[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bowman był o jakieś półtora metra za księdzem, gdy potrącił śniadego młodzieńca z cienkim wąsikiem, ubranego w eleganckie, ob­cisłe czarne ubranie i takież sombrero.Obaj przeprosili się odruchowo i wyminęli, lecz zaledwie po dwóch krokach mężczyzna obejrzał się za Bowmanem, który prawie zniknął mu już z oczu.Searl zatrzymał się, widząc wyjątkowo żwawego ogiera, który nie­spokojnie parskał i rzucał łbem.W pewnej chwili wysunął się do przo­du, blokując przejście.Searl czym prędzej się cofnął, z czego natych­miast skorzystał Bowman.Kopnął go od tyłu w kolano.Searl jęknął i pochylił się, a Bowman, zasłonięty z obu stron przez konie, trzasnął go kantem dłoni w podstawę czaszki.Mężczyzna bez słowa zwalił się na ziemię.- Uważaj na te przeklęte konie! - krzyknął Bowman.Czym prędzej kilku Cyganów rzuciło się, by odciągnąć je na boki, i wokół leżącego księdza zrobiło się nagle wolne miejsce.- Co się stało? - spytał najbliższy.- A jak myślisz? To bydlę powinno zostać uśpione, a nie wystawione na sprzedaż.Kopnął księdza w brzuch, więc nie stójcie jak słupy! We­zwijcie doktora.Najbardziej rozgarnięty z Cyganów rzucił się biegiem w dół ulicy, a pozostali skupili się przy nieprzytomnym człowieku, dzięki czemu Bowman mógł się dyskretnie wycofać.Jednak niezupełnie mu się to udało, gdyż obserwował go ten sam śniady młodzieniec, na którego wpadł kilka minut temu.Na pozór był on zajęty studiowaniem swoich paznokci.Bowman kończył właśnie śniadanie, gdy wróciła Cecile.- Jest mi gorąco - oświadczyła - i zgłodniałam.Bowman natychmiast zamówił drugi zestaw śniadaniowy.- No i co?- Weszła do apteki po bandaże, dużo bandaży, oraz maść i środki opatrunkowe.Wykupiła pół apteki, po czym wróciła do wozu stojącego na placu niedaleko stąd.- Zielono-białego?- Tak.Przy drzwiach czekały na nią dwie kobiety i wszystkie razem weszły szybko do środka.- Dwie kobiety? - zdziwił się Bowman.- Jedna starsza i jedna młoda z kasztanowymi włosami.- Matka Marii i Sara.Biedna Tina.- Co chcesz przez to powiedzieć?- Tak sobie głośno myślę - wskazał głową na pobliski stolik.­Spójrz, co za papużki nierozłączki.Idąc za jego wzrokiem Cecile dostrzegła wielkiego księcia.Na jego twarzy malowało się zadowolenie człowieka, który właśnie uniknął 82śmierci głodowej.Uśmiechał się pobłażliwie do Lili, która trzymając dłoń na jego dłoni, tłumaczyła coś z przejęciem.- Twoja przyjaciółka jest może, nie daj Bóg, nieco słaba na umyśle albo coś w tym rodzaju? - spytał poważnie Bowman.- Nie bardziej niż ja - parsknęła dziewczyna, mierząc go niezbyt życzliwym spojrzeniem.- Hmm, tak.Naturalnie, poznała cię.Co jej powiedziałaś? - Tylko to, że musiałeś uciekać, bo chcieli cię zabić.- Nie zastanowiło jej, dlaczego ze mną tu przyjechałaś? - Bo tak mi się podobało, co jej zresztą powiedziałam.- A powiedziałaś jej też o moich podejrzeniach dotyczących de Croy­tora?- Cóż.- Nieważne.Miała ci coś do powiedzenia? - Bowman był wyjąt­kowo dociekliwy.- Niewiele.Tyle tylko, że rano zatrzymali się, by obserwować cy­gańskiobrządek.- Jaki znów obrządek?- Religijny.no wiesz, mszę.- Z księdzem? - wiadomość ta, nie wiadomo dlaczego zaniepokoiła go.- Tak twierdzi Lila.- Dokończ śniadanie - polecił wstając.- Zaraz wrócę.- Myślałam, że.że będziesz chciał wiedzieć, co mówił książę i jak zareagował na moją osobę.Przecież po to właśnie mnie do niego wy­słałeś!- No tak - Bowman wyraźnie był myślami gdzie indziej.- Później.Podniósł się i wszedł do hotelu.Cecile popatrzyła za nim zaintry­gowana.- Wysoki, mówisz.Dobrze zbudowany i szybki, czy tak, El Broca­dor? - Czerda potarł poranioną twarz, wspominając kogoś, kto od­powiadał temu opisowi, i spojrzał na czterech mężczyzn, siedzących przy stole w jego wozie.Byli to: El Brocador, czyli śniady młodzieniec, którego potrącił Bowman, Ferenc, Pierre Lacabro i wciąż oszołomiony i blady Simon Searl, który cały czas rozcierał sobie kark i nogę.- Miał ciemniejszą cerę, niż mówiłeś, i wąsy - dodał El Brocador.- Opaleniznę i zarost moźna kupić w sklepie.Jednak takiej smykałki do załatwiania ludzi nie da się ukryć.83- Może go wkrótce spotkam - w głosie Lacabra zabrzmiała na­dzieja.- Ja bym się tam zbytnio nie spieszył na twoim miejscu - zgasił jego zapał Czerda.- I mówisz Searl, że go w ogóle nie widziałeś?- Nikogo nie widziałem.Ktoś mnie kopnął od tyłu, a drugiego ciosu nawet nie poczułem.- Po cholerę w ogóle polazłeś do hotelu? - zdenerwował się Czerda.- Bo chciałem się dokładniej przyjrzeć temu księciu de Croytor.Czerda, to przecież ty mnie nim zainteresowałeś.Chciałem usłyszeć jego głos i zobaczyć, z kim się spotyka, kto.- Jest z tą Angielką i myślę, że jest niegroźny.- Sprytny człowiek tak właśnie się zachowuje -- mruknął Searl.- Sprytny człowiek nie zachowuje się tak jak ty - warknął Czerda.- Teraz Bowman cię zna i wie, że w wozie madame Zigair jest ktoś ciężko ranny.Je§li wielki książę jest tym, za kogo go uważasz, to teraz musi zdawać sobie sprawę, że podejrzewasz go o to, że jest Gaiuse'em Strome'em.A jeśli nim jest, to nie spodoba mu się nic z tego, co powie­działem.Mina Searla dobitnie świadczyła, że się z tym zgadza.- Trzeba pozbyć się Bowmana i to jeszcze dziś - dodał Czerda.- Tylko należy to zrobić ostrożnie i cicho.Najlepiej, żeby wszystko wyglądało na nieszczęśliwy wypadek.Diabli wiedzą, czy on nie ma tu gdzieś przyjaciół.- Powiedziałem ci, jak to można urządzić - wtrącił El Brocador.- I to jest dobry sposób.Spróbujemy dziś po południu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl