[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Goście ci nie wyglądali jak ludzie,którzy zjadają o normalnej porze przyzwoite posiłki.Felicja na ich widok z wyrzutamisumienia pomyślała o wypitym szampanie.Dokąd miała teraz iść? Zupełnie nie miała ochotywracać do mieszkania matki przy Schlollstrafie, dokąd zapewne przyjechał już Benjamin.Felicja nie czuła radości na myśl o spotkaniu z nim i z dziećmi.Ale przypomniała sobie ozawartej dopiero co umowie i jej nastrój wyraznie się poprawił.Dziś i jutro rodzina, dobrze,ostatecznie można to wytrzymać, a Benjamin powinien zachować w pamięci miłewspomnienia o tych dniach.A potem - do Monachium! Ach, Wolff zdziwi się z pewnością, ają rozpierała chęć do pracy.Nowe projekty, nowi klienci i mnóstwo pieniędzy! Podniosłagłowę, czując z przyjemnością powiew zimnego lutowego wiatru na twarzy.Szampan i miłeuczucie zadowolenia z odniesionego sukcesu sprawiły, że otaczający ją świat wydał jej siępełen radosnych niespodzianek.Felicja po chwili wahania postanowiła wypić gdzieś kawę izatrzymała przejeżdżającą taksówkę.W kawiarni u Kranzlera spotkała Sarę i jej matkę.Obie kobiety siedziały naprzeciwkosiebie i miały zapłakane oczy.Wyraz twarzy Sary był pełen rozpaczliwej determinacji.Felicjanie chciała przeszkadzać, ale Sara spojrzała błagalnie, prosząc, aby usiadła właśnie przy ichstoliku.Felicja ustąpiła, aczkolwiek niechętnie i zamówiła kawę.Było tak, jak przypuszczała:po pięciu minutach wiedziała już o wszystkich problemach rodziny Winterthal.Najważniejszy z nich był ten, że Sara postanowiła opuścić matkę i rozpocząć nowe życie winnym mieście.- Wie pani, Felicjo, zupełnie nie mogę tego zrozumieć - mówiła bezradnie starsza paniWinterthal - jestem jedynym bliskim człowiekiem Sary na świecie.A ona zawsze miałatrudności w nawiązywaniu kontaktów z ludzmi.Ogarnia mnie panika, kiedy myślę, żeznajdzie się zupełnie sama w jakimś obcym mieście.- Mamo, a mnie ogarnia panika, kiedy pomyślę, że całe moje życie spędzę w naszymstarym mieszkaniu - odparła Sara z niezwykłą u niej gwałtownością - To nie ma sensu,rozumiesz? Siedzę tylko i żyję z renty po ojcu, a przecież to nie może być wszystko!- A więc ja jestem nikim dla ciebie? - tym słowom towarzyszył kolejny potok łez.Oczywiście Sara zawtórowała matce.- Mamo, jesteś dla mnie wszystkim - szlochała - ale ja chcę być tam, gdzie będępotrzebna wielu ludziom.Tak jak we Francji!- To co chciałabyś robić? - spytała Felicja rzeczowo.Sara spojrzała na nią zwdzięcznością.Chciałabym pracować w jakimś szpitalu, albo domu dziecka.Albo w kuchnidla ubogich.Chcę coś robić dla innych, coś tworzyć, organizować.po prostu żyć!Felicja spojrzała na nią z namysłem.I o czymś chciałabyś zapomnieć, pomyślała, ojakimś bólu, który ci od dawna towarzyszy.- Mam pewien pomysł - powiedziała nagle - dlaczego Sara nie przyjedzie do mnie, doMonachium? Znajdzie tam z pewnością pracę, a ja mogłabym zatroszczyć się o nią.- Rzeczywiście? - zapytały Sara z matką jednogłośnie.- Tak - zapewniła Felicja - mnie samej byłoby przyjemnie z tobą, Saro.Wiedziała,dlaczego chciałaby mieć Sarę w pobliżu.Sara była wierna, uczciwa i można jej byłocałkowicie zaufać.A Felicja nauczyła się cenić takie cechy, od kiedy znalazła się w świeciebiznesu, opuszczona przez Alexa i zaczęła współpracować z dwulicowym Tomem Wolffem.Nie zaszkodzi mieć w pobliżu kogoś, komu można ufać.Wstała i położyła kilka monet koło swojej filiżanki.- Pojutrze wracam do Monachium - oświadczyła.- Zadzwoń do mnie, Saro, kiedy sięzdecydujesz.- Skinęła głową i wyszła z kawiarni.Pani Winterthal popatrzyła za nią uważnie.- Cóż za dziwna młoda osoba - powiedziała - rozwiedziona z pierwszym mężem, a zdrugim też się chyba nie układa.Uważałam ją dawniej za lekkomyślną trzpiotkę i niezbytchętnie widziałam waszą przyjazń.- Dlaczego więc pozwalasz mi do niej jechać?Pani Winterthal myślała bardzo realistycznie.- Nie wiadomo, co będzie dalej.Dobrze jest mieć człowieka, który może byćoparciem.Felicja należy do tych ludzi, którzy z tajemniczych powodów zawsze spadają jakkot na cztery łapy.Pierwszemu spotkaniu Felicji i Benjamina po trwającej ponad rok rozłącetowarzyszyło nieznośne napięcie i skrępowanie.%7ładne z nich nie wiedziało, co powiedzieć, aprzy powitaniu objęli się z takim dystansem, że nikomu nie przyszłaby do głowy myśl, iż sąmałżeństwem.Oboje doszli po kilku minutach do wniosku, że się właściwie w ogóle nieznają, a to uczucie było powodem zakłopotania Felicji i bolesnego zdumienia Benjamina.Benjamin, z zaczerwienionymi oczyma i zmiętą twarzą wyglądał na zmęczonego iniewyspanego.Miał na sobie czarne ubranie i taki sam krawat, czego Felicja w ogóle zpoczątku nie zauważyła.Kiedy to spostrzegła, ogarnęło ją dziwne skrępowanie i niepokój, alenie ważyła się spytać, co było przyczyną takiego stroju.Usiadła i powstrzymała się wostatniej chwili przed wyciągnięciem papierosa.I tak czuła się bardzo niezręcznie.Wydało jejsię naraz, że jej suknia jest za bardzo wydekoltowana, pończochy zbyt cienkie, buty na zbytwysokich obcasach, a kolczyki zbyt błyszczące.Ten strój, znakomicie pasujący do otoczeniahotelu Adlon, stwarzał rażący kontrast z cichym, staromodnym mieszkaniem Elzy iznajdującymi się tam biedermeierowskimi meblami.Czarne ubranie Benjamina i szaraprzedwojenna sukienka Elzy były jak niemy wyrzut w zestawieniu z kolorową suknią Felicji.Promień słońca wpadający przez okno oświetlił wiszący na ścianie portret Felicji,namalowany przez wuja Leo.Felicja i Benjamin spojrzeli na obraz niemal jednocześnie i oboje nie mogli rozpoznaćw delikatnych rysach dziewczyny niczego, co przypominałoby dzisiejszą Felicję.- Przykro mi, że kazałam ci czekać, Benjaminie - powiedziała Felicja - ale miałamważne spotkanie, które potrwało dłużej niż oczekiwałam.Za to zakończyło się sukcesem.- Moje gratulacje - Benjamin mówił cicho, zacinając się często - według tego, co sięsłyszy, odnosisz tu same sukcesy.- Ciężko pracuję.Nic nie spada mi z nieba.- Tak, z pewnością.Bardzo zeszczuplałaś.- Ale mi z tym dobrze, prawda? - Felicja zadała to pytanie nieco prowokacyjnymtonem.Dobrze wiedziała, że jej szczupła figura zupełnie mu się nie podoba.- Oczywiście, dobrze ci z tym.- Jego oczy patrzyły na Felicję wyczekująco, ztkliwością, błagając niemal o odwzajemnienie miłości.Felicja odwróciła się.Zauważyła, żejej matka nerwowym ruchem splotła palce i oddychała szybko.Uniosła w górę brwi.- Co się dzieje? - spytała - Gdzie są właściwie moje dzieci?Benjamin zakaszlał.Podszedł do Felicji, usiadł obok niej i wziął jej rękę.- Mam bardzo smutną wiadomość dla ciebie - zaczął.Felicja zbladła.- Belle?- Nie, to nie z dziećmi.Tylko nie zabrałem ich do Berlina, bo oboje jutro jedziemydo Insterburga, a więc i tak i tak je zobaczysz.Cofnęła rękę z jego dłoni i nieznacznie odsunęła się.Jej twarz zesztywniała.- Co to znaczy? Jedziemy jutro do Insterburga? Nic o tym nie wiem.Usta Benjamina drgnęły.Odwrócił się i ukrył twarz w dłoniach.Jego ramionazadrżały spazmatycznie.- Ty nie wiesz jeszcze.ty nie wiesz.- ledwo mogła go zrozumieć.- Nie wiesz, żemoja matka zmarła dwa dni temu.- Sherry? - spytał Wolff i uśmiechnął się do gościa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]