[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mógłbyś przekonać ich, żeby pozwolili mi przyłączyć się do was? Umieram z nudów.- Biedna Vanessa.Chciałbym ci pomóc, ale to praktycznie niemożliwe.W tej chwili jesteśmy zbyt zapracowani, tym bardziej że Floyd uciekł.Zapracowani? Wyścigami żab? - pomyślała.Jednak nie wyraziła głośno wątpliwości, gdyż bała się go obrazić.- Co tu się dzieje? - zapytała.- Przecież nie jesteście kryminalistami, prawda?Gomm wyglądał na urażonego.- Kryminaliści?- Przepraszam.- W porządku, wiem, co miałaś na myśli.Rozumiem, że zastanawia cię, dlaczego jesteśmy tu uwięzieni.Ale zapewniam cię, że nie jesteśmy kryminalistami.- Więc kim? Czy to jakaś tajemnica? Zanim odpowiedział, wziął głęboki oddech.- Jeżeli ci powiem.- zawahał się.- Czy pomożesz nam wydostać się stąd?- Jak?- Przy bramie stoi twój samochód.- Tak, widziałam.- Gdybyśmy dostali się do niego.wywiozła by nas?- Ilu was jest?- Czterech: ja, Ireniya, Mottershead, Goldberg.Oczywiście, gdzieś na zewnątrz jest jeszcze Floyd, ale skoro udało mu się uciec, sam musi sobie poradzić.- To mały samochód - ostrzegła.- Jesteśmy małymi ludźmi - odpowiedział Gomm.- Z wiekiem człowiek kurczy się, wiesz, jak suszony owoc.A my jesteśmy już starzy.W sumie mamy trzysta dziewięćdziesiąt osiem lat.Wszyscy mamy za sobą gorzkie doświadczenia, ale żaden z nas nie zmądrzał.Nagle na podwórzu rozległ się krzyk.Gomm zniknął na moment, a kiedy pojawił się znowu, szepnął zdruzgotany:- Znaleźli go.O mój Boże! Znaleźli go.Vanessa podbiegła do okna, ale niewiele mogła zobaczyć.Podwórze pełne było „zakonnic", a dwaj strażnicy prowadzili więźnia - bez wątpienia zbiegłego Floyda.Nie najlepiej wyglądał po kilku dobach tułaczki - brudne, poszarpane ubranie, twarz spalona słońcem i zapadnięte policzki.Usłyszała głos Kleina, który zbliżył się do Floyda i wykrzykiwał coś - wychwytywała tylko co dziesiąte słowo, ale ogólny sens doprowadził starszego mężczyznę do łez.Odwróciła się od okna, modląc się, by pan Klein udławił się kolejnym kawałkiem czekolady, którą ciągłe zajadał.Była zaskoczona: funduje jej pizzę, nowe ciuchy, pozwala na spacery po ogrodzie, a tamtego człowieka traktuje z takim okrucieństwem.Sprawa stawała się coraz bardziej tajemnicza.Dlaczego jest tu tylko pięciu więźniów (z nią sześciu) i wszyscy (oprócz niej) są starszymi ludźmi? Po tym, co zobaczyła na podwórzu, musiała poznać sekret, nawet gdyby miało to być niebezpieczne, i pomóc Gommowi i jego towarzyszom odzyskać upragnioną wolność.Profesor nie pokazał się już tego wieczoru.Może schwytanie Floyda zakłóciło normalny plan zajęć - zastanawiała się, choć sama w to nie wierzyła.Raczej wyglądało na to, że zapomniał o niej.Guillemot przyniósł jej jedzenie i picie, ale nie został, by nauczyć ją grać w pokera, jak obiecywał, ani nie zabrał na spacer.Siedząc w dusznym pokoju, bez towarzystwa, pogrążyła się we własnych myślach.Po południu usłyszała głuche uderzenie w zewnętrzną ścianę.Wstała i już miała wyjrzeć na podwórze, gdy coś wpadło przez okno.Na dole nikogo nie zauważyła.Podniosła z podłogi klucz owinięty papierem.„Vanessa - przeczytała - bądź gotowa".Twój, in saecula saeculorum.H.G."Łacina nie była jej mocną stroną.Miała nadzieję, że ostatnie słowa nie były zaszyfrowaną instrukcją.Sprawdziła, czy klucz pasuje do drzwi jej pokoju.Pasował.Domyśliła się, że nie powinna teraz wychodzić, lecz Poczekać na sygnał od Gomma.Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić.Kusiło ją, by otworzyć drzwi i uciec, zapomnieć o Gommie i innych.Ale przecież H.G.musiał sporo ryzykować, by zdobyć ten klucz.Miała u niego dług wdzięczności.Niecierpliwiła się.Za każdym razem, gdy słyszała kroki na korytarzu albo wołanie na podwórzu, podrywała się, gotowa do rozpoczęcia akcji, ale Gomm nie odezwał się.Minęło południe i nadszedł wieczór.Guillemot przyniósł jej pizzę i butelkę coca-coli.Zanim się obejrzała, zapadła noc.Może przyjdą pod osłoną ciemności - myślała, ale nie przyszli.Już dawno minęła północ i nadal żadnego znaku od H.G.Zaczynała obawiać się najgorszego - że odkryto spisek i zostali ukarani.Jeśli tak, to Klein, prędzej czy później, dowie się ojej współudziale.Była pewna, że potraktuje ją tak, jak ich.Zastanawiała się, czy warto czekać, aż dobiorą się jej do skóry - to nie w jej stylu! Ucieknie, ale co dalej? Będzie się błąkać jak Floyd, aż znowu ją złapią? Nie ma nic do stracenia.Wyszła z pokoju, zamknęła za sobą drzwi i pobiegła korytarzami.Na podwórzu nie było nikogo, ale przypomniała sobie o kamerze zamontowanej w figurze.Niczemu nie można tu zaufać - pomyślała.Zastanawiała się, która ścieżka prowadzi do wyjścia, gdyż wszystkie wyglądały tak samo.Ta, którą wybrała, prowadziła na sąsiednie podwórze.Na środku rosły drzewka laurowe.Światło księżyca połyskiwało w ich liściach.Vanessa nie mogła oprzeć się pokusie, by nie zwiedzić go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl