[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego spojrzenie lekko się ożywiło, poruszył ustami.Przekleństwo z dawna w gwiazdach tkwi.Gdy chwila zderzy się z wiecznością,Groźnym plemieniem błyśnie Mrok,Zatriumfuje nad Światłością.Była zupełnie zaskoczona.Rozpoznała jedną ze strof, które śpiewał wcześniej - z pieśni o Przekleństwie Zarsthora.Znajdź.musisz znaleźć.- mówił pośpiesznie, bełkotliwie.Chwycił ją za ramię zadziwiającym u niego żelaznym uściskiem, którego nie zwalniał; wiedziała, że oswobodzić mogłaby się jedynie siłą.- Nic nie układa się pomyślnie.a to z powodu Przekleństwa Zarsthora.- Schylił nieco głowę, zbliżając ku Briksji twarz.- Musisz odnaleźć.- Nagle coś go uderzyło, oczy zabłysły mu żywo.- To nie Jartar! Kim jesteś? - Jego głos był teraz i miry, nie znoszący sprzeciwu.- Nazywam się Briksja - oświadczyła zadając sobie w myślach pytanie, do jakiego stopnia rozjaśnił się jego zbłąkany umysł.- Gdzie Jartar? Czy może cię przysłał? - Ponieważ wciąż mocno ściskał ramię dziewczyny, kiedy ją szarpnął, zakołysała się cała.- Nie wiem, gdzie jest Jartar.- Próbowała wymyślić coś, co zadowoliłoby lorda Marbona, który przecież wzywał (pamiętała wypowiedziane niedawno przez młodzieńca słowa) nieżyjącego już człowieka.- Może.- użyła tego samego wybiegu, co jego opiekun - czeka na zewnątrz.Mężczyzna zamyślił się.- On czerpie swoją wiedzę ze starodawnych run.Tylko on wie.Muszę to mieć! Obiecał mi to.Jestem ostatnim z rodu Zarsthora.Muszę to mieć!Znów nią potrząsnął, jak gdyby chciał, tak brutalnie się z nią obchodząc, wymusić na niej coś, na czym mu zależało.Zbliżyła dłoń do rękojeści wiszącego u jej boku noża.Gdyby trzeba go było użyć w obronie przed szaleń­cem - a jakże, uczyni to.Narastała w niej obawa, ale nie tylko z powodu jego widocznego obłąkania.Coś trawiło ją od środka.Jej głowa.Miała ochotę krzyczeć.wyrwać mu się i biec, biec.Bo.wydało jej się, że stoi przed jakimiś drzwiami i gdyby one się otworzyły.To jednak nie była chęć ucieczki, jaką niekiedy odczuwają zdrowi umysłowo ludzie, kiedy zetkną się z szaleńcem.Jej doznania były całkowicie odmienne.Nie mogła ruszyć głową, odwrócić wzroku od jego oczu.Poddawała się konieczności - potrzebie jakiegoś czynu - i nic innego w świecie już się nie liczyło, tylko ten zniewalający przymus, który czynił Briksję więźniem samej siebie.Usłyszała własny szept:- Przekleństwo Zarsthora.Tak, to o to chodziło.Istnieje coś takiego, co musi odnaleźć.co ma przywrócić prawdziwe życie.i na­prowadzić na właściwą drogę świat, który od chwili, gdy zaczęło działać Przekleństwo, zszedł na manowce.Briksja mrugnęła powieką raz i drugi.Nie czuła już tego co przed chwilą, nie czuła tej szczególnej konieczności.Zrozumiała: na krótko udzielił się jej jego obłęd! Wykonując gwałtowny, zwinny ruch, zdołała uwolnić ramię, po czym zaczęła się powoli i ostrożnie oddalać od mężczyzny, posuwając się wzdłuż ściany.Marbon jednak nie próbował powtórnie jej niepokoić.Wyglądało raczej na to, że gdy Briksja się oswobodziła, jednocześnie po raz kolejny opuściła go świadomość.Na wygładzonej twarzy wkrótce odmalowało się zobojętnienie.Nie patrzył już na dziewczynę, tylko utkwił wzrok w ścianie.Po chwili dłoń, którą zacisnął wcześniej na jej ramieniu, opadła bezwładnie.Otwór, który mógł prowadzić do wyjścia, bardzo Briksję kusił, ale dziewczyna wzdragała się przed czołganiem w obawie przed ponownym atakiem Marbona.Gdy tak stali po przeciwległych stronach groty, Briksja zastanawiała się nad sposobem szybkiej ucieczki.- Panie.- nagle w otworze ukazała się głowa młodzieńca - droga wolna.Pragnąc czym prędzej powiedzieć o wiszącym w powietrzu niebezpieczeństwie, Briksja wybuchnęła:- Twój pan jest obłąkany!Młodzieńcowi twarz ściągnęła się w furii.Skoczył na równe nogi.- Kłamstwo! Został ciężko zraniony na Przełęczy Ungo, i to dokładnie wtedy, gdy zabito jego mlecznego brata.Ta rana i smutek.Prawda, że nie wie, co robimy i dokąd zmierzamy, ale to tylko przejściowe.On nie jest obłąkany!Wykrzywił gniewnie usta.Briksja pomyślała, że w duchu musi przyznawać jej rację, ale uczucia, jakie żywi do swego pana, nie pozwalają mu się do tego przyznać.- Wrócił tu, gdzie jest jego dom - ciągnął młodzieniec.- Znachor powiedział, że gdy pan znajdzie się w dobrze sobie znanym miejscu, może odzyska pamięć.On.on myśli, że to jest wyprawa.W jego rodzie zachowało się takie podanie.opowieść o Przekleństwie Zarsthora.Chciałby zetrzeć tę zmazę i przywrócić dawny dobry ład.Przy życiu trzyma go wiara, że ta chwila wreszcie nadejdzie.To stara rodowa legenda.o tym, jak przybyły do Eggarsdale Zarsthor posprzeczał się z bratem swojej uko­chanej (była z Dawnego Ludu) i o tym, jak Eldor, powodowany pychą i wściekłością, zawarł przymierze z Ciemnymi Mocami, sprowadzając na Zarsthora i jego potomnych, a nawet na ziemię, którą dzierżył, klątwę: gdy ród ten zyskiwał cokolwiek, natychmiast tracił więcej.Kiedy w zeszłym roku mój pan poniósł w walkach wielkie straty, coraz częściej zdarzało mu się myśleć o tym Przekleństwie.I nieraz lord Jartar, którego zawsze ciekawiły starodawne historie, szczególnie gdy dotyczyły Dawnego Ludu, prowadził z moim panem rozmowy na ten temat.W końcu lord Marbon wbił sobie do głowy, że z całej tej opowieści może mimo wszystko wyzierać prawda.Doszło do tego, że z lordem Jartarem - który zaręczał, iż kiedyś przypadkowo otarł się o pewne tajemnice mogące pomóc wyjaśnić podanie o klątwie - zawarł pakt i od tej pory mieli obaj oddać się dociekaniu prawdy o Zarsthorze i o tym, co jeszcze kryje przeszłość.- Ale jakim sposobem można rozwikłać zagadki mi­nionych czasów? - Briksja ożywiła się nieco, choć wcale tego nie chciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl