[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrzysiÄ™gÅ‚abym, że już jÄ… widziaÅ‚am.- Ona.pracuje.Dina lodowato siÄ™ uÅ›miechnęła, minÄ™ miaÅ‚a na temat: zaÅ‚ożę siÄ™, żepracuje.- U Burghleya - westchnÄ…Å‚.ZmarszczyÅ‚a brwi, a potem nagle przypomniaÅ‚a sobie.- Masz racjÄ™ - odrzekÅ‚a - widziaÅ‚am jÄ… tam.I.jeszcze gdzieÅ› też, alegdzie.gdzie.? - Lekko Å›ciÄ…gnęła brwi i postukiwaÅ‚a palcem o wargi.-A! - wykrzyknęła.- OczywiÅ›cie.Na przyjÄ™ciu urodzinowym Heinzie'ego.To ta dziewucha wprost lepiÅ‚a siÄ™ caÅ‚a do ciebie.Robert znowu westchnÄ…Å‚; wcale nie zachwycaÅ‚a go owa zdolność Dinydo przypominania sobie różnych spraw.MiaÅ‚a pamięć jak sÅ‚oÅ„, a on cza-sami o tym zapominaÅ‚ i - jeżeli jeszcze nie jest za pózno - wypadaÅ‚obyjednak na przyszÅ‚ość pamiÄ™tać.- Zaraz, zaraz - uÅ›miechnęła siÄ™ cierpko.- To byÅ‚o w pazdzierniku, ateraz mamy marzec.Wielkie nieba! Musi to trwać od co najmniej szeÅ›ciumiesiÄ™cy! PowiedziaÅ‚abym, że wynika z tego, iż to ktoÅ› wiÄ™cej niż tylko taka jedna , Robercie.Pan Goldsmith uznaÅ‚, że roztropniej bÄ™dzie siÄ™ nie odzywać.- Wydaje mi siÄ™ - powiedziaÅ‚a półgÅ‚osem Dina - że i mnie przydaÅ‚obysiÄ™ coÅ› mocniejszego.PodniosÅ‚a siÄ™, podeszÅ‚a do baru, spokojnie nalaÅ‚a sobie trochÄ™ konia-ku do kieliszka i wróciÅ‚a na fotel.WypiÅ‚a malutki Å‚yczek i odstawiÅ‚a kieli-szek na stół; Å›wiatÅ‚o odbiÅ‚o siÄ™ w rżniÄ™tym krysztale, który zalÅ›niÅ‚ bÅ‚Ä™kit-nym ogniem.Potem znowu zÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce na kolanach.- Mam dwa pytania, które ci muszÄ™ zadać, Robercie.Tylko dwa.Pro-szÄ™, zastanów siÄ™ dobrze i odpowiedz na nie uczciwie.- Jakie? - zapytaÅ‚ ostrożnie ochrypÅ‚ym gÅ‚osem.- Czy kochasz jÄ…? - W gÅ‚osie Diny pobrzmiewaÅ‚o niespokojne drże-nie.PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- ChciaÅ‚abym, żebyÅ› to powiedziaÅ‚ gÅ‚oÅ›no, Robercie.Sam, z wÅ‚asnejwoli.PopatrzyÅ‚ na niÄ…, jakby przyciÄ…gaÅ‚o go napiÄ™cie w jej spojrzeniu.- Nie! - sapnÄ…Å‚, a jego gÅ‚os przypominaÅ‚ zduszone warkniÄ™cie.- Niekocham jej!%7Å‚ona patrzyÅ‚a mu prosto w oczy.- A czy kochasz.mnie?- Szlag by to trafiÅ‚, Dino! Co to za gÅ‚upie pytanie?- W najmniejszym stopniu nie jest gÅ‚upie - odpowiedziaÅ‚a cicho.-Jest to może jedno z najważniejszych pytaÅ„, jakie kiedykolwiek zadaÅ‚am.Robert podniósÅ‚ wojowniczo brodÄ™ do góry i nie odwróciÅ‚ wzroku.- Ta, Dino - powiedziaÅ‚ z sapniÄ™ciem.- Ta, kocham ciÄ™.Jak mi BógmiÅ‚y, tak jest.To, co zrobiÅ‚em.- PodniósÅ‚ dÅ‚onie w bÅ‚agalnym geÅ›cie ipozwoliÅ‚, by opadÅ‚y.- No, to co zrobiÅ‚em, nie zmienia tego, co do ciebieczujÄ™.Rozumiesz? - RzuciÅ‚ na niÄ… bÅ‚agalne spojrzenie, które odbiÅ‚o siÄ™od jej teflonowej zbroi.- SÅ‚uchaj, popeÅ‚niÅ‚em bÅ‚Ä…d - bÅ‚agaÅ‚.- PrzyznajÄ™to, już dobrze?Wydęła wargi i spuÅ›ciÅ‚a oczy, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ bacznie zÅ‚ożonym dÅ‚o-niom.- Nie bÄ™dÄ™ udawaÅ‚, że jej nie przeleciaÅ‚em, bo tak byÅ‚o.Ale nie zaan-gażowaÅ‚em siÄ™ emocjonalnie.- Wielka różnica - mruknęła sucho.- No, ale zawsze.Prawda?- Robercie, powiedz mi coÅ›.- Dina westchnęła.- Czy nazwiska:Michael Kennedy, Raoul Felder i Marvin Mitchelson z czymÅ› ci siÄ™ koja-rzÄ…?Czy mu siÄ™ kojarzÄ…! Boże WszechmogÄ…cy, na sam ich dzwiÄ™k roz-dzwoniÅ‚y siÄ™ wszystkie alarmy, syreny zaczęły wyć, a Å›wiatÅ‚a bÅ‚yskać.Który żonaty mężczyzna nie znaÅ‚ WROGA NUMER JEDEN M%7Å‚ÓW?Robert poczuÅ‚ dreszcz zgrozy, jak sztych nożem, aż do samego szpikukoÅ›ci.Niech to piorun trzaÅ›nie! - pomyÅ›laÅ‚ z niedowierzaniem.Ona mówi oadwokatach od spraw rozwodowych! I to absolutnie najlepszych w No-wym Jorku - lepszych specjalistów od obdzierania ze skóry kobieta zaÅ‚a-twić sobie nie może.- Oj, dajże spokój, Dino! - spróbowaÅ‚ jÄ… uÅ‚agodzić.- Chyba siÄ™ zemnÄ… przez takie coÅ› nie rozwiedziesz?Powoli uniosÅ‚a brwi w górÄ™.- Nie jest to wykluczone.To wszystko zależy.- Od czego?- Robercie, Robercie - westchnęła z rozpaczÄ….- Czy nie przestanieszudawać gÅ‚upiego? Bardzo dobrze wiesz, że to zależy od ciebie.- I od ciebie - zwróciÅ‚ jej uwagÄ™.- I ode mnie - zgodziÅ‚a siÄ™ przytakujÄ…c.- Owszem.RozważaÅ‚, jakby jÄ… tu ugÅ‚askać, ale doszedÅ‚ do wniosku, że znalazÅ‚ siÄ™w sytuacji, w której żadna ilość sÅ‚odkich słówek nie pomoże.Pod tÄ… po-wierzchownoÅ›ciÄ… lodowej królowej jego żona byÅ‚a wÅ›ciekÅ‚a jak wszyscydiabli.Nie można jej nawet mieć tego za zÅ‚e, pomyÅ›laÅ‚ z poczuciem winy.- Czy jest możliwość, aby ci to w jakikolwiek sposób wynagrodzić? -zapytaÅ‚.- Nie, Robercie, obawiam siÄ™, że nie.Jest jednak kilka.spraw, któremożesz zaÅ‚atwić, a to wpÅ‚ynie na mojÄ… ostatecznÄ… decyzjÄ™.RozpaczliwiewÅ‚Ä…czyÅ‚ najwyższy bieg.- Powiedz tylko.Klejnoty, jacht, obrazy.nowy odrzutowiec? Mniejest wszystko jedno.- NaprawdÄ™, Robercie, czy uważasz mnie za aż tak wyrachowanÄ…?WzruszyÅ‚ ramionami.- Powiedz mi tylko, czego chcesz.- Po pierwsze chcÄ™, żeby ta mÅ‚oda dama.czy ona ma jakieÅ› nazwi-sko?- Bambi Parker.- Bambi? Ależ to urocze.Rozkoszne.- Twarz Diny zrobiÅ‚a siÄ™ twarda.- Spodziewam siÄ™, że Bambi wyleci z Burghleya i to natychmiast.- DopilnujÄ™, żeby dostaÅ‚a wymówienie - obiecaÅ‚ pan Goldsmith.- NiebÄ™dzie jej już w poniedziaÅ‚ek rano.Co jeszcze?- ChcÄ™ też, żeby jÄ… natychmiast wyrzucili z Auction Towers.- Okay.- I spodziewam siÄ™, że nigdy, przenigdy wiÄ™cej sÅ‚owa od ciebie na jejtemat nie usÅ‚yszÄ™.- A jeżeli to wszystko zrobiÄ™? - zapytaÅ‚ z nadziejÄ….- Czy to znaczy, żenie bÄ™dziesz myÅ›laÅ‚a o rozwodzie?- To niczego takiego nie znaczy.Niczego nie obiecujÄ™.Szlag by to! Pech go przeÅ›laduje; czy musiaÅ‚o siÄ™ to stać akurat w takidzieÅ„, kiedy Dina nie próbuje nic od niego wyciÄ…gnąć?- Nie jest to taka sprawa - ciÄ…gnęła dalej - żeby decyzjÄ™ można byÅ‚opodejmować pochopnie.MuszÄ™ siÄ™ najpierw przespać z tym problememprzez kilka dni.Jak tylko coÅ› postanowiÄ™, dam ci znać.Robert westchnÄ…Å‚, ale kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- W tym okresie wolaÅ‚abym być sama.ByÅ‚oby uprzejmie z twojejstrony, gdybyÅ› zadzwoniÅ‚ na dół i zamówiÅ‚ dla siebie inny apartament.Panu Goldsmithowi opadÅ‚a szczÄ™ka.- Wyrzucasz mnie? - wykrzyknÄ…Å‚.- W tych okolicznoÅ›ciach krótka separacja wydaje siÄ™ wskazana.- %7Å‚artujesz chyba!- WrÄ™cz przeciwnie, Robercie - powiedziaÅ‚a Dina zimno.- MówiÄ™caÅ‚kiem poważnie.SzczÄ™ka opadÅ‚a mu jeszcze bardziej.Cholerny Å›wiat! - zaklÄ…Å‚ w my-Å›lach, zastanawiajÄ…c siÄ™ co staÅ‚o siÄ™ z twierdzeniem, że dom czÅ‚owieka tojego zamek.Jakby jeszcze tego mi byÅ‚o trzeba!- No dobra, dobra - westchnÄ…Å‚, aż zaÅ›wistaÅ‚o mu w pÅ‚ucach.- Chceszżebym siÄ™ wyniósÅ‚, to siÄ™ wyniosÄ™!Z trudem podzwignÄ…Å‚ siÄ™ na nogi i ciężko stÄ…pajÄ…c, podszedÅ‚ do tele-fonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]