[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale i tak na dobre mu wyszło, ożenił się później z bardzo piękną dziewczyną o charakterze łagodniejszym niż mój i ma szalenie sympatycznego syna, z którym razem już od dawna robi interesy.W tamtych czasach robił interesy samodzielnie, mój udział zaś polegał na wykonywaniu wzorów na materiały włókiennicze.Dzięki czemu w Romansie wszechczasów mogłam napisać o flokowaniu tkanin.Zarobki z tego mieliśmy dość kontrastowe, na jednym wzorze ja uzyskałam pięćset złotych, a on pół miliona.W tej dziedzinie zawsze wykazywałam się olbrzymią inteligencją.Alicja natomiast zajęła się kolejną wycieczką, tym razem duńską.Wycieczka mówiła po niemiecku, Alicja znała niemiecki tak samo jak polski, bez trudu nawiązała przyjacielskie kontakty.Nie będę się upierać, że pan von Rosen zwiedzał wówczas nasz kraj, mam wrażenie, że tak, w każdym razie polubili się wzajemnie i na jego zaproszenie wyjechała do Danii.Przedtem umarła jej matka i było to coś okropnego, ponieważ miałam całe biuro świadków, że tę śmierć wywróżyłam.Amok mnie jakiś opętał i stawiałam kabałę komu popadło, zainspirowana przez Jadwigę, patrz Podejrzani, która o kabały czepiała się jak wściekła.Sprawdzały się przerażająco, Jadwidze wywróżyłam, że straci coś, co posiadała prawie przez całe życie, niemal od urodzenia, i ta strata wielką radość jej przyniesie.Nikt nie umiał odgadnąć, co by to mogło być, ja też nie, aż po tygodniu wykryło się samo.Ząb jej wyrwali i rzeczywiście ulgi doznała niebotycznej.Przed Alicją efekty czarnej magii ukryłam, nawet miała pretensję.— Innym dłużej stawiałaś, a mnie tak krótko! Co to za dyskryminacja?— Bo ci tak jakoś głupio wychodzi, że ja nie wiem, co z tym zrobić — odparłam.— Nie nadajesz się na kabały.Współpracownikom powiedziałam prawdę.— Słuchajcie, w każdym układzie kart wychodzi mi, że umrze jej najbliższa osoba z rodziny.Ona ma tylko jedną, matkę.Co ja mam zrobić?— O cholera! — odparli z niepokojem.— W żadnym wypadku nie mów jej tego.Cała ta kabała to idiotyzm.W trzy tygodnie później matka Alicji umarła nagle na serce, w czasie jej nieobecności w domu, i nie będę się wdawać w szczegóły, ale przez jakiś czas współpracownicy patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem.Potem im przeszło.Do „Bloku” za to przyszedł pracować Lesio.Nie było rzeczą możliwą przebywać razem z Lesiem w jednym pokoju, siedzieć przy stole obok i nie napisać o nim.W nielicznych chwilach przestojów pożyczałam maszynę od sekretarki, pani Matyldy, która naprawdę miała na imię Joanna, pisałam na swoim stole, zespół zaś stał mi za plecami i chichotał.Leszek łypał podejrzliwym okiem, w końcu nie strzymał, wziął jedną kartkę i przeczytał zawarty na niej fragment tekstu.— Jakiś paszkwil — zaopiniował ze wzgardliwym niesmakiem i rzucił kartkę na moją deskę.Bardzo długo miał nadzieję, że utwór nie ukaże się nigdy, szczególnie iż całość pisałam z przerwami przez sześć lat, po wyjściu książki jednakże zmienił zdanie.Ni z tego, ni z owego zaczęło mu się nagle świetnie powodzić, przerzucił się całkowicie na malarstwo, objechał cały świat i Lesia traktuje obecnie jak rodzaj talizmanu.Wcześniej, przed Lesiem, pisałam oczywiście mój drugi utwór, Wszyscy jesteśmy podejrzani.We wstępie do książki zawarta jest sama święta prawda, rzeczywiście mieliśmy fartuchy, damy niebieskie, panowie beżowe, rzeczywiście mój pasek wisiał na haku w łazience i rzeczywiście oczyma duszy ujrzałam scenę zbrodni.O moich twórczych zamiarach od początku wiedziała cała pracownia.Stolarka uśmierciłam, bo mnie w końcu zdenerwował, był mi winien jeszcze trzy tysiące złotych, które spłacałam w ORS–ie, i wymigiwał się od zwrotu.W rozwijaniu akcji brali udział wszyscy, Stolarek się w końcu zaniepokoił, moich nagabywań o pieniądze nie wytrzymywał, skorzystał z okazji i poszedł na ugodę ze mną.W naszym pokoju, przy licznych trzeźwych i pełnoletnich świadkach, padł na kolana i rzekł:— Dobra, ja się zgadzam na wszystko, tylko niech pani da mi spokój na razie z tą forsą.Proszę bardzo, mogę być złodziejem, szantażystą, mordercą, ofiarą, alkoholikiem, dziwkarzem, czym pani chce, ale o jedno panią błagam na wszystko! Niech ja nie będę pederastą…!!!W porządku, to mu mogłam darować.Faktem jest, że bardzo długo nie mogłam się zdecydować, kogo uczynić sprawcą zbrodni, na szczęście naraził mi się Witek.Był już wtedy kierownikiem pracowni i dyrektorem biura, bo Garliński wyjechał do Szwajcarii i został tam na zawsze.Czym się naraził, nie pamiętam, ale wiem, że powiedziałam do niego:— Czekaj, Wituchna, ja ci tego nie daruję.Zobaczysz, że się zemszczę.Witek w pierwszej chwili potraktował zapowiedź lekceważąco, potem jednak zaniepokoił się również.Orientował się przecież, co robię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]