[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie. A kto? Jeden taki, nazywa się Nath. Gdzie go znajdę? Zabijesz mnie? Jeżeli będziesz mówił to nie. Mieszka nad warsztatem stolarskim na północ od Wschodniej Dzielnicy.Shade Tree Street numer cztery. Dobrze pochwaliłem. Masz zamiar opowiedzieć Herthowi o naszejrozmowie? Tak. Chwalebna uczciwość.Będziesz musiał powiedzieć mu, jakich informacjimi udzieliłeś. Jest wyrozumiały w takich sytuacjach. W takim razie potrzebuję naprawdę dobrego powodu, by pozostawić cięprzy życiu.52 Powiedziałeś, że tak zrobisz. Fakt.Lepszego powodu. Jesteś trupem, wiesz. Wiem. Nieuczciwym trupem. Mam parszywy humor.Zazwyczaj jestem nader uczciwym trupem.Spytaj,kogo chcesz. Dobra.Przez godzinę nic nie powiem. Dotrzymasz słowa wobec kogoś, kto cię okłamał?Zastanowił się. Tak. Z Hertha musi być naprawdę wyrozumiały facet. I jest.Poza sytuacjami, gdy ginie któryś z jego podwładnych.Wtedy zu-pełnie traci wyrozumiałość. Ciekawość dlaczego.Możesz iść.Bez słowa wstał i wyszedł.Schowałem sztylet, zostawiłem pierwszy w nieboszczyku i wyszedłem dogłównej sali.Nikt nawet na mnie nie spojrzał.Wyszedłem na ulicę i skierowa-łem się do biura.Czułem napięcie Loiosha, podobnie jak on moje.Zaglądałemw każdą alejkę. Nie musiałeś zabijać tamtego, szefie. Musiałem, inaczej Bajinok nie potraktowałby mnie poważnie.Poza tym niewiem, czy zdołałbym kontrolować obu. To trzeba było zabić też Bajinoka. Mam miękkie serce. To obij sobie dupę blachą, bo Herth tym razem ci nie daruje. Wiem. Nie pomożesz Cawti, będąc nieboszczykiem. Też wiem. To dlaczego. Bądz łaskaw się zamknąć zakończyłem dyskusję.Nawet ja nie uznałem tego za rzeczowy argument.Rozdział piąty.a ślady po klavie z lewej.Teleportowałem się do znajomego miejsca w sąsiedztwie mieszkania Natha,żeby nie tracić czasu na spacer w sumie miałem tylko godzinę.No to straciłemdziesięć minut na dojście do ładu z żołądkiem.Shade Tree Street była stara tak z wyglądu jak i z nazwy.Równie szerokaco Lower Kieron Road, ale krawężniki zapadły się pod wpływem czasu, a podrzewach pozostały jedynie pnie.Chodniki wyłożone były płytami popękanymiod starości, podobnie jak nawierzchnia.Sądząc po ilości wolnych placów, musiałotu kiedyś być dużo targowisk i sklepów, teraz pozostały tylko domy i hotelikicofnięte w stosunku do ulicy.Czasy świetności tak na moje oko przypadały najakieś pół wieku przed Bezkrólewiem.Teraz świetność stanowiła jedynie odległewspomnienie.Numer cztery znajdował się między numerami sześć i piętnaście logicznejak cholera.Miał jedno piętro, czyli dwa mieszkania, i zbudowany był z brunat-nych kamieni.Nad wejściem na parter ktoś wymalował chreothę dobrze żez pajęczyną, bo na lisopodobnego gryzonia stwór w żaden sposób nie wyglądał.Musiał więc być dziełem wybitnego artysty.Wspiąłem się po drewnianych stopniach na piętro.Nawet nie skrzypnęły.Byłem pod wrażeniem.Na drzwiach znajdowały się dwie metalowe plakietki.Na jednej wyryto sym-bol barona, na drugich podobiznę jherega.Była całkiem udana, więc nie stanowiładzieła artysty, lecz rzemieślnika. Jak myślisz, Loiosh: mógł nas usłyszeć? Wątpię, szefie. Też tak sądzę.Sprawdziłem magiczną osłonę drzwi.Nic.Sprawdziłem jeszcze raz.Też nic.Zwykłe, nie za grube drewniane drzwi.Albo mieszkaniec był radośnie niefra-sobliwy, albo był to poziom magii znacznie przekraczający moje umiejętności.Pozwoliłem opaść Spellbreakerowi w nadstawioną dłoń, wziąłem głęboki oddech54i chlasnąłem nim po drzwiach.A jednak niefrasobliwy.W następnej sekundzieotworzyłem drzwi kopem pod klamkę i wszedłem.Był sam.Co znaczyło, że Bajinok najprawdopodobniej dotrzymał słowa.Go-spodarz siedział na szezlongu, czytając gazetkę taką samą jak rano Cawti.Zdą-żył jedynie wstać i teraz przyglądał mi się wytrzeszczonymi oczyma.Pojęcia niemam, jak zdołał tyle lat pozostać przy życiu, nie mając za grosz instynktu samo-zachowawczego.Może był ociężały umysłowo albo pacyfistą z natury pojęcianie miałem i niezbyt mnie to interesowało.Znieruchomiałem, gdy koniec mojejklingi znalazł się cal od jego oka.On też znieruchomiał. Dzień dobry zagaiłem uprzejmie. Ty jesteś Nath.Gapił się na mnie i milczał. No? ponagliłem. Ttak. wykrztusił z siebie.Wyłożyłem mu zwięzle te same zasady przeżycia co Bajinokowi.Uznał je zaprzekonujące, więc zaproponowałem: Usiądzmy i porozmawiajmy.Przytaknął.Albo był naprawdę przestraszony, albo doskonale nad sobą panował.Usiedliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]