[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Daswidanja było jak niemiecki auf wiedersehen, zna­czyło “do następnego spotkania” - przypomniał sobie.Winda ruszyła do góry, wrota nad ich głowami rozdzie­liły się i przez otwarte okienko kokpitu poczuł zapach noc­nego powietrza.Spojrzał przez ramię na śpiącego kilka stóp za nim Rubensteina.- Panie prezydencie - zaczął - mam zamiar szybko się wznosić, więc potrzebna mi będzie pańska pomoc przy ste­rach.Sięgnął za głowę i sprawdził przełączniki.Kiedy winda zatrzymała się, John otworzył przepustnicę i samolot ru­szył przez ciemność w poprzek pasa startowego.Skręcił ustawiając się pod wiatr i dodał gazu.Ogrodzenie było coraz bliżej.Prezydent krzyknął:- Co pan robi?!- Omijam pułapkę, którą prawdopodobnie umieścili na końcu pasa startowego.Wznosimy się!Rourke pociągnął za stery, dziób samolotu uniósł się, lecz koła toczyły się jeszcze chwilę po nawierzchni pasa startowego, potem podniosły się i przemknęli tuż nad ba­rierką ogrodzenia.John zgasił światła samolotu i począł wznosić się ostro w górę.Prawą ręką sprawdzał skalę pokładowego radia.Pasmo po paśmie.Chambers rzekł:- Kogo pan chce wzywać, Rourke?- Złożyłem obietnicę, panie prezydencie.Według mnie powinni na pana żądanie odwołać atak, jeśli tylko znaj­dziemy ich częstotliwość.- Dlaczego miałbym to robić? - spytał.Rourke odparł spokojnie:- Panie prezydencie, przy całym szacunku dla pana, ten samolot może lecieć w dwóch kierunkach: z dala od Ro­sjan i dokładnie przeciwnie, z powrotem do nich.Niech się panu nie wydaje, że nie byłbym do tego zdolny!Zapadła cisza.Odszukał częstotliwość słysząc paplaninę w języku angielskim.- Jest pan na linii, sir - wyszeptał w ciemność.Odetchnął, gdy prezydent zaczął mówić do mikrofonu.ROZDZIAŁ XLIVRourke przyklęknął na ziemi nasłuchując.W dłoniach trzymał CAR-15, skórzaną kurtkę miał zapiętą pod samą szyję z powodu nocnego chłodu.Słyszał wycie psów.Przez całe popołudnie i wczesny wieczór przed zapadnięciem zmroku widział w lasach i na leśnych drogach ślady cięża­rówek, motocykli i ludzi wędrujących pieszo.- Tu także są bandy? - zadawał sobie pytanie.Znał zie­mie, na których się teraz znajdował.Przed Nocą Wojny był ich właścicielem i prawdopodobnie zachował do nich pra­wo, nawet jeśli nikt nie był już właścicielem niczego.Wsłuchał się przez chwilę w dźwięki nocy.Po odlocie z twierdzy KGB, Chambers drogą radiową od­wołał atak, ale ostatecznie przełożono go tylko.Dowódca wojsk lądowych, kapitan Gwardii Narodowej, Reed, wytłu­maczył, że w więzieniu w bazie przetrzymywanych jest kilku­set lotników.Rourke był ciekaw, czy teraz, tydzień później, atak już nastąpił.Trudno było sobie poradzić bez wiadomo­ści, bez informacji.Wylądował we wschodnim Teksasie, gdzie Rubenstein otrzymał dodatkową opiekę medyczną.Był tam jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu - John spraw­dził jarzącą się na nadgarstku tarczę rolexa.Było po ósmej, jeśli tylko godzina ósma nadal istniała, pomyślał.Chambers, pułkownik sił powietrznych, Darlington, i inni namawiali go, żeby został i walczył razem z nimi albo żeby pracował dla nich jako szpieg.Mówili mu, że będzie teraz poszukiwanym człowiekiem, ściganym przez KGB, że jego nazwisko i twarz są ogólnie znane.Odpowiedział im, że doskonale to wie i że ma własne sprawy.I teraz był tutaj, na farmie.Gdyby przeszedł krótki zadrzewiony odci­nek, mógłby zobaczyć dom, wiedział to, lecz trwał w przy­siadzie przy dzikim dereniu.Pamiętał, że przez bardzo dłu­gi czas krzew ten w ogóle nie zakwitał, przynajmniej nigdy tego nie zauważył.Wywiad doniósł, że Karamazow opuścił bazę KGB i była z nim piękna ciemnowłosa kobieta.Inny raport mówił o tym, że jeden z agentów rosnącej amerykańskiej siatki wywiadow­czej prawdopodobnie widział Karamazowa poza obszarem bezpośrednio sąsiadującym z Teksasem i zachodnią Luizjaną.Dostęp do bieżących informacji był bardzo ograniczony.Nawet jeśli docierały, to w sposób nieusystematyzowany, wy­rywkowo, nierzadko wzajemnie sprzeczne.Rourke zostawił Rubensteina z jednym motorem i ca­łym zaopatrzeniem jakieś 50 mil na południowy zachód od schronu.Gdyby zdecydował się ciągnąć rannego ze sobą, to straciłby kolejne dwanaście godzin.Paul nalegał, by tak zrobił, zapewniając, że do powrotu Johna nic mu się nie stanie.Rourke zostawił go ze steyr-mannlicherem SSG na wysokiej skale, z której w razie potrzeby mógł się ostrzeli­wać, i wyruszył w kierunku farmy.Przez całą drogę, jaką pokonał pieszo po ukryciu harleya jakieś dwie mile dalej, przeklinał siebie w duchu.Pró­bował wyobrazić sobie każdy możliwy scenariusz zdarzeń.W końcu przyjął wersję, że Sarah, Michaela i Ann nie ma już na farmie.Prawdopodobne jednak, że zostawili ślad wskazujący, dokąd się udali.Istniał też scenariusz, który od Nocy Wojny konsekwentnie odrzucał - znajdował w nim na farmie ich ciała.Był zdecydowany odszukać ich, jeśli tylko żyli.W schro­nie było zaopatrzenie na kilka lat, wystarczająca dla jego potrzeb ilość amunicji, znajdowała się elektrownia wodna, którą sam skonstruował wykorzystując podziemny stru­mień jako źródło mocy.Brakowało mu dotychczas jednej rzeczy - benzyny, lecz teraz miał także to.W drodze rewan­żu prezydent Chambers pokazał mu mapę, którą Rourke po obejrzeniu spalił.Potrafił ją odtworzyć z pamięci.Były na niej zaznaczone strategiczne rezerwy paliwa, rozrzuco­ne po całym południowym wschodzie.Przy stosunkowo niewielkich potrzebach było to wręcz niewyczerpane źródło zaopatrzenia.Rubenstein nadal obstawał przy podróży na południe Florydy, by przekonać się, czy jego rodzice jakimś cudem przeżyli wojnę.Doktor przypuszczał, że rozstaną się już nie­długo.Żywił jednak nadzieję, że Paul wróci stamtąd.Miał tylko kilku przyjaciół w życiu, a Rubenstein był prawdopo­dobnie z nich ostatnim, możliwe, że jedynym, jaki przeżył.Rourke przypuszczał też, że mógłby zaliczyć do ich grona ro­syjską dziewczynę, Natalię - w ciemności powtórzył jej imię tak, że tylko on jeden mógł je słyszeć - i nikogo więcej.Po rozstaniu z Chambersem, John użył tego samego dwusilnikowego samolotu do przekroczenia Mississippi, zabierając ze sobą wciąż słabego Paula.To, co zastali po drugiej stronie, budziło przygnębienie.Tętniące niegdyś życiem miasta, były teraz starte z powierzchni ziemi, zmie­niło się nawet samo koryto rzeki.Z powietrza nie było widać żadnych oznak życia, a rośliny, które pozostały, wyda­wały się być martwe, bądź umierające.Kapitan Reed wyposażył samolot w urządzenie podobne do licznika Geigera, które było połączone z sensorem na zewnątrz maszyny.Poziom promieniowania - jeśli tylko urządzenie działało prawidłowo - był niewiarygodnie wysoki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl