynieść w wiaderku, nie dał rady odmoczyć, poświecił się głównie przedniej szybie, a reszta tej dekoracji została.Wyglądało to imponująco, ukoronowaniem imprezy stał się jakiś obcy facet, który przyszedł, popatrzył i spytał:— Panie, jak pan to zrobił? Dachował pan w oborze? Mąż Barbary też był trochę zły, a trochę zrezygnowany.Machnął ręką i w końcu musiała odjechać stamtąd w takim stanie, w jakim była.Próbował jeszcze umyć ją trochę koło tego zrujnowanego domu, wodę miał w studni, ale Barbara namówiła go, żeby dał spokój i przystąpił do gruntownego mycia dopiero, jak wrócą do domu.Mają tam garaż z bieżącą wodą.Więc musiała jeszcze z tym rozmazanym łajnem przejechać przez całe miasto.No i proszę bardzo, nadal jesteś jej spragniony…? Pocieszyło mnie to wydarzenie ogromnie.Jakkolwiek byś nią był zafascynowany, niemożliwe, żeby taka kompromitacja nie miała swojego wpływu! Ja jestem czysta i biała…Nadzieja jest nieśmiertelna.Mimo wszystko… Mimo tych ostatnich doświadczeń, mimo rozczarowań, mimo rozpaczy, w której mnie pogrążasz, jeszcze jej nie tracę.A nawet jeśli… Jeśli istotnie nastąpiło to, co ONA przepowiadała, jeśli bezpowrotnie straciłeś dla mnie serce, zobojętniałeś, trudno, tyle mojego, że należę do Ciebie.Jesteś związany ze mną, zdołam Ci może jeszcze pokazać, co potrafię, docenisz to, drgnie w Tobie uczucie dla mnie…Czekam na Ciebie…Twoja udręczonaSKODAMój zły i bezlitosny…ONA mówi, że ten lakier na niej zacznie się łuszczyć, bo ptasie łajno jest jadowite.Ten błotnik wgniotłeś mi przez niedbalstwo, tu nie ma się co łudzić.Ze zniecierpliwienia.Znudziłam Ci się, ONA miała rację.Ledwie trochę ponad rok do Ciebie należę, a już Ci się znudziłam…I na mnie byłeś zły, nie na siebie.Przysięgam, że robiłam, co mogłam, starałam się z całej siły zwrócić Ci uwagę, że popełniasz błąd, ale lekceważysz mnie już teraz kompletnie, przestajesz mnie wyczuwać.Dobrze chociaż, że do jutra mnie wyleczą, miałeś szczęście z tym warsztatem, zajęli się mną bardzo przyzwoicie i jutro mnie odbierzesz.Rozgoryczona jestem śmiertelnie, ale z dwojga złego już wolę być przy Tobie, cokolwiek byś robił.Nawet takie sceny, jak ta ostatnia…Aż mnie dławi.Powtarzam sobie, że tak czy inaczej, wracasz do mnie.Pod przymusem, ale jednak.I przywykłeś do mnie tak, że wcale nie musisz się sta—r rac, to ja się staram, sama Ci się prowadzę.Jeśli chcesz wiedzieć prawdę, nie zliczę, ile byś miał wypadków, gdyby nie moje starania…Rozpamiętuję tę koszmarną chwilę.Sama sobie obracam ten sztylet w sercu, ONA mówi, że to jest masochizm.W oczach mi stoi…Dorwałeś się do niej.Coś mi się robi, jak to wspomnę.Ten błysk w Twoim oku, to niecierpliwe pożądanie… Dopadłeś jej kierownicy jak szaleniec, jakby to było marzenie Twojego życia, jakbyś już bez niej nie mógł istnieć…! Ruszyłeś, ten jej triumf, ten zryw…! Nieprawda! Ja wiem lepiej, ona wcale nie ma takiego zrywu, postarała się ten jeden raz, z całej siły, specjalnie dla Ciebie! Żeby Cię do siebie zwabić, zachęcić! Wyczerpała swoje wszystkie możliwości, nie myśl, że zawsze tak potrafi…!Czy Ty nie widzisz, jak ona się zachowuje? Te refleksy na zderzaku, to połyskiwanie lakierem, te pedały; żeby mogła, podsunęłaby Ci je pod zęby! Ta rączka biegów… a dwójka się jej zacina, tak, zacina! Żebyś wiedział! Ona się do Ciebie pcha nachalnie, ordynarnie, bez żadnego poczucia godności! Obrzydzenie bierze, a Ty co?! Tobie to nie przeszkadza…?!Jedno, co mnie pociesza, to myśl, że jeśli jest tak, jak ONA mówi, jeśli jesteś zmienny i fanaberyjny, jeśli wszystkie Twoje uczucia są nietrwałe i tak szybko się nudzisz tym, czego przedtem pragnąłeś, znudzisz się i nią, tym swoim czerwonym skarbem.Też ją porzucisz i potraktujesz tak samo jak mnie, a ja mam nad nią tę przewagę, że należę do Ciebie na stałe.Trudno, zatem przeczekam.Zgnębiona, nieszczęśliwa, bliska szaleństwa z rozpaczy, zacisnę zęby i przeczekam, i przekonasz się jeszcze, że Twoje szczęście to ja! ,Może nawet już, w głębi duszy, zaczynasz to czuć.Pożegnałeś ją tęsknym spojrzeniem i zaraz potem zabrałeś mnie do warsztatu, kazałeś mi zrobić przegląd, zostałeś ze mną i z taką uwagą oglądałeś i sprawdzałeś wszystko.Nie było w tym cienia czułości, ale była dbałość.Więc jednak… Więc może ona jest tylko przelotnym epizodem…?Nie będzie mi łatwo, o nie! Nigdy już chyba nie zdołam być tak beztroska jak dawniej.Ale dla Ciebie, dla tej żałosnej satysfakcji służenia Tobie, gotowa jestem na wszystko i zniosę najsroższe męczarnie.Wiem, że zniosę.ONA mówi, że nie powinnam Ci tego wyjawiać, bo daję Ci w ten sposób w ręce broń przeciwko sobie, powinnam to ukryć, bo będziesz mnie lekceważył już ostatecznie.Chyba trudno bardziej… Ale ja chcę, żebyś wiedział, zawsze chciałam Ci dać poczucie bezpieczeństwa i pewności i chociaż istotnie jestem trochę może mało stabilna, Ty tego nigdy nie poczułeś, prawda…? I teraz też, dobrze, rób, co Ci się spodoba, a ja zawsze zostanę przy Tobie!Sprzedać…? Mnie sprzedać…?!!!Chyba się przesłyszałam.To niemożliwe, żebyś mógł wypowiedzieć takie straszne słowa! Miałbyś mnie sprzedać…?!!!To jest… Nie, niemożliwe.To jest zbyt potworne.To jest przeciwne naturze.Musiałam mieć chyba jakiś koszmarny sen.ONA to sobie wymyśliła.Nie wiadomo, w jakim celu i z jakiej przyczyny.Obszczekała Cię, rzuciła na Ciebie idiotyczne oszczerstwo, w które przecież nie można uwierzyć.Nie, to niemożliwe, wykluczone, Ty nie mogłeś czegoś takiego powiedzieć!Mnie sprzedać…A jednak… Przekonałam się, że to prawda.Ty rzeczywiście chcesz mnie sprzedać…Nie mogę, nie potrafię w to uwierzyć! Nie mieści mi się nigdzie, jestem zupełnie ogłuszona i czuję, jakby mi wszystko wewnątrz skamieniało.Jakaś potworność, nie do ogarnięcia umysłem.Kataklizm, spod którego nie można się wydobyć.Mnie sprzedać…Sprzedać mnie po to, żeby… Nie, nie przejdzie mi to przez usta.Nie zdołam tego przyjąć do wiadomości.To jakiś obłąkany koszmar.Sprzedać mnie po to, żeby kupić czerwoną simcę…!!!Powiedziałeś to.Ty sam.Przy mnie.Sprecyzowałeś takie projekty.Nawet gdyby miały pozostać czysto teoretyczne, też byłyby nie do przyjęcia.Ale one nie są teoretyczne…Cały świat wali mi się w gruzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]