[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamordowany! - krzyknęła pani Clayton.- Podobno doręczono mu jakąś wiadomość, wyszedł z hotelu w wiel­kim pośpiechu i nie powiedział, dokąd idzie.- Widzisz - powiedziała Victoria do Edwarda po śniada­niu, kiedy zostali sami - to wszystko prawda.Najpierw Carmichael, teraz sir Rupert.Przykro mi, że nazwałam go popisującym się pyszałkiem.Nieładnie.Każdego, kto coś wie lub domyśla się czegoś w tej całej dziwnej sprawie, usu­wa się z drogi.Edwardzie, jak myślisz, może następną ofia­rą będę ja?- Na miłość boską, Victorio, nie miej takiej zadowolonej miny! Masz stanowczo zbyt silny pociąg do dramatycznych wydarzeń.Nie widzę powodu, żeby ktoś chciał się ciebie pozbyć, bo tak naprawdę nic nie wiesz, ale, błagam cię, uważaj, bardzo uważaj.- Oboje musimy uważać.Wciągnęłam cię w to wszystko.- To dobrze, przynajmniej jakieś urozmaicenie.- Tak, bądź ostrożny - Victorię przeszedł nagle dreszcz.- Okropność! Był taki żywotny, ten sir Rupert, a teraz i on nie żyje.Przerażające, naprawdę przerażające.Rozdział szesnastyINo jak tam, znalazł się pani chłopiec? - spytał Dakin.Victoria skinęła głową.-I nikt więcej? Zaprzeczyła ze smutkiem.- Niech się pani nie martwi - powiedział Dakin.- W tej grze długo trzeba czekać na wyniki.Możliwe, że wpadła pa­ni na jakiś trop, nigdy nie wiadomo, ale ja naprawdę na to nie liczyłem.- Czy mogę jeszcze spróbować? - spytała.- Chce pani?- Tak, chcę.Edward mówi, że załatwi mi pracę w Gałąz­ce Oliwnej.Będę mieć oczy i uszy otwarte i może uda mi się coś wyśledzić.Tam wiedzą o Annie Scheele.- O, to bardzo ciekawe.Skąd pani wie?Victoria powtórzyła to, co opowiedział jej Edward, przy­toczyła słowa Catherine, że trzeba poczekać na wytyczne Anny Scheele.- Bardzo ciekawe - powtórzył Dakin.- Kim jest Anna Scheele? - spytała Victoria.- Musi pan coś o niej wiedzieć, poza samym nazwiskiem.- Oczywiście.Jest ona poufnym sekretarzem amerykań­skiego bankiera, dyrektora międzynarodowej firmy banko­wej.Przyleciała z Nowego Jorku do Londynu jakieś dziesięć dni temu.I zniknęła.- Zniknęła? Nie żyje?- Ciała nie znaleziono.- Ale jest możliwe, że nie żyje?- Tak, jest możliwe.- Czy ona.miała przyjechać do Bagdadu?- Tego nie wiem.Sądząc z tego, co mówiła ta Catherine, miała taki zamiar.A właściwie ma, bo na razie nie ma powodu przypuszczać, że nie żyje.- Może dowiem się czegoś więcej w Gałązce Oliwnej?- Być może, ale jeszcze raz ostrzegam panią, Victorio: musi pani bardzo uważać.Organizacja, z którą pani walczy, jest całkowicie bezwzględna.Nie chciałbym, żeby znalazła się pani w Tygrysie.Victoria zadrżała i powiedziała cicho:- Tak jak sir Rupert Crofton Lee.Wie pan, tego ranka, kiedy widziałam go tutaj w hotelu, było w nim coś dziwne­go, coś mnie zaskoczyło.Nie mogę skojarzyć co.- Coś dziwnego?- Tak, coś innego niż przedtem.-I gniewnie potrząsnę­ła głową w odpowiedzi na wyczekujące spojrzenie Dakina.- Może na to wpadnę.To na pewno nic ważnego.- Każdy szczegół może być ważny.- Edward mówi, że jak znajdzie mi pracę, powinnam się stąd wyprowadzić i zamieszkać w jakimś pensjonacie jak inne dziewczęta.- Będzie mniej domysłów.Hotele w Bagdadzie są bardzo drogie.Pani Edward ma głowę na karku.- Chce się pan z nim zobaczyć? Dakin potrząsnął zdecydowanie głową.- Nie, proszę mu powiedzieć, żeby trzymał się z dala ode mnie.Niestety pani, zbiegiem okoliczności tamtej no­cy, kiedy zginął Carmichael, dostała się do grona podejrza­nych.Edward nie ma żadnych powiązań z tamtym wydarzeniem ani ze mną, i bardzo dobrze.- Miałam o coś pana zapytać - powiedziała Victoria.- Kto zabił Carmichaela? Czy morderca szedł za nim do hotelu?- Nie - odparł wolno Dakin.- To niemożliwe.- Niemożliwe?- Carmichael przypłynął guf ą, łodzią tubylców, i nikogo za nim nie było.Wiemy o tym, bo pilnowaliśmy rzeki.- Więc ktoś z hotelu?- Tak, dziecino.I to ktoś z jednego skrzydła w hotelu, sam obserwowałem schody, nikt nie wchodził.Spojrzał na jej pytającą twarz i powiedział cicho:- Nie ma tak wielu osób.Pani, ja, pani Cardew Trench, Marcus, jego siostra.Kilku starych służących, którzy tu pracują od lat.Człowiek nazwiskiem Harrison z Kirkuku, o którym nic nie wiadomo.Pielęgniarka z Jewish Hospital.Mogła być każda z tych osób, ale żadna nie wydaje się prawdopodobna, z jednego prostego powodu.-Tak?- Carmichael miał się na baczności.Wiedział, że zbliża się szczytowa chwila jego misji.Był człowiekiem o wyczulo­nym instynkcie niebezpieczeństwa.Jak to się stało, że in­stynkt go zawiódł?- Ci policjanci.- zaczęła Victoria.- Oni przyszli potem z ulicy.Przypuszczam, że otrzymali jakiś sygnał.Ale nie oni popełnili zbrodnię.Musiał to zrobić człowiek, którego Carmichael dobrze znał, któremu ufał.albo.którego zlekceważył.Gdybym tylko wiedział.IIPo osiągnięciu sukcesu przychodzi kolej na odreagowa­nie napięcia.Victoria, jak w transie dążyła do celu: dostać się do Bagdadu, znaleźć Edwarda, poznać Gałązkę Oliwną.Dokonała tego i teraz zastanawiała się czasami, choć nie była skłonna do autorefleksji, co właściwie tutaj robi.Uniesie­nie towarzyszące spotkaniu z Edwardem pojawiło się i zniknęło.Kochała Edwarda i Edward ją kochał.Pracowali wspólnie pod jednym dachem, ale patrząc chłodnym okiem, Victoria zadawała sobie pytanie: na co i po co?Edward siłą własnej determinacji czy zręcznej perswa­zji, dopiął swego, Victoria otrzymała skromnie płatne zaję­cie w Gałązce Oliwnej.Pracowała w małym, ciemnym po­koiku, w którym stale paliło się światło, przepisywała na rozklekotanej maszynie zawiadomienia, listy i manifesty dotyczące naiwnego programu Gałązki Oliwnej.Edward miał poczucie, że z Gałązką Oliwną jest coś nie w porząd­ku.Pan Dakin zgadzał się z jego opinią.Zadaniem jej, Victorii, było wpaść na jakiś trop, ale pytanie, czy było tu w ogóle czego szukać.Pokojowa działalność Gałązki Oliw­nej była słodka jak miód.Spotkania odbywały się przy oranżadzie i żałosnych zakąskach, a Victoria miała na nich pełnić obowiązki niemalże pani domu: rozmawiać, przed­stawiać, pilnować dobrego nastroju, krążyć wśród ludzi rozmaitych nacji, którzy spoglądali na siebie wilkiem i łap­czywie pochłaniali zakąski.Jej zdaniem nie było tu żadnego ukrytego nurtu, konspi­racji, wewnętrznych struktur.Wszystko było jawne, pokojowe i przeraźliwie nudne.Ciemnoskórzy chłopcy zalecali się do Victorii, pożyczali jej książki, które przerzucała i od­kładała znużona.Z hotelu Tio przeprowadziła się do pensjonatu na za­chodnim brzegu rzeki, gdzie mieszkała razem z innymi dziewczętami różnych narodowości.Wśród nich była Catherine i Victorii zdawało się, że obserwuje ją ona podejrzli­wym okiem; czy Catherine podejrzewała ją o szpiegowanie Gałązki Oliwnej, czy też to sprawa bardziej delikatnej natu­ry, dotycząca uczuć Edwarda, tego Victoria nie mogła roz­strzygnąć.Brała pod uwagę raczej tę drugą możliwość.Było powszechną tajemnicą, że to Edward załatwił pracę Victorii, toteż kilka par zazdrosnych ciemnych oczu łypało na nią z uzasadnioną wrogością.Faktem jest, myślała ponuro, że Edward jest stanowczo zbyt przystojny.Wszystkie te dziewczyny były w nim zakochane, a ujmujący, przyjacielski sposób bycia Edwarda tyl­ko pogarszał sprawę.Victoria i Edward umówili się, że będą trzymać swe uczucia w tajemnicy.Jeżeli mają odkryć coś ważnego, nikt nie może ich podejrzewać o współpracę.Sto­sunek Edwarda do Victorii był taki sam jak do innych dziewcząt, tyle że nieco chłodniejszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl