[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę zdało mu się wręcz, \e podziwiadziki, górzysty, lecz osobliwie poukładany krajobraz, dopiero po chwili uświadomił sobie, i\ów krajobraz porusza się, \e sunie przed siebie majestatycznie z niezwykłą prędkością, trudnądo określenia ze względu na masę i wielkość.Doliny między falami były teraz głębsze, agrzywy na nich większe i znacznie bardziej od siebie oddalone.Nadbiegające fale zwijały sięi łamały z hukiem niczym lawina bieli spadająca stromo w dół. Surprise" mknęła tu\ przednimi, wcią\ trzymając kurs na wschód ku południowi.Załodze udało się opuścić stengę opierwszym brzasku, gdy\ trzeba było zrobić wszystko, aby osłabić napór wiatru od rufy ikryjące się za tym ryzyko wypadnięcia z wiatru.Na mokrym pokładzie rozciągnięto poręcze89linowe.Wzrok Stephena powędrował w kierunku pokładu rufowego i nad nim dostrzegłzbli\ającą się olbrzymią, szarozieloną falę gotującą się do uderzenia na reling.Zderzeniewydało mu się nieuniknione, zadarł wysoko głowę, by ujrzeć jej szczyt.Balansując, fala parłanaprzód z rozchełstaną wiatrem brodą bryzgów wodnych.Usłyszał Jacka, wykrzykującegorozkaz w stronę sternika - fregata odbiła nieco od kursu, po czym nagle poczęła wznosić sięna fali z rufą skierowaną ku niebu.Stephen przywarł do drabiny.Fala wdarła się gwałtowniepod stępkę, unosiła okręt coraz wy\ej i wy\ej, obryzgując śródokręcie, by nagle cisnąć fregatęw dół doliny.Napór wiatru osłabł na moment, a wraz z nim wycie takielunku opadło ooktawę.- Doktorze, chwyć się czegoś! - krzyknął Jack.- Obiema rękami!Stephen chwycił się liny sztormowej i trzymając się jej, wypełznął na pokład, napotykającpełne wyrzutu spojrzenia czwórki ludzi za sterem, które zdawały się mówić: I spójrz, w cowpadliśmy przez twoje albatrosy!" Po chwili znalazł się przy wsporniku, do któregoprzywiązany był Jack.- Dzień dobry - powiedział.- Dzień dobry, dzień dobry - padła odpowiedz.- Zaraz zacznie wiać!- Co?- Zaraz powieje! - zawołał Jack głośniej.Stephen zmarszczył brwi i spojrzał w kierunku rufy, starając się przebić wzrokiem chmurępyłu wodnego.Dwa albatrosy, jaśniejsze od piany, unosiły się na wietrze, jeden zanurkowałw kierunku okrętu i zawisł na wysokości relingu rufowego w odległości zaledwie dziesięciustóp.Stephen dostrzegł jego okrągłe, łagodne oko i bezustanne, ledwie dostrzegalne drganialotek.Ptak przechylił się na skrzydło, uniósł na wietrzei znów zanurkował.Ju\ płynąc na wznoszącej się fali, rozpostarł skrzydła, porwał coś z wodyi wystrzelił w górę, zanim grzywacz się załamał.Killick pojawił się na pokładzie z kwaśną, wręcz wściekłą miną i ruszył wolno w stronękapitana, niosąc dzbanek z kawą.Jack przejął dzbanek i upił nieco z dzióbka wło\onego doust.- Lepiej zejdz pod pokład - krzyknął do Stephena.- Idz pod pokład i najedz się do syta.Jeślipogoda naprawdę się zepsuje, długo nie zjesz nic ciepłego.Mesa oficerska najwyrazniej podzielała zdanie kapitana.Stół był zastawiony półmiskami zgotowaną szynką, befsztykiem i papką z gotowanego mięsa, ryby, warzyw i sucharów, zwanąw morskim \argonie sea-pie.Potrawy na razie utrzymywała w ryzach kratka na stole, sosjednak radośnie wylewał się ze wszystkich naczyń.- Porcyjkę sea-pie, doktorze? - Etherage rozpromienił się na jego widok.- Zatrzymałemkawałek dla pana.- Chętnie.- Stephen wyciągnął swój talerz.Porucznik nało\ył nań porcję sea-pie akurat wchwili, gdy fregata wspięła się na szczyt fali.Ułamek sekundy pózniej fregata runęła w dół iporcja zawisła w powietrzu.Etherage w ostatniej chwili przyszpilił ją widelcem i trzymał dochwili, a\ fregata znalazła się w dolinie fali i grawitacja poczęła działać na nowo.Pullings podał mu specjalnie wybrany suchar i oznajmił z uśmiechem, \e barometr wcią\ leciw dół, ale zanim się poprawi, przecie\ musi być kiepsko, prawda?" Zaproponował te\, abydoktor najadł się do syta, póki to jeszcze jest mo\liwe.W chwili, gdy ochmistrz akurat opowiadał o sposobie obliczania wysokości fal za pomocąprostej triangulacji, do mesy wpadł Hervey, ociekając wodą niczym fontanna postawiona dogóry nogami.- Och, och.- mówił, ściągając brezentowe okrycie, wrzucając je do swojej kajuty inakładając okulary.- Babbington, poproszę o fili\ankę herbaty, mój drogi.Palce mi takzdrętwiały, \e nie dam rady odkręcić kurka.- Herbatę zaniesiono ju\ na pokład.Mo\e być kawa?90 - Cokolwiek, byleby gorące i mokre.Zostało trochę sea-pie!Pokazali mu pusty półmisek.- No, niezle! - wykrzyknął.- Całą noc spędziłem na pokładzie i tak mi się odpłacacie?- Dlaczego spędził pan całą noc na pokładzie? - zapytał Stephen, kiedy Herveya udobruchanoporcją szynki.- Kapitan nie chciał zejść na spoczynek, choć szczerze nalegałem, by się poło\ył.Sam te\ niemogłem pójść spać, bo nie chciałem zostawiać go samego.Mam szlachetną duszę -odpowiedział Hervey, zajadając szynkę.- Czy znajdujemy się w powa\nym niebezpieczeństwie? - spytał Stephen.Tak, tak, zapewnili go z powa\nymi, zaniepokojonymi twarzami.Przecie\ okręt cały czasstawiał czoło niebezpieczeństwu wypadnięcia z wiatru, zatonięcia czy staranowania Australii!Na ich szczęście istniała drobna, zgoła minimalna szansa, \e władują się dziobem w góręlodową.Dzięki temu pół tuzina ludzi mogłoby uratować \ycie!Rozwodzili się nad swoim dowcipem dłu\szy czas, gdy nagle Hervey odezwał się:- Kapitan martwi się o fokstengę.Wspięliśmy się na fokmaszt, by zerknąć na stengę z bliskai, nie uwierzycie panowie, w tym czasie siła wiatru zepchnęła nas na rumb z kursu.Kapitanmiał rację, dyby tu\ nad połączeniem ze stengą są w kiepskim stanie, wrogowi bym czegośtakiego nie \yczył! Jeśli ta pogoda się utrzyma i mocniejsze kołysanie potrwa dłu\ej, wezmęsię chyba za odmawianie pacierzy.- Pan Stanhope prosi doktora Maturina o poświęcenie mu chwilki - Killick wyszeptałStephenowi do ucha.White, Atkins i młody attache o nazwisku Berkeley siedzieli w ciemnej, chłodnej kajucie przyświetle świeczki od ochmistrza.Stopy całej trójki zanurzone były w wodzie, która zchlupotem przelewała się po kajucie zgodnie z rytmem kołysania okrętu.Ka\dy z nich miałna sobie płaszcz sztormowy z postawionym kołnierzem, a Stanhope półle\ał na sofie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]