[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Edward nie ma żadnych powiązań z tamtym wydarzeniem ani ze mną, i bardzo dobrze.- Miałam o coś pana zapytać - powiedziała Victoria.- Kto zabił Carmichaela? Czy morderca szedł za nim do hotelu?- Nie - odparł wolno Dakin.- To niemożliwe.- Niemożliwe?- Carmichael przypłynął guf ą, łodzią tubylców, i nikogo za nim nie było.Wiemy o tym, bo pilnowaliśmy rzeki.- Więc ktoś z hotelu?- Tak, dziecino.I to ktoś z jednego skrzydła w hotelu, sam obserwowałem schody, nikt nie wchodził.Spojrzał na jej pytającą twarz i powiedział cicho:- Nie ma tak wielu osób.Pani, ja, pani Cardew Trench, Marcus, jego siostra.Kilku starych służących, którzy tu pracują od lat.Człowiek nazwiskiem Harrison z Kirkuku, o którym nic nie wiadomo.Pielęgniarka z Jewish Hospital.Mogła być każda z tych osób, ale żadna nie wydaje się prawdopodobna, z jednego prostego powodu.-Tak?- Carmichael miał się na baczności.Wiedział, że zbliża się szczytowa chwila jego misji.Był człowiekiem o wyczulonym instynkcie niebezpieczeństwa.Jak to się stało, że instynkt go zawiódł?- Ci policjanci.- zaczęła Victoria.- Oni przyszli potem z ulicy.Przypuszczam, że otrzymali jakiś sygnał.Ale nie oni popełnili zbrodnię.Musiał to zrobić człowiek, którego Carmichael dobrze znał, któremu ufał.albo.którego zlekceważył.Gdybym tylko wiedział.IIPo osiągnięciu sukcesu przychodzi kolej na odreagowanie napięcia.Victoria, jak w transie dążyła do celu: dostać się do Bagdadu, znaleźć Edwarda, poznać Gałązkę Oliwną.Dokonała tego i teraz zastanawiała się czasami, choć nie była skłonna do autorefleksji, co właściwie tutaj robi.Uniesienie towarzyszące spotkaniu z Edwardem pojawiło się i zniknęło.Kochała Edwarda i Edward ją kochał.Pracowali wspólnie pod jednym dachem, ale patrząc chłodnym okiem, Victoria zadawała sobie pytanie: na co i po co?Edward siłą własnej determinacji czy zręcznej perswazji, dopiął swego, Victoria otrzymała skromnie płatne zajęcie w Gałązce Oliwnej.Pracowała w małym, ciemnym pokoiku, w którym stale paliło się światło, przepisywała na rozklekotanej maszynie zawiadomienia, listy i manifesty dotyczące naiwnego programu Gałązki Oliwnej.Edward miał poczucie, że z Gałązką Oliwną jest coś nie w porządku.Pan Dakin zgadzał się z jego opinią.Zadaniem jej, Victorii, było wpaść na jakiś trop, ale pytanie, czy było tu w ogóle czego szukać.Pokojowa działalność Gałązki Oliwnej była słodka jak miód.Spotkania odbywały się przy oranżadzie i żałosnych zakąskach, a Victoria miała na nich pełnić obowiązki niemalże pani domu: rozmawiać, przedstawiać, pilnować dobrego nastroju, krążyć wśród ludzi rozmaitych nacji, którzy spoglądali na siebie wilkiem i łapczywie pochłaniali zakąski.Jej zdaniem nie było tu żadnego ukrytego nurtu, konspiracji, wewnętrznych struktur.Wszystko było jawne, pokojowe i przeraźliwie nudne.Ciemnoskórzy chłopcy zalecali się do Victorii, pożyczali jej książki, które przerzucała i odkładała znużona.Z hotelu Tio przeprowadziła się do pensjonatu na zachodnim brzegu rzeki, gdzie mieszkała razem z innymi dziewczętami różnych narodowości.Wśród nich była Catherine i Victorii zdawało się, że obserwuje ją ona podejrzliwym okiem; czy Catherine podejrzewała ją o szpiegowanie Gałązki Oliwnej, czy też to sprawa bardziej delikatnej natury, dotycząca uczuć Edwarda, tego Victoria nie mogła rozstrzygnąć.Brała pod uwagę raczej tę drugą możliwość.Było powszechną tajemnicą, że to Edward załatwił pracę Victorii, toteż kilka par zazdrosnych ciemnych oczu łypało na nią z uzasadnioną wrogością.Faktem jest, myślała ponuro, że Edward jest stanowczo zbyt przystojny.Wszystkie te dziewczyny były w nim zakochane, a ujmujący, przyjacielski sposób bycia Edwarda tylko pogarszał sprawę.Victoria i Edward umówili się, że będą trzymać swe uczucia w tajemnicy.Jeżeli mają odkryć coś ważnego, nikt nie może ich podejrzewać o współpracę.Stosunek Edwarda do Victorii był taki sam jak do innych dziewcząt, tyle że nieco chłodniejszy.O ile więc Gałązka Oliwna wydawała się całkowicie nieszkodliwą organizacją, to jej szef i założyciel budził wiele wątpliwości.Victoria kilkakrotnie czuła na sobie spojrzenie ciemnych pytających oczu i choć reagowała niewinną pensjonarską minką, serce zaczynało jej walić jak młotem, ogarniał ją lęk.Kiedyś stawiła się u niego z powodu jakiegoś błędu maszynowego i już nie skończyło się na spojrzeniu.- Mam nadzieję, że zadowolona jest pani z pracy? - spytał.- Tak, bardzo - odparła Victoria.I dodała: - Przykro mi, że robię tyle błędów.- Nie szkodzi.Nie potrzebujemy bezdusznych automatów.Potrzebujemy młodości, wielkodusznej postawy, szerokich horyzontów myślenia.Victoria usiłowała przybrać poważną, wielkoduszną postawę.- Trzeba kochać pracę.kochać sprawę, której się służy.wierzyć w świetlaną przyszłość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]