[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żadnego znaku, żadnego krzyku, że coś się nie zgadza.Słodkie jak letni wie­czór, gładkie jak lód.Pozostało nam tylko siedzieć grzecznie i cze­kać, aż karty przyjdą pocztą.- Komu masz zamiar je opchnąć? - spytałem.- Nikomu, dopóki nie będę ich trzymał w ręku - mówi.Bo Pie­ser jest ostrożny.To, co się stało, nie wynikło z braku ostrożności.Codziennie obchodziliśmy dziesięć miejsc, do których miały spłynąć koperty.Wiedzieliśmy, że przez co najmniej tydzień nie ma na co czekać - na dobre czy złe, tryby rządowej machiny kręciły się powoli.Codziennie sprawdzaliśmy u Wtyki, którego nazwiska i twa­rzy możecie się domyślić, choć na nic się to nie przyda, jako że z pew­nością ma już inne.Za każdym razem mówił, że nic się nie dzieje i nie zmienia.I mówił prawdę, bo urząd trwał ponury i uroczysty, nie zdradzając się z niczym.Nawet Hunt nie wiedział, że coś się wydarzyło w jego małym królestwie.Ale nawet bez żadnych sygnałów, które mógłbym pokazać pal­cem, byłem okropnie nerwowy, a nocami nie umiałem zasnąć.- Chodzisz, jakbyś musiał biec do ubikacji - mówi mi Pieser i słusznie.Coś nie gra, powtarzam sobie, coś strasznie nie gra, ale nie mam pojęcia co, więc milczę albo okłamuję się i próbuję znaleźć powody.- To moja wielka szansa - tłumaczę.- Być w dwudziestu p: centach bogatym.- Bogatym - poprawia.- Nie tylko w jednej piątej.- Więc ty będziesz bogaty podwójnie.A on się uśmiecha, bo jest silnym, milczącym facetem.- Właściwie dlaczego nie sprzedasz tylko dziewięciu? - pytam.- Zostaw sobie jedną.Będziesz miał szmal, żeby za to płacić, i zie­loną kartą, żeby jeździć, gdzie ci przyjdzie ochota.Ale on tylko się śmieje.- Głuptas z ciebie, mój miły, ostrogłowy, światłomózgi, mały przyjacielu.Jeśli ktoś zobaczy takiego alfonsa jak ja, wsuwającego gdzieś zieloną kartę, zawiadomi kogo trzeba, bo od razu się zorien­tuje, że zaszła omyłka.Tacy jak ja nie dostają otwartych zielonych.- Przecież nie będziesz się ubierał jak alfons ani mieszkał w ho­telach alfonsów.- Jestem szmatławym alfonsem - tłumaczy mi.- Jakkolwiek bym się ubrał, będzie to właśnie strój alfonsa.Gdziekolwiek się za­trzymam, będzie to szmatławy hotel alfonsów, dopóki nie wyjadę.- Być alfonsem to nie choroba - nie ustępuję.- Nie tkwi w go­nadach ani w genach.Gdyby twoim ojcem był Kroc, a mamą lacoc­ca, nie byłbyś alfonsem.- Akurat bym nie był - mówi.- Tyle że wysokiej klasy, jak mama i tata.Jak ci się zdaje, kto używa zielonych kart? Nie da się sprzedawać dziewic na ulicy.Myślałem wtedy, że nie ma racji, i dalej tak uważam.Jeśli kto­kolwiek mógłby przeskoczyć z dna na szczyt w ciągu tygodnia, to tylko Pieser.Potrafił być każdym i robić wszystko.No, prawie wszyst­ko.Gdyby nie to “prawie", jego historia skończyłaby się inaczej.Ale to nie jego wina.Chyba że ma się pretensje do świń, że nie fru­wają.To ja jestem wertykalny, nie? Powinienem opowiedzieć o swo­ich podejrzeniach.Wtedy by nie pchnął tych kart.Trzymałem je w dłoni tam, w jego pokoiku, kiedy rozsypał je na łóżku.Wszystkie dziesięć.Z radości podskakiwał tak wysoko, że stukał głową o sufit, aż płytki się trzęsły i sypały kurzem dookoła.- Błysnąłem mu jedną, tylko jedną- krzyczy.- A on rzucił okrą­gły milion.Pytam: a jeśli dziesięć? Roześmiał się i kazał samemu wypisać czek.- Powinniśmy je sprawdzić - mówię.- Nie można ich sprawdzić.Jedyny sposób to użyć jednej, ale wtedy twoje odciski i twarz zostają na stałe w jej pamięci i nie damy rady jej sprzedać.- Więc sprzedaj jedną i upewnij się, że jest czysta.- Umowa jest na całość - wyjaśnia.- Jeśli sprzedam jedną, oni pomyślą, że mam więcej i trzymam, żeby podnieść cenę.Mogę nie "Ożyć wypłaty za pozostałe dziewięć.Mogę mieć wypadek i stracić te maluszki.Dziś wieczorem spuszczam wszystkie dziesięć i na za­wsze wychodzę z biznesu zielonych kart.Ale tej nocy bałem się bardziej niż zwykle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl