[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł w górę oddarty kawałek du-żego, jasnozłotawego liścia, który więdnąc nabrał brunatnego odcienia. To liśćmallornu z Lorien, a na nim drobne okruchy.takie same okruszyny dostrzegamw trawie.A tam, patrzcie, strzępy przeciętego powroza! Jest także nóż, którym powróz przecięto powiedział Gimli.Schylił sięi z kępy trawy wyciągnął krótki, zębaty sztylet, wdeptany w ziemię jak gdybyciężkim butem.Trzonek, z którego wyrwano ostrze, leżał opodal. To broń or-ka rzekł Gimli trzymając sztylet ostrożnie i przyglądając się z odrazą rzez-bionemu trzonkowi.Wyobrażał szkaradną głowę z kosymi oczyma i szyderczymuśmiechem. Oto najdziwniejsza z wszystkich dotychczasowych zagadek! wykrzyk-nął Legolas. Spętany jeniec umyka zarówno orkom jak i oblegającym ichjezdzcom.Zatrzymuje się w otwartym polu i przecina swoje pęta orkowym szty-letem.Jak to zrobił? Dlaczego? Jeżeli nogi miał skrępowane, jakim sposobemdoszedł aż tutaj? A jeżeli miał związane ręce, jak mógł posłużyć się nożem? Gdy-by nie był spętany, po cóż by przecinał powrozy? Zadowolony ze swej sztuczkiusiadł i z całym spokojem pożywiał się sucharami! Gdybyśmy nie mieli innegodowodu, a mianowicie liścia mallornu, ten jeden wystarczyłby, żeby nie wątpić,że to był hobbit.Potem chyba przemienił swoje ramiona w skrzydła i śpiewającpofrunął między drzewa.W takim razie odnajdziemy go bez trudu, byleśmy takżenauczyli się latać. Pewnie, że musiały tu dziać się jakieś czary rzekł Gimli. Co miałtutaj ten staruch do roboty? I co ty sądzisz, Aragornie, o domysłach Legolasa?Czy może umiesz lepiej odczytać te ślady? Może umiem odparł z uśmiechem Aragorn. Są bowiem dokoła in-ne jeszcze ślady, których dotychczas nie wzięliście w rachubę.Zgadzam się, żejeniec niewątpliwie był hobbitem i że musiał albo ręce, albo nogi uwolnić z pęt,zanim tu przyszedł.Zakładam, że miał raczej ręce wolne, bo w ten sposób za-gadka się upraszcza, a przy tym, sądząc ze śladów, jeniec został na to miejsce86przyniesiony przez jakiegoś orka.O kilka kroków stąd jest plama przelanej krwi,krwi orkowej.Wszędzie wkoło dostrzegam głębokie odciski kopyt i pewne oznakiwskazują, że wleczono po trawie jakiś ciężki przedmiot.A więc jezdzcy zabili tuorka i potem zawlekli jego ciało do ogniska.lecz hobbita nie zobaczyli; nie byłogo łatwo dostrzec w ciemną noc, zresztą miał na sobie płaszcz elfów.Był wyczer-pany, głodny, nie trzeba się zatem dziwić, że gdy przeciął swoje więzy sztyletemzabitego wroga, odpoczywał chwilę i zjadł coś, zanim poczołgał się dalej.Bardzopocieszający jest dowód, że zachował trochę lembasów w kieszeni, chociaż uciekłbez sprzętu i bagażów.To także charakterystyczne dla hobbita.Mówię: hobbit, alemam nadzieję, że byli to dwaj hobbici, Pippin i Merry.Brak wszakże dowodówna potwierdzenie tej mojej nadziei. A jakim sposobem jeden z naszych przyjaciół zdołał uwolnić z pęt ręce? spytał Gimli. Nie wiem, jak się to stało odparł Aragorn. Nie wiem też, dlaczegoktóryś z orków wyniósł hobbitów poza obozowisko.Bo na pewno nie zamierzałdopomóc im w ucieczce.Ale zaczynam teraz rozumieć pewną zagadkę, nad któ-rą od początku łamałem sobie głowę: dlaczego po zabiciu Boromira orkowie nienastawali na życie hobbitów, lecz tylko porwali ich w niewolę.Nie szukali resztydrużyny, nie atakowali naszego obozu nad rzeką, ale pospiesznie ruszyli w stro-nę Isengardu.Czy przypuszczali, że mają w ręku powiernika Pierścienia i jegowiernego sługę? Nie sądzę.Ich władcy nie ośmieliliby się dać orkom tak jasnychrozkazów, nawet gdyby sami o wszystkim dokładnie wiedzieli.Nie mówiliby imotwarcie o Pierścieniu, bo nie mogą ufać orkom.Myślę, że rozkazali im tylko braćkażdego napotkanego hobbita żywcem, i to za wszelką cenę.Pózniej ktoś jeszczeprzed rozpoczęciem bitwy usiłował wymknąć się z okrążenia unosząc cennychjeńców.Może zdrajca, bo tych nie brak w orkowym plemieniu.Któryś z więk-szych i zuchwalszych orków chciał może uciec i wykraść łup dla osobistej korzy-ści.Tak ja odczytuję tę historię.Można też snuć inne domysły.W każdym raziewiemy już na pewno, że co najmniej jeden z naszych przyjaciół ocalał.Musimygo odnalezć i dopomóc mu, zanim wrócimy do Rohanu.Nie wolno nam cofnąć sięprzed grozą Fangornu, skoro zły los zapędził hobbita w ciemną głąb tej puszczy. Wcale nie jestem pewny, czego się bardziej boję: Fangornu czy też drało-wania piechotą przez wiele mil stepami Rohanu rzekł Gimli. Chodzmy więc w las! powiedział Aragorn.Lecz nim doszli do lasu, Aragorn wypatrzył nowe ślady.W pobliżu rzeki do-strzegł odciski stóp hobbitów, tak jednak niewyrazne, że niewiele z nich możnabyło odczytać.Nieco dalej, pod ogromnym drzewem na skraju puszczy, natrafiłna podobny trop.Ziemia był wszakże sucha i naga, nie zachowała innych śladów. Jeden hobbit niewątpliwie stał tutaj przez chwilę i wyglądał na step, a po-tem odwrócił się i poszedł w las powiedział Aragorn. W takim razie my także pójdziemy w las rzekł Gimli. Nie podoba87mi się jednak ten Fangorn.Pamiętajcie, że nas przed nim ostrzegano.Wolałbym,żeby ślad prowadził w inne strony. Mimo wszystko, co się o nim mówi, ten las nie pachnie mi zle rzekł Le-golas.Stał na skraju puszczy wychylony do przodu, jak gdyby nasłuchując i prze-patrując gąszcz szeroko otwartymi oczyma. Nie, ten las nie jest zły, a jeślinawet czai się w nim coś złego, to bardzo daleko stąd.Z ciemnych zakątków,w których serca drzew sczerniały, chwytam słuchem zaledwie nikłe echa.Nie mapodłości nigdzie w pobliżu nas, ale jest czujność i gniew. Na mnie las nie ma o co się gniewać rzekł Gimli. Nie zrobiłem mużadnej krzywdy. Tym lepiej dla ciebie odparł Legolas. Mimo to las doznał krzywd.W jego wnętrzu coś się dzieje albo może stanie się niebawem.Czy nie wyczuwa-cie napięcia? Mnie ono aż dech zapiera. Duszno tu rzekł krasnolud. Ten las, chociaż jaśniejszy od MrocznejPuszczy, wydaje się zatęchły i zniszczony. Jest stary, bardzo stary odparł elf. Tak stary, że przy nim ja czuję sięznowu młody, a nie zdarzyło mi się to, odkąd wędruję w waszym towarzystwie,młokosy.Jest stary i pełen wspomnień.Mógłbym być szczęśliwy, gdybym trafiłtu w dni pokoju. Pewnie, że mógłbyś być szczęśliwy mruknął Gimli. Jesteś bądz cobądz leśnym elfem, a zresztą wszystkie elfy są dziwakami.Dodałeś mi jednak du-cha.Gdzie ty idziesz, tam i ja pójdę.Ale trzymaj łuk w pogotowiu, a ja też wysunęnieco toporek zza pasa.Nie przeciw drzewom, nie! dodał pospiesznie, zerkającna drzewo, pod którym stali. Po prostu na wypadek niespodzianego spotkaniaz tamtym staruchem wolę mieć pod ręką odpowiedz dla niego.No, chodzmy!I na tym kończąc rozmowę trzech wędrowców zapuściło się w las Fangornu.Legolas i Gimli zdali szukanie tropów na Aragorna.Strażnik jednak także nie-wiele mógł tutaj wypatrzyć, bo suchy grunt zaściełały grube pokłady liści.Domy-ślając się, że zbiegli jeńcy zapewne trzymali się w pobliżu wody, Aragorn wciążwracał nad potok.Dzięki temu natrafili wreszcie na miejsce, gdzie Merry i Pip-pin gasili pragnienie i chłodzili nogi.Odciski stóp obu hobbitów jedne niecomniejsze były tutaj już zupełnie wyrazne dla wszystkich. Oto dobra nowina! rzekł Aragorn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]