[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkażdym razie widziano panią. To nie byłam ja.Ten ktoś musiał się pomylić. Nie pomylił się.Jeśli pani nie chce, żeby na panią zwracanouwagę, nie należy wysiadać nieprawidłowo z pociągu.Alemyślę, że ta nauka już się pani na nic nie przyda. Nie wysiadałam w jakimś tam Borkowie! To pomyłka.Jechałam do Krakowa. Ale pani nie dojechała.Pani brat, Krzysztof, był tego dnia wMyślenicach. Może.Nie wiem.Często jezdzi do Myślenic.Ma tamdziewczynę. Tak, ale tego dnia niedługo zabawił u narzeczonej.Oświadczył, że musi odwiedzić znajomego w Borkowie.Krystyna Dąbek, narzeczona brata, chciała z nim pojechać, aleon się nie zgodził.W Borkowie mieszka Jan Gwidon.Zna gopani? Może, nie pamiętam. Jak to? zdziwił się Derko. Była pani u niego z bratemw lecie kilkakrotnie. Może.Krzyś ma takich różnych znajomych. Mnie interesuje w tej chwili tylko jeden: Jan Gwidoń.Krzysztof Pelski, brat pani, pojawił się tego dnia u niego trochępo osiemnastej.Przyjechał samochodem.WprawdzieGwidoniowi powiedział, że podrzucił go znajomy, którywracając ma po niego wstąpić, ale samochód pani brata stał nazgaszonych światłach na bocznej drodze koło torówkolejowych. Nic o tym nie wiem. Proszę nie zaprzeczać.To nie są moje domysły aniprzypuszczenia.Mam na to wszystko dowody.Więc samochódstał na bocznej drodze i czekał.Pani wsiadła do samochodu iwróciła do Rabki.Szosą piętnaście minut.Naprzeciwko pocztyw Rabce jest park.Można wjechać w aleję prowadzącą dosanatorium Orzeł I.Tam pod osłoną drzew zaparkowała panisamochód.Odebrała pani telefon z Krakowa za paniąDomańską, stwarzając sobie doskonałe alibi.Pani jedziepociągiem do Krakowa, a Domańska zgłasza się żywa i cała napocztę.Ryzykowna kombinacja, ale przyznam bardzopomysłowa.Potem powrót do Borkowa, jest godzina 21.25.Czeka pani na brata, o godzinie 21.30 brat żegna się z JanemGwidoniem, stanowczo nie zgadza się na to.żeby znajomy goodprowadzał, przychodzi na umówione miejsce i razem wraca-cie do Krakowa. Nie! Wcale tak nie było! To są tylko pańskie wymysły! To nie jest mój wymysł.Może Krzysio był w Borkowie.Nie wiem.Ale to byłby tylkoczysty zbieg okoliczności. Widziano, jak pani wsiadała do samochodu. Nikt mnie nie mógł widzieć! Nie było mnie tam! A jednak panią widziano.Mirka przez chwilę milczała.Widać było, że robi nieludzkiewysiłki, żeby się opanować. To jakaś tragiczna pomyłka mówiła już nieco spokojniej. To wszystko razem nie ma sensu.Wynikałoby z tego, że toja.że to ja zabiłam Agatę.Ale to nieprawda.Ona żyła, kiedywychodziłam od niej.To ona zgłosiła się na pocztę.Po comiałabym ją zabijać? Powiedziałam panu wszystko oprofesorze i dlatego pan mnie podejrzewa.Pan myśli, żechciałam się pozbyć Domańskiej, bo byłam o nią zazdrosna.To bzdura.Ona dla profesora nic już nie znaczyła.Była dlamnie zupełnie nieszkodliwa.On jej nie chciał.Nie musiałam jejzabijać! Biedna stara panna! Po co miałabym jej robić jakąśkrzywdę.Chciałam tylko, żeby się odczepiła. Pani ciotka jest krawcową?Mirka patrzała na niego szeroko otwartymi oczami.Bała się. Tak.To znaczy była krawcową. Mieszka w Bronowicach? Tak.Ale ona już nie szyje.Jest bardzo stara.trochęniedowidzi. Ale dla pani jeszcze szyje? Nie.Zresztą może kiedyś uszyła mi jakiś drobiazg. Na przykład płaszcz z szarego misia?Mirka nagle rozpłakała się. Och, nie wiem, co ta stara wariatka panu naopowiadała.Nic nie rozumiem. Ma pani rację, nie musiała pani już być zazdrosną oprofesora.Mirka podniosła głowę i spojrzała na Derkę z nadzieją. Uwierzył mi pan? Nie pani.Profesorowi.Pan Rogalski stwierdził, że jegostosunki z Agatą były od trzech lat bardzo chłodne, aczkolwiekpoprawne: Powiedział, że tylko osoba tak młoda i gwałtownajak pani mogła, w przypływie dzikiej I nieuzasadnionejzazdrości, zdobyć się na tak potworny czyn. Co takiego? Mirka była wyraznie zaskoczona. Powtarzam tylko jego własne słowa. Powiedział, że to ja? No, nie stwierdził tego aż tak kategorycznie, ale dopuściłtaką możliwość.Rozmawiałem z nim niedawno na temat tegotelefonu.U Rogalskiego był tego wieczoru profesor Trembicki.Omawiali plan pracy instytutu na rok następny.Trembickisłyszał rozmowę telefoniczną Rogalskiego.Profesor nieukrywał, że rozmawia z Agatą.Był bardzo poruszony izaniepokojony.Powiedział, że Agata jest chyba chora.Podobnomiała tak dalece zmieniony głos, że profesor w pierwszej chwilijej nie rozpoznał.Trembicki pamięta, że profesor powiedział: Gdybym nie wiedział, że to Agata, nigdy bym jej nie poznał.Musiało jej się coś stać. To nieprawda! Nie mógł czegoś takiego powiedzieć! A jednak powiedział.Podobno to właśnie pani chciała, żebyzamówił rozmowę z Rabką? Nie!! Mówiłam panu, że nawet nie wiedziałam, że zamówiłRabkę. Tak, tak.Zależało pani na tym, żeby zadzwonił doDomańskiej.Prosiła go pani o to.Tłumaczyła mu pani, żeAgata była chora i że należy jej okazać trochę zainteresowania.To pani upierała się, żeby rozmowa odbyła się wieczorem,koniecznie o dziewiątej.Twierdziła pani, że nie wiadomo, kiedyAgata wraca do domu, że najbezpieczniej dzwonić wieczorem.Poza tym mieliście po południu iść do kina.Rano tego dniabyła pani u profesora i słyszała, jak zamówił Rabkę.No i dokina oczywiście nie poszliście.Profesor był nawetzaniepokojony, co się z panią stało, bo nie wiedział, że panipojechała do Rabki. To nieprawda! Mirka zerwała się i natychmiast opadłaciężko i jakoś niezgrabnie na fotel. Aajdak! Aajdak! Aajdak! powtarzała uderzając pięścią w poręcz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]