[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pokojach mogą przeszkodzić rozmaite meble, osoba akurat utkwi w łazience albo w jakim kącie, a w moim holu wieszak, szafeczka, stolik, dwa krzesła i głowa Heleny pod obrusem.Nawet lustra nie było, dopiero zamierzałam kupić tremo z półeczką, dobrze, że nie zdążyłam.— Pewność, że znajdzie się pani w przedpokoju, można mieć tylko w chwili pani powrotu do domu — rzekł kapitan stanowczo.— Zatem, wyczekali takiej chwili.— Jasne.Musieli mnie pilnować, skąd inaczej mieli wiedzieć, kiedy wrócę, a nie o parasolkę im przecież chodziło, musieli widzieć, jak wysiadłam i weszłam do bramy, wyliczyli sobie, jak długo będę szła po schodach, zaraz, kawałki schodów widać z zewnątrz przez okno, wchodzącą osobę widać również, no, nie w całości, fragmentami, ale jeśli nikt nie wchodzi, schody są puste.A otóż wcale nie były puste!Przypomniałam sobie nagle.W chwili kiedy zdecydowałam się na tego fryzjera, od drugiej strony weszła do bramy sąsiadka z ciężkimi torbami i to ona wchodziła po schodach, a nie ja! Z ciężarami nie leciała galopem po trzy stopnie, tempem bezwiednie przystosowała się do mnie.Myśleli, że ja.Wyliczyli, kiedy dotrę do mieszkania, ona moje mieszkanie oczywiście ominęła i poszła wyżej, przyjęli jeszcze jakiś czas na gmeranie kluczem w zamku, na zamknięcie drzwi, po czym zdetonowali ładunek.Gdybym nie poszła do tego fryzjera, tylko od razu wróciła do domu, teraz leżałabym w miejscu znacznie mniej sympatycznym niż mój salon, pomijając to, że w salonie nie leżę.Kostnica albo co najmniej szpital.Co za świństwo mi robią, Renuś z Miziutkiem!— Ciekawe, skąd ten upór? — mruknął kapitan.— Zasadniczą korzyść widzę w tym, że pozbyłam się drugiej głowy — powiadomiłam go jadowicie.— Mam nadzieję, że nie podrzucą mi trzeciej.— Trzecią zabierzemy do siebie, nie popełnię drugi raz tego samego błędu.Muszę panią przeprosić, chyba zlekceważyłem sprawę i jest to moja wina.Jak zareagowali sąsiedzi?— Łagodnie i bez histerii — odparłam i znienacka, dopiero w tym momencie, uprzytomniłam sobie, co sąsiad do mnie mówił.Sugestie księdza proboszcza i słowa sąsiada zbiegły mi się razem do tego stopnia, że nie zdołałam się powstrzymać.Słowa wybiegły ze mnie razem z błyskami w umyśle.— O rany boskie, przecież ja się z nim zamieniłam na piwnice! Moja jest jego, a jego moja! Do niego się włamywali! To miało być do mnie.— Niech pani to powie jakoś porządnie — poprosił kapitan z wielkim naciskiem.Zdenerwowałam się i chyba przejęłam.Nie wybierałam się dzisiaj już nigdzie.Wstałam z fotela, pokulałam do kuchni, przyniosłam różne napoje, w tym ten koniak cholerny, którego właściwie nigdy nie lubiłam, ale który dobrze robił na różne stresy.Poza tym, musiałam pohamować spontaniczne gadanie, bo nie byłam pewna, czy chcę wyjawić wszystko.O piwnicy zdecydowałam się powiedzieć.— Od razu na samym początku zamieniliśmy się piwnicami.Jego była większa i bez okna, moja mniejsza, ale za to z oknem.On, ten sąsiad, chciał sobie tam zrobić warsztat hobbystyczny, lubi dłubać, na oknie mu zależało.Mnie nie, za to przydała mi się przestrzeń.Czatował na mnie z propozycją, zgodziłam się chętnie, dokonaliśmy zamiany w praktyce, ale nie przyszło nam do głowy, żeby pozmieniać także numery.W ten sposób jego piwnica ma numer mojego mieszkania i odwrotnie.Nikt o tym nie wie, bo co kogo obchodzi.Jeśli wymyślili sobie włamanie do mojej piwnicy, rzecz jasna, on ucierpiał.— A do pani piwnicy, uważa pani, że po co się chcieli włamać?— Po obrzęchaną, starą, czarną, plastykową teczkę — wyznałam smętnie.No i teraz już, chciał nie chciał, musiałam powiedzieć mu więcej.* * *W okolicy końca muru wyścigowego dotarło do mnie w pełni, że znów jadę na spotkanie z mężczyzną życia.Teraz wyglądało to już trochę inaczej.Wiedziałam, jak spojrzymy na siebie wzajemnie, pozbyłam się niektórych obaw, wróciły mi za to uczucia z dawnych lat.Były przyjemne i mocno zbliżone do upojenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]