[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widownia tym razem powitała wyczyn Bowmana wiwatami i brawa-' mi.Na twarzach pojawiły się uśmiechy, a wielu widzów zaczęło się wręcz doskonale bawić tym, co w pierwszej chwili uznali za publiczne samobójstwo.Byk stał nieruchomo dobre pół minuty, potrząsając łbem jakby oszołomiony czołowym zderzeniem z drewnianym ogrodzeniem.Gdy ruszył, widać było, że zmienił taktykę - zamiast szarżować, zaczął podchodzić przeciwnika.Szedł powoli ku Bowmanowi, który rejterował tyłem, nie chcąc spuścić byka z oczu, dzięki czemu powoli ale stale tracił przewagę odległości.Nagle byk opuścił łeb i runął do przodu.Był tak blisko, że Bowman właściwie nie miał miejsca na unik.Zrobił więc jedyne co mógł - wyskoczył najwyżej jak potrafił, znalazł się na127łopatkach atakującego zwierzęcia, odbił się i po pełnym obrocie wylą­dował na ziemi.Z trudem łapał oddech, ale udało mu się utrzymać równowagę.Tym razem widownia dostała szału - napięcie zniknęło, za to bra­wom i owacjom nie było końca.Teraz nawet najwięksi sceptycy przy­znali, że pod maską błazna musi kryć się jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, razateur, jaki dziś występował.Niektórym nawet było głu­pio, że z początku dali się nabrać i bali się o takiego mistrza.Zarówno trzech więźniów, jak obie dziewczęta i Masaine obserwo­wali z pewną obawą wielkiego księcia, który niespokojnie przemierzał niewiellcie pomieszczenie, spoglądając z coraz większą irytacją na ze­garek.- Co, u licha, zajmuje im tyle czasu? - mruknął w końcu i spytał Masaine: - Nie wiesz czasem, dokąd Czerda zabrał Bowmana?- Myślałem, że pan wie.- Odpowiadaj, kretynie!- Poszli po klucz do skrytki z forsą, jak pan słyszał.A potem, oczy­wiście, na arenę.- Na arenę? A po co?- Jak to po co? - zdumiał się szczerze Masaine.- Przecież sam pan chciał, żeby skończyć.- Co skończyć, ty półgłówku?! - Widać było, że książę powstrzy­muje się najwyższym wysiłkiem woli.- Bowmana.Usunąć go z drogi.De Croytor złapał Cygana za ramiona i potrząsnął nim w pasji.- Co ma z tym wspólnego arena? - warknął.- Bowman ma walczyć gołymi rękami z hiszpańskim bykiem, a jak nie, to Czerda ją zabije - Cygan wskazał brodą Cecile.- W ten spo­sób nie padnie na nas żadne podejrzenie.Bowman zresztą powinien już być martwy.Czerda jest sprytny.- Czerda jest obłąkanym maniakiem! - wściekł się książę.- Zabić Bowmana? Teraz? Zanim nakłoniliśmy go do mówienia? Zanim dowie­dzieliśmy się, z kim współpracuje i jak zdołał nas namierzyć, że nie wspomnę o odzyskaniu moich osiemdziesięciu tysięcy franków? Po­wstrzymaj go i to zaraz! Wydostańcie Bowmana z areny, jeśli jeszcze nie jest za późno!- Mam pilnować tych dziewczyn.Tak kazał Czerda.- Masaine z uporem potrząsnął głową.128- Porachuję się z tobą później - obiecał de Croytor lodowatym tonem.- Nie mogę się teraz publicznie pokazywać z Czerdą.do diabła! Panno Dubois, proszę tam pobiec natychmiast.Cecile zerwała się na równe nogi.Co prawda suknia była zniszczona przez Searla, ale obie z Lilą zdołały jakoś temu zaradzić.Zrobiła krok ku drzwiom, lecz zagrodził jej drogę Masaine.- Ona nigdzie nie idzie! - oświadczył Cygan.- Czerda kazał.- Wielki Boże! - ryknął rozwścieczony de Croytor.- Ośmielasz mi się sprzeciwiać?Zanim zapytany otworzył usta, książę dopadł go i z rozmachem stanął mu obcasem na śródstopiu.Nadepnięty zawył i odruchowo schylił się ku bolącej nodze.Na to właśnie czekał książę - opuścił złączone dło­nie na odsłonięty kark Cygana z siłą wystarczającą, by ten stracił przy­tomność, zanim dotknął podłogi.- Szybko, panno Dubois - polecił.- Jeśli się nie mylę, to pani przyjaciel może być w poważnych tarapatach.Bowman rzeczywiście był w tarapatach.Wprawdzie nadal utrzymy­wał się na nogach, ale zawdzięczał to wyłącznie sile woli i instynktowi samozachowawczemu.Na jego twarzy umazanej krwią i piachem za­stygł grymas wysiłku.Co jakiś czas chwytał się za lewy bok, który był głównym źródłem bólu.Wspaniały kostium pierrota był wybrudzony i w strzępach.Dwa rozdarcia z prawej strony spowodowało “muśnię­cie" prawym rogiem.Nie pamiętał, ile razy leżał na arenie, ale trzy z nich były niezupełnie dobrowolne.Dwa razy wylądował tam po otar­ciu się o niego łopatki byka, a raz lewy róg ześlizgnął się mu po lewym ramieniu.Teraz byk szykował się do kolejnego ataku.Bowman uskoczył, ale zbyt wolno.Na szczęście zwierzę wzięło ma­newr za próbę uniku i skręciło w niewłaściwą stronę.Musnął go tylko.lewy bark byka, jeśli muśnięciem można nazwać zetknięcie się z ważą­cym tonę cielskiem, które porusza się z szybkością około pięćdziesię­ciu kilometrów na godzinę.Efekt był taki, że Bowman jeszcze raz wylą­dował na arenie, a rozwścieczone zwierzę ruszyło w jego stronę, by przyszpilić go rogami do ziemi.Zachował jednak przytomność umysłu i desperackim wysiłkiem przetoczył się dalej, w ten sposób unikając rogów.Widownia nagle ucichła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl