[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrząsnąłem głową w pewnym stopniu udzielając od­powiedzi.- Nic nie przysięgałem - przynajmniej te słowa były łatwe.- Pojechałem z własnej woli.Gdyby nie był to mój wybór, nigdy bym się tutaj nie pojawił.Zacząłem mówić o swojej misji, była to dobra wymówka, aby ominąć bardziej osobiste pytania.Opowiedziałem, jak Imgry dowiedział się o poszukiwaniach “Mocy" przez Alizończyków.Z ulgą stwierdziłem, że słuchała z zainteresowaniem.- Czy udało ci się zwerbować kogoś z Ziem Spus­toszonych?Wspomniałem więc o Wereriders.- Czy teraz kogoś szukasz? - zapytała.Wziąłem głęboki oddech i potrząsnąłem głową.Opowie­działem jej o powrocie do obozowiska i zniszczeniu, jakie w nim zastałem.Kiedy wspomniałem o Elys i Jervonie, pochwyciła mnie za ramię.- Więc żyją.nie zostali pochłonięci! Taką właśnie miałam nadzieję.Teraz była moja kolej.- A co się stało z tobą?Cofnęła się nieco i zaczęła splatać włosy.Wtedy też zauważyłem, że ruszył się silny wiatr, słońce skryło się za chmurami.Zmarszczyła czoło i popatrzyła na niebo.- Nadciąga burza.Można to wyczuć w powietrzu.Tam.- wskazała na strome zbocze - jest schronienie.chodź!Nie widziałem powodu, aby jej odmówić.Prowadząc klacz i konia jucznego poszedłem za nią.Po raz pierwszy przypomniałem sobie o kotach.Oba zniknęły.Wspinaczka nie należała do najłatwiejszych.Nad nami gęstniały ciemne chmury.Okrążyliśmy ostatnią ścianę i weszliśmy na dziedziniec, gdy spadły na nas pierwsze krople deszczu.Na zachodnim horyzoncie błysnęła zyg­zakowata błyskawica, zaraz potem zagrzmiało.Grzmot przypominał stukot oblężniczych machin Alizończyków, przesuwanych przez wąski skalisty przesmyk.Zdjąłem juki z koni.Joisan zatrzymała się i wzięła część bagaży pomagając przenosić je do ciemnego chłodnego hallu.Z kucyka zdjęła małą paczkę.- Elys pomyślała o mnie.bardzo się z tego cieszę.Gdzie ona jest? A Jervon? Czy ich odesłałeś, czy też myśleli, że zginęłam i.- To stało się, kiedy dotarliśmy do tej drogi.Dzisiej­szego ranka powiedziała, że nie mogą ze mną dalej jechać.z niezrozumiałego powodu było to zabronione.Nigdy wcześniej nie spotkałem Mądrej Kobiety władającej mie­czem.Nie może pochodzić z Dales.- Jeżeli nie wolno im było tutaj przybyć, z pewnością to przeczuła.Nie, ona nie pochodzi z Dales, nie jest także z Odłogów.jej rodzice byli rozbitkami na naszym wybrze­żu.Urodziła się tutaj, w jej żyłach płynie jednak obca krew.Gęste strugi deszczu otoczyły nas nieprzeniknioną ciem­nością.Twarz Joisan była teraz tylko niewyraźną plamą w mroku.- Posiada Moc - mówiła dalej Joisan.- A Jer­von.- przerwała na chwilę, a potem kontynuowała tym samym tonem - zaakceptował ją taką, jaka jest.Nie jest kimś gorszym w jej oczach ani ona kimś znaczniejszym w jego.Stanowią dwie połowy połączone w doskonałą całość.To nie jest łatwe ani nie zdarza się często, ale kiedy już następuje.Wtedy jest niczym bezcenny skarb od­naleziony przez dwoje ludzi!W jej głosie brzmiała nuta wyzwania.Wiedziałem, że nie powinienem ponownie dyskutować z nią na ten temat.Zapytałem więc, co wydarzyło się po pochłonięciu przez ziemny wir.Usłyszałem wtedy dziwną opowieść o ciemnych ponurych korytarzach będących siedzibą żyjących w mroku Thas, a także i o tym, jak została ocalona przez Gryfa.- Nie wiem, w jaki sposób zbudził się do życia.Musiała to spowodować siła mojej woli.Światło wskazało drogę, którą dotarłam do innego.bardzo dziwnego miejsca.Opowiedziała o komnacie z niskimi ściankami, jak przedostała się do jej centrum i jak rozpoznała symbol.Następnie położyła się spać i wpadła w sieć nowego cza­ru - jak obudziła się na świeżym powietrzu przed murami tej warowni.- Znalazłam owoce i wodę.Zanim zdołałem się ruszyć, wybiegła na zewnątrz i szybko wróciła roześmiana wytrząsając z włosów krople deszczu.W dłoniach miała melon, który położyła na podłodze przede mną.- Daj nóż.Mój.cała broń została mi odebrana w Ciemnościach.Joisan wyjęła z pochwy nóż i rozcięła melon.Połowę owocu wsunęła w moje dłonie.Miąższ był słodki i soczysty.lepszy niż kiedykolwiek.gasił pragnienie.Wyjąłem z paczki kawałek chleba podróż­nego i także się z nią podzieliłem.Wcześniej Joisan wyszła ponownie na zewnątrz, aby umyć lepkie od soku ręce.- Jest więcej owoców.także jagody i wodne rośliny.nie byłam do tej pory głodna.- A koty?Joisan usiadła obok mnie i skrzyżowała nogi.Była blisko, dłonie położyła jednak na kolanach i nie starała się mnie dotknąć.- Tak, koty.Możesz mi nie wierzyć, Kerovanie, ale to nie są zwyczajne zwierzęta.Czytają w myślach i porozu­miewają się telepatycznie.Był także.widziałam go pierw­szego dnia.mały niedźwiadek, który może robić to samo.Koty kazały mi zaczekać, powiedziały, że ktoś przybędzie.Weszłam na wieżę i zobaczyłam drogę.Zastanawiam się jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl