[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będę wiedział, gdzie jej szukać, kiedy dorośnie.- Zrobił minę, jakby naprawdę rozważał taką możliwość.- Z kolei chłopiec jest dla ciebie naprawdę za młody.Różnica całego pokolenia.Avril rzuciła mu drugie, zdegustowane spojrzenie, po czym chwyciła karafkę na wino i ruszyła w stronę automatu.Sallah i Barr spojrzały po sobie.Avril miała przydzielony lot na następny ranek, a wiatr sprawiał wystarczająco dużo kłopotów, nawet człowiekowi, który nie miał reakcji przytępionych alkoholem.Obie zerknęły na Nabola, kolegę ze zmiany Avril, ale pilot tylko wzruszył ramionami.Zresztą Sallah nie miała zbyt wielkich nadziei na pomoc z jego strony.Na Avril nikt nie miał wpływu.- Hej, Avril, poczekaj no sekundkę - zaczął Drakę, wstając z miejsca.- Obiecałaś mi rewanż w piłce grawitacyjnej.Korty powinny być teraz wolne.- Uśmiechnął się zachęcająco.Sallah ze swojego miejsca widziała, jak jego dłoń przesuwa się pieszczotliwie w górę ramienia Avril.Usta pani astrogator nie wykrzywiały się już w nieprzyjemnym wyrazie.- Lepiej wykorzystajmy je, póki marny okazję - dodał, uśmiechając się jeszcze szerzej.Gładząc ramię Avril, odebrał jej karafkę i postawił na najbliższym stoliku, po czym wyprowadził kobietę z mesy, nie oglądając się za siebie.- Do licha! Nie ma to jak urok osobisty - stwierdziła Barr.- Może sprawdzimy, czy naprawdę poszli grać w piłkę na kortach? - zasugerował Nabol z błyskiem w oku.- Są różne odmiany tej gry - odparła Sallah, wzruszając lekko ramionami.- Znamy się na tym.Przepraszam.- Wstała i ruszyła w stronę stolika Hanrahanów.Wiedziała, że zostawiła przyjaciółkę, ale Barr też mogła odejść, gdyby Nabol zaczął się naprzykrzać.- Cześć.Kiedy lecicie? - zapytała, gdy dotarła do rodziny.- Jutro - odparł Red z serdecznym uśmiechem.Przysunął krzesło z sąsiedniego stolika.- Przysiądziesz się do nas? Chyba będziemy na twoim statku.- Nawet na pewno - uśmiechnęła się Sorka.- Długo musieliście czekać - zauważyła Sallah siadając.- Jestem weterynarzem, a Mairi opiekunką do dzieci - odparł Red.- Nie wchodzimy w skład najpotrzebniejszego personelu.- Może na razie - zgodziła się Sallah z szerokim uśmiechem.Wiedziała, jak niezastąpione staną się ich specjalizacje już wkrótce.- Czy na dole jest naprawdę tak ładnie, jak stąd wygląda? - zapytała Sorka.- Nie miałam za wiele czasu, żeby się o tym przekonać - odparła Sallah z żalem.- Lecimy na dół, rozładowujemy, startujemy znowu.Ale oddychanie upaja jak wino.- Jej nozdrza rozchyliły się z gniewem, gdy pomyślała o wielokrotnie filtrowanym powietrzu na statku.- I wiatr.- Zaśmiała się.- Czasami trochę za silny.- Pokazała, jak walczy z drążkiem sterowniczym wahadłowca.Mairi patrzyła podejrzliwie, ale jej mąż wyglądał na pełnego zapału.Sallah odwróciła się w stronę dzieci.- A szkoła jest wspaniała.Pod gołym niebem! Uczą tam wszystkiego, co wiadomo o naszym nowym domu.- Rodzeństwo jęknęło na jej pierwsze słowa, ale powoli twarze dzieci się rozchmurzyły.- Czasami nauczyciele wiedzą niewiele więcej od uczniów.- Zeszłej nocy nie było ognisk - powiedział Brian z rozczarowaniem w głosie.- To dlatego, że zdążyli już zainstalować oświetlenie, ale przypatrzcie się dzisiaj.Nie tylko wam ich brakowało.Słyszałam, że postanowiono urządzić plac ogniskowy.Każdego wieczoru ogień ma rozpalać ktoś inny, jeżeli pracował dostatecznie ciężko i zasłużył sobie na ten przywilej.- Fajnie! - Brian był wniebowzięty.- Co trzeba zrobić, żeby móc zapalić?- Wymyślisz coś, Brian - zapewnił go ojciec.- Czyli widzimy się z samego rana? - Sallah wstała i zmierzwiła włosy Sorki.- Będziemy na miejscu przed tobą - odparł Red z uśmiechem.I, ku zaskoczeniu Sallah, rzeczywiście byli, gdyż Mairi chciała sama dopilnować, by ich bagaż osobisty został bezpiecznie umieszczony w ładowni.Mairi wciąż zamartwiała się o swoje cenne dziedzictwo, zwłaszcza o skrzynię na posag z różanego drzewa, która była w jej rodzinie od pokoleń.Skrzynia została z pietyzmem rozmontowana i chociaż ważyła tyle, że stanowiła lwią część przysługującego im bagażu, Main uparła się, że musi lecieć z nimi na Pern.Sorka rzeczywiście nie mogła sobie przypomnieć sypialni rodziców bez skrzyni na posag pod oknem.Sama musiała zredukować swoją ukochaną kolekcję koników do trzech najmniejszych, a taśm z książkami mogła wziąć tylko dziesięć.Modele statków Briana też zostały rozmontowane i chłopiec martwił się, czy znajdzie odpowiedni klej.To było pierwsze pytanie, które zadał, gdy spotkał Sallah i Barr.- Klej? - powtórzyła Sallah ze zdumieniem.- Zabrali wszystko inne, dlaczego mieliby zapomnieć o kleju? - Mrugnęła do Reda, który uśmiechnął się szeroko.- A nawet jeśli nie, to nasi eksperci zdołają coś wymyślić.Wygląda na to, że na Pernie jest wszystko.Wsiadaj na pokład, klanie Hanrahanów.Zaraz pojawi się reszta hordy.Jako pierwsi przybyli, Hanrahanowie mogli wybrać sobie miejsca.Sorka zaproponowała, żeby usiedli w ostatnim rzędzie, to wysiądą pierwsi.Wydawało jej się, że nie doczeka, aż wszyscy zostaną przypięci do foteli i wahadłowiec wystartuje.Z niecierpliwości aż dławiło ją w gardle.Dziewczynka była rozczarowana, że ekran w kabinie pasażerów nie działa i nie może oglądać, jak wylatują ze statku.Poza tym obraz mógłby odwrócić jej uwagę od wibracji.Spojrzała niespokojnie na rodziców, ci jednak mieli zamknięte oczy.Brian za to patrzył przed siebie z przerażeniem.Postanowiła nie dać nic po sobie poznać.Nagle przypomniała sobie Seana Connella, kryjącego się w ogrodzie, i zmusiła się, by myśleć, że jest Kosmiczną Yvonne Yves, prowadzącą ekscytującą wyprawę na tajemniczą planetę.Po chwili już byli na miejscu.Silniki hamujące wbiły ją w wyściełany fotel, pozbawiając oddechu.Wahadłowiec podskoczył lekko, gdy podwozie dotknęło ziemi.- Wylądowaliśmy! Udało się! - zawołała.- Nie bądź taka zaskoczona, maleńka! - powiedział jej ojciec z uśmiechem i wyciągnął rękę, by poklepać ją po kolanie.- Czy będę mógł coś zjeść, kiedy wysiądziemy? - zapytał Brian płaczliwie.Ktoś z przodu kabiny zachichotał.Sorka usłyszała syk powietrza i drzwi dla pasażerów się otworzyły.Z kabiny pilotów wyszły Sallah i Barr, dając rozkaz wysiadania.Do wahadłowca wdarł się promień słońca i fala świeżego powietrza.Sorka poczuła, jak serce bije jej mocno z radości.Red ze śmiechem odpiął pas bezpieczeństwa i ponaglił córkę, by wstawała.Jednak nagły przypływ paniki nie pozwolił Sorce ruszyć się z miejsca.- Hej, Sorka, teraz możesz już wyjść! - zawołała Sallah.Dziewczynka wstała czując, że nogi ma jak z waty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]